Rozdział 14

47 8 17
                                    


– Babcia? Zabierz mnie stąd.

Obudził mnie koszmarny ból głowy. Leżałam na czymś twardym. Jasne światło raziło mi w oczy i nie miało zamiaru się wyłączyć. Śmierdziało tu lekami i coś przypominającym szpital. Co się stało? Gdzie ja byłam? I co mi było? Chyba to światło powodowało nieprzyjemne uczucie w skroniach.

– Wyłączcie to! – Uniosłam rękę przed siebie, by się osłonić przed jasnym rozbłyskiem.

Jak na zawołanie, ktoś wyłączył latarkę, dzięki czemu poczułam się lepiej. Kilkakrotnie zamrugałam, by obraz stał się wyraźniejszy. Rozejrzałam się dookoła i od razu tego pożałowałam: poczułam rwący ból w ramieniu i w szyi, kiedy obracałam głową. Niekontrolowany syk przedostał się przez moje gardło.

– Witamy wśród żywych, panno Roberts – usłyszałam męski głos. Odwróciłam się w stronę człowieka, który wypowiedział te słowa i zobaczyłam w nim starszego mężczyznę. Sądząc po jego stroju - siedział naprzeciwko mnie w białym fartuchu i stetoskopie - musiał być moim lekarzem. – Jak się pani czuje?

– Wszystko mnie boli, ale daję radę. – Zamknęłam oczy w nadziei, że pomoże mi to w bólu. – Da mi pan jakieś proszki i pójdę do domu.

Widziałam jego wzrok zza swoich okularów. Był sceptyczny. Wpatrywał się we mnie swoimi niebieskimi oczami, nie wierząc mi, że sama dam sobie radę.

– Co się właściwie stało? Dlaczego jestem tu? – zignorowałam to.

– Nie pamięta pani? – Uniósł brwi w górę.

– Pamiętam ostre światło, pisk opon i... – Zmarszczyłam czoło, intensywnie myśląc o poprzednich wydarzeniach. – Upadłam na ulicę. Więc? Jakim cudem jestem tu, a nie tam, na ulicy?

– Miała pani wypadek. Ktoś panią potrącił. Mała pani wielkie szczęście, że skończyło się tak, a nie o wiele gorzej. – Złożył dłonie razem jak do modlitwy. – Zauważył panią jakiś pieszy, zadzwonił na pogotowie i tak oto jest pani tu. Z tego, co się dowiedzieliśmy, kierowca samochodu, uciekł z miejsca wypadku, więc nie wiemy, kim ten ktoś był.

Siedziałam na kozetce, mogłam poruszać nogami i rękoma - chociaż z tym drugim trochę było gorzej, gdyż kiedy wykonywałam gwałtowny lub zbyt mocny ruch lewą kończyną górną, czułam to nieprzyjemne uczucie - miałam trochę obolałą głowę, ale nic poważniejszego się mi nie przydarzyło, więc musiałam naprawdę mieć dużo szczęścia. Albo po prostu wyglądało to trochę inaczej, niż opisał to lekarz - nie tak dramatycznie, jak się wydawało. Może rzeczywiście była to moja wina, bo nie sprawdziłam, czy coś jedzie. Od razu wtargnęłam na pasy, a auto, które jechało, szybko zahamowało, jednak nie udało mu się to, więc uderzyłam w niego, odbiłam się jak piłeczka i uderzyłam w przód samochodu. Oczywiście nie pamiętałam, jak to wyglądało naprawdę, ale ten pisk opon, który wciąż pojawiał się w mojej głowie niczym echo, mógł oznaczać nagłe hamowanie. Bo co innego?

– Przepiszę pani maść oraz parę leków, które pomogą pani szybciej wrócić do zdrowia, a przy okazji przestanie panią boleć. – Pokazał długopisem na moją rękę. – Nie ma pani żadnych poważnych urazów, obyło się bez operacji, nie było nawet ran, więc nie będzie pani musiała wracać na usuwanie szwów. – Dostrzegłam na jego twarzy niezauważalny uśmiech. – Miejmy nadzieję, że wszystko będzie się goić i nie pojawią się żadne powikłania. – Podał mi receptę na znak, iż to koniec naszego spotkania. – Chyba że... – przeciągnął. Kiedy chciałam zabrać wcześniej wspomniany dokument z jego podpisem, lekarz sprawnie mi ją odebrał, kładąc z powrotem na stół.

– O nie, nie, nie – zaprzeczyłam już od razu. I choć mężczyzna nie dokończył wcześniejszego zdania, ja byłam już pewna, o co mu chodziło - zastanawiał się, czy nie powinnam zostać jeszcze w szpitalu.

I (can't) love youOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz