Rozdział 6.

101 7 1
                                    

Brzęk szkła rozszedł się po pomieszczeniu niczym echo, wyszarpując mnie ze snu niczym spadające na beton kowadło. Uniosłam głowę zaalarmowana sytuacją. Zresztą sama się sobie nie dziwiłam, że po ostatnim incydencie zwiększyłam swoją uważność.

- Scusi – wciągnął ze świstem powietrze chłopak, wyraźnie zmieszany swoim nietaktem – Zrobiłem ci herbatę.

- Która godzina? – zapytałam, lekko zdzwiona, że nadal widzę go w swoim mieszkaniu. Na zewnątrz niebo zaczynało się już przejaśniać. Różowa łuna zwiastowała nadejście kolejnego ciepłego letniego dnia. Rzym taki właśnie był – nawet najmroczniejsze historie rozgrywały się tam w akompaniamencie wyśmienitej letniej pogody.

- Quarto – powiedział od niechcenia, rozciągając się całkowicie na zgniłozielonej kanapie. Wyglądało na to, że na niej spał. Czyli była godzina czwarta. Zauważyłam skotłowany koc na zagłówku i nie potrafiłam opanować zdziwienia tym faktem. Zmarszczyłam pytająco brwi, prędko upominając się, że ich kultura gościnności musi być inna a ja nie mogę być wobec niego wroga.

Przecież jest wciąż miły i zrobił mi herbatę – upomniałam się w myślach.

Wyciągnęłam przed siebie dłoń, odruchowo sięgając po leżący na środku przeszklonego stolika telefon. Odblokowałam go, widząc miliony wiadomości od Raisy. Westchnęłam przeciągle, wciąż czując zmęczenie skumulowane w moich mięśniach. Z podenerwowania zaczęłam obgryzać skórki przy paznokciach. Wyglądało na to, że domyślała się że coś się wydarzyło. Zdawkowo opisałam jej sytuację z dzisiejszego, a raczej wczorajszego dnia, dodając, że ktoś ze mną jest, żeby się nie zamartwiała, jednocześnie myśląc czy czasem nie jestem złą przyjaciółką odkładając mówienie jej o tym na ostatnią chwilę.

- O czym tak intensywnie myślisz? – zapytał, lekko kalecząc słowo „intensywnie". Miałam ochotę go poprawić, aczkolwiek nie czułam się na siłach. Do diaska, przecież była czwarta nad ranem.

A mimo to, Damiano wyglądał na wypoczętego. Może w ogóle nie spał?

- Wiesz, że mogłeś wrócić...? – zaczęłam, biorąc kubek w dłonie. Moje stopy zaczynały mrowić i cierpnąć. Przysięgłam sobie, że kiedy odłożę kubek, zmienię kąt siedzenia.

- Nie chciałem zostawić mieszkania otwartego, ani cię budzić. Wyglądałaś jakby potrzebny ci był dobry sen – na jego ustach nie wyczułam ani cienia kłamstwa.

Nie możesz mu ufać – odezwał się upierdliwy głos w mojej głowie. Zepchnęłam go jak najdalej, próbując jak najmniej oceniać sytuację.

- Miło z twojej strony, ale mogłeś naprawdę mnie obudzić – stwierdziłam, otulając się szczelniej kocem – Pewnie ktoś się o ciebie martwi.

- Napisałem komu trzeba, że wrócę rano – uśmiechnął się słabo, otulając głowę kocem, zgarniając go z oparcia.

- Och, a więc zostaniesz do rana? – miałam ochotę się spoliczkować za to, jak pozytywnie brzmiał mój głos.

Sabi, nie powinnaś być taka w skowronkach, że obcy chłop nocuje z tobą w twoim mieszkaniu.

- Spałeś? Dać ci jakąś kołdrę? – zapytałam, nawet nie zdając sobie sprawy, że miał właśnie zamiar się odezwać – Sorki, przepraszam naprawdę, możesz mówić. Ja za dużo mówię, już się zamykam – zaśmiałam się nerwowo, patrząc mu w oczy, co okazało się błędem, bo nie umiałam przestać.

- Nie szkodzi – odwzajemnił mój śmiech swoim o wiele pewniejszym. Plułam sobie w twarz na myśl, że to on ma teraz kontrolę nad sytuacją - Robiłem zadania – przyznał podnosząc do góry zeszyt pełen zapisków – Dam ci potem do sprawdzenia – w jego głosie wyczułam pewnego rodzaju dumę. Zupełnie jakby zwykle nie był taki wytrwały w wykonywaniu poleceń... Albo jakby chciał mi zaimponować? Nie, raczej to pierwsze. Jednak mimo wszystko moje policzki piekły mnie niczym grzejnik.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Aug 07, 2021 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Vent'anni // Damiano DavidOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz