Rozdział 1.0

61 5 4
                                    

🤎Pov Kenly🤎

-"Już czas." Powiedział jeden z czterech strażników stojących w drzwiach od mojej komnaty. Na tę wieść poczułem jak łzy napływają mi do oczu, strażnik do mnie podszedł i założył kajdany na moje posiniaczone przez stryja ręce, i wyprowadzili z komnaty.

-"James, zrób coś błagam!" Krzyknąłem do jednego z strażników, a był to generał, którego bardzo dobrze znałem, można powiedzieć że był moim przyjacielem z dzieciństwa, zawsze ze mną był gdy ojciec z matką byli zajęci Królewskimi obowiązkami.

-"Decyzje Króla, zawsze mam traktować jak najlepsze decyzje jakie usłyszałem w moim życiu ." Odpowiedział niskim tonem James i szarpnął mnie za łańcuh od kajdanów na znak żebym zaczął iść za nimi, po tym co od niego usłyszałem, mogłem poczuć jak łzy już spływają mi po policzkach.

Dwóch strażników otworzyło drzwi prowadzące na dwór zamku, tam byli obywatele, niektórzy zbuntowani, niektórzy pozytywnie nastawieni do decyzji mojego stryja, mogłem to wywnioskować poprzez to co słyszałem : "DARUJ ŻYCIE MŁODEMU!" "ON JEST WINNY!" "ZDRADZIŁ KRÓLESTWO!" "KRÓLOWI ZALEŻY TYLKO NA WŁADZY!" "TO TYLKO DZIECKO, DAROWAĆ MU!" "ZASŁUGUJE NA TAKĄ KARĘ!".

Kiedy strażnicy rozsuneli tłum, by zrobić dla mnie przejście, zobaczyłem pare metrów przede mną klatkę o trzech metrach wysokości, a nad nią ogromne kowadło powieszone na ledwo trzymającym się sznurze, już do mnie dotarło że to kowadło ma na mnie spaść gdy wejdę do tej klatki.

Łez na moich policzkach było już bardzo dużo, a nawet więcej niż z pogrzebu rodziców. Strażnicy zaczęli mnie powoli ale jednak żwawym krokiem, prowadzić w stronę klatki, otworzyli ją i wepchnęli mnie do niej, zdjęli mi kajdany i zatrzasneli klatkę na klucz, żebym nie mógł uciec, potem zauważyłem kątem oka że coś się rusza, obróciłem się w tą stronę i zobaczyłem kilka metrów ode mnie stryja Ranboo uśmiechającego się od ucha do ucha, który wchodzi na podium i zbliża się do mównicy.

Stryj Ranboo spojrzał mi prosto w oczy swoimi zielono czerwonymi, dwukolorowymi oczami. Miał na sobie koronę i czerwony gruby płaszcz Królewski po moim ojcu. Poprawił swoje czarnobiałe włosy i zaczął przemawiać :

-"Nigdy nie sądziłem że będę musiał skazać na śmierć własnego bratanka, za to co mi zrobił należy mu się! Dzisiaj L'manburg będzie wolny, dzisiaj ZŁE PRZEZNACZENIE L'MANBURGU ZNIKNIE!" Kłamał obrzydliwe stryj, a tłum zaczął podnosić głos i podnosić w jego stronę ręce na jego cześć.

Zacząłem pod nosem, cichutko jak myszka, śpiewać hymn L'manburgu - "I heard there was a special place, where men cloud go in emancinpate..." (Na YouTube wpiszcie sobie "My L'manburg" to wam wyskoczy ta piosenka hshs)

- "Kenly Johnson, SKAZUJĘ CIĘ NA ŚMIERĆ ZA ZABÓJSTWO KRÓLA EDWARDA (ojca Kenly'ego)!!!" krzyknął stryj, i podniósł rękę do góry, upuszczenie jej miało być sygnałem przecięcia liny z kowadłem które jest nade mną.

-"Stryju Ranboo! Litości! Służyłem L'manburgowi od 13 lat! Nigdy bym nie skrzywdził ojca! Wiesz o tym stryju! Błagam o litość!" Powiedziałem z ogromnym strachem i bólem w głosie, i łzami w oczach. Nie skrzywdziłem ojca, i nikomu nie zrobiłem krzywdy, stryj kłamał żeby mieć powód do skazania mnie na śmierć.

-"Niestety Kenly, każdy zna tu prawdę, NIE DARUJĘ CI ŻYCIA!"

Wziąłem szybki wdech, i stryj opuścił rękę, padłem na kolana i zasłoniłem odruchowo głowę dłonimi. Usłyszałem jak strażnicy przecięli sznur, wszystko działo się tak szybko, bardzo się bałem, nie chciałem umierać. Była ciasza, kowadło na mnie nie spadło, jak?

Spojrzałem w górę i zobaczyłem jak mężczyzna w zielonej bluzie, przewieszonym mieczem przez plecy, i białej masce z uśmiechem trzyma kowadło na plecach, a nogami przytrzymuje się krat klatki żeby na mnie nie spaść. Widziałem go pierwszy raz na oczy, nie wiedziałem co się dzieje, wciąż płakałem, i bardzo się trząsłem ze strachu.

My L'manburgOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz