𝐆𝐎𝐑𝐎𝐔 𝐏𝐑𝐙𝐄𝐙 większość czasu był zajęty.
Nie chodziło już o samą kwestię obowiązków związanych z byciem generałem — doskonale znał się na rozporządzaniu danego mu czasu, a bardziej o jego własne utwierdzenie w przekonaniu, gdzie znajdywało się dla niego miejsce. Bowiem nieważna była wielkość problemu, czy to drobny wypadek, czy ruch przy liniach obrony, chłopak zawsze znajdywał się na miejscu, wydając kolejne rozporządzenia i wtłaczając w życie plan narzucony przez Jej Wysokość. Aby wszystko poszło zgodnie z jej życzeniem, był nawet w stanie poświęcić swoje własne życie.
Na początku jednak pierwszy w kolejce był jego czas. W całym chaosie obozu nigdy nie brakowało czegoś do zrobienia. Dlatego bez względu na istotność zadania Gorou biegał z jednej strony na drugą, upewniając się, że żołnierze i inni mieszkańcy wysp Watatsumi byli bezpieczni oraz mieli to, co potrzebowali na tyle, ile ich zasoby pozwalały. Każda rana czy strata kłuła go w serce, wbijając się tuż obok innych. Aby nadrobić to, co zostało stracone, dawał wszystko, co miał od siebie.
Poświęcając siebie sprawie tak, jak przyrzekł.
Jednak jego poświęcenie, mimo uznania wśród uczestników oporu bądź nawet samej generał Kujou — bezustannie i bezowocnie napierającej na bunt, nie uchodziło spod spojrzenia osób drugich. A te, przy okazji, nigdy nie było wypełnione zadowoleniem, kiedy widziało zajętego chłopaka. W końcu brak energii w jego ciele, widocznym szczególnie przy ogonie, który wisiał bezwiednie przy właścicielu, i zmęczenie w wypowiadanych słowach nie podchodziło pod coś, co świadczyło o odpowiedniej ilości zadbania.
— Dzień dobry. — Dlatego kiedy Gorou pukał w drzwi, po czym wchodził cicho do środka, witałxś go najsłodszym uśmiechem, jaki mogłxś teraz z siebie wymusić. Musiał teraz znosić zdecydowanie za dużo, a nawet mały gest z twojej strony był w stanie wydobyć u niego niewielką iskrę radości. Więc nieważne, co się działo, twoja osoba niezmiennie będzie go obdarzać miłością. Chociażby na chwilę.
— Raczej dobry wieczór — odparłxś, spoglądając na niego znad książki. Chłopak stanął niezręcznie na środku pokoju, nie będąc pewnym co dalej poczynić. Widząc jego niezdecydowanie, twoja dłoń przesunęła się po kołdrze, aby poklepać delikatnie miejsce obok siebie w zapraszającym geście.
Niepewnie ruszył do przodu, siadając na brzegu łóżka tak, aby nie naruszyć twojej przestrzeni. Pomimo miesięcy, czy już nie lat, spędzonych wspólnie nadal nie był pewien jak się poruszyć, ani co zrobić — w szczególności, kiedy jego uwaga przez miniony tydzień skupiała się na wszystkim oprócz ciebie. Niezmiennie jednak respektował cię, kochał i wielbił, starając się dać ci tyle uwagi ile mógł. Jednak w zamęcie dziejących się spraw, zazwyczaj kończyłxś samotnie, dokładając mu na ramiona poczucie winy.
— Przepraszam... — wydusił z siebie cicho, unikając twojego spojrzenia, tym samym schylając głowę nisko. Leżący na kołdrze ogon przysunął się do niego, praktycznie kuląc się przy boku. Chłopak nigdy nie był w stanie ukryć swoich prawdziwych myśli. Nie przy tobie. — Pewnie rujnuję ci wieczór...
— Nie, słońce — przerwałxś mu od razu, sięgając po skuloną dłoń. Odwijając powoli ściśnięte palce, twój wzrok skupił się na nim, tym samym prosząc go, aby w końcu spojrzał na ciebie. Turkusowe oczy wreszcie odważyły się podnieść, trafiając na moment, kiedy cudze usta dotknęły skóry dłoni. Gest z pewnością wywołał dreszcze przechodzące po jego kręgosłupie. — W żadnym wypadku mi nie przeszkadzasz.
— O-oh... — mruknął cicho, zauważając twój uśmiech. Tuż po tym kiedy zarumienił się na ciepły odcień różu, ogon uderzył delikatnie o materac, przypominając ci o jego pragnieniach. W końcu po tak długim okresie z pewnością musiało mu brakować dotyku drugiej, kochającej go osoby. — [t.i.]... Tęskniłem za tobą.
Widząc jego machający ogon i prośbę w oczach, ręce samoistnie się otwierały, aby przyjąć ciężar drugiego ciała. Gorou wpadając w otwarte ramiona, zmusił cię do położenia się i zatrzymania go w swoim uścisku. Wraz z cichym śmiechem z ust, wędrujących okazyjnie po czerwonej od rumieńców twarzy, został przykuty do twojego boku. Jednak z zadowoleniem przyjął swój wyrok, wtulając głowę w zgłębienie przy szyi. Palcami zacisnął materiał twoich ubrań, bezsłownie błagając o więcej i więcej.
Jego prośby dochodziły do ciebie, a ty potulnie je spełniałxś, rozkoszując się emanującym od niego ciepłem. Przez panującą wojnę wasza dwójka zaczęła jeszcze bardziej doceniać obecność drugiej osoby. W każdej chwili któreś z was mogło zniknąć. Pioruny, bezustannie uderzające w tereny oporu, mogły stać się wyrokiem archonta i odebrać wam życie. Nawet w schronieniu, pod dachem i narzuconym w pewnym momencie kocu, nikt nie był bezpieczny. Na dworze nadal szalała burza. Przynajmniej teraz byliście razem.
— [t.i.]? — zaczął cicho chłopak, chowając się w twoich ramionach. Był to chyba jeden z jedynych momentów gdzie, zamiast stawać wprost przed całym światem z duchem walki, szukał schronienia i unikał konfrontacji. Nie żeby ci to przeszkadzało.
— Tak? — rzuciłxś delikatnie, próbując go nie spłoszyć. Nie kiedy jego dłonie błagalnie trzymały cię przy nim tak, jakby kolejna dusza miała zaraz zostać mu odebrana. Gorou widział już zbyt wiele krwi, aby stracić do tego jeszcze ciebie.
— Możesz... No wiesz... — odezwał się cicho, ściszając z każdym kolejnym słowem. Jego policzki z pewnością przybrały już najciemniejszą barwę czerwieni. Zaś ty zaśmiałxś się delikatnie, wysuwając jedną dłoń, aby położyć ją na ciemnych lokach i podrapać w miejscu tuż za sterczącymi uszami. Z gardła chłopaka wydobył się cichy dźwięk zadowolenia, wyciszony przez to, że schował się w twoim ramionach.
Zastanawiającym aktem było to, w jak dobrym stanie Gorou utrzymywał swoje włosy pomimo szalejącej burzy. Będąc przez większość czasu na dworze, nie było nawet chwili, gdzie jego kosmyki nie były mokre. Tylko wchodząc do środka, pomieszczenia gdzie wreszcie było odrobine cieplej, trząsł swoją głową, aby zrzucić z niej wszelkie pozostałe krople wody. Wraz z czasem wysychały, pozostawiając je w zadziwiająco miękkim stanie. Jedynie poprzez wsuwanie palców pomiędzy nie, tuż przy samej skórze, można było wyczuć, że wrócił z dworu.
A w dodatku ten zapach. Gorou zawsze pachniał panującą burzą i roztaczającym się lasem wokół głównych sił oporu. Było to wręcz wciągające. Pomimo ciężkich warunków nadal zdawał się być tą samą osobą, co kiedyś. Nadal uciekał w konary drzew, aby pomyśleć o tym, co ma zrobić, po czym przynosił ci niewielkie znalezione kwiaty, aby zostawić ci je w pokoju wraz z podkradzionymi słodkościami. Nie był w stanie przestać cię rozpieszczać. Tyle dla niego robiłxś, a on mógł się tylko odwdzięczyć chwilowym gestem wymienianym podczas niespokojnego wieczoru. Ale nawet ten jeden moment był wystarczający.
Bo mimo całego walącego się świata, w końcu zawsze wracało się do dzielonego pokoju, aby schować się w objęciach drugiej osoby, gdzie nic złego nie mogło się stać.
CZYTASZ
❝LOVE SCENARIO❞ genshin impact x reader [inazuma ver.]
Fanfiction❝when you flip the last page the courtains will quietly fall❞ 𝐭𝐮𝐭𝐚𝐣 𝐳𝐧𝐚𝐣𝐝𝐳𝐢𝐞𝐬𝐳 𝐨𝐧𝐞𝐬𝐡𝐨𝐭𝐲 𝐨𝐫𝐚𝐳 𝐢𝐧𝐧𝐞 𝐛𝐢𝐛𝐞𝐥𝐨𝐭𝐲 𝐳 𝐠𝐞𝐧𝐬𝐡𝐢𝐧 𝐢𝐦𝐩𝐚𝐜𝐭 𝐳 𝐢𝐧𝐚𝐳𝐮𝐦𝐲 zakończone: --- żadne dołączone tutaj gify, obrazki c...