Rozdział 1

1K 35 4
                                    




Krakowskie Przedmieście było przesiąknięte deszczem. Śliski bruk lśnił niebezpiecznie pod podeszwami przechodniów, którzy co chwila tracili na nim równowagę. W kałużach odbijały się piękne ozdobne budynki, posmutniałe od pogody. Dotarłam do potężnej bramy mojej uczelni, z trudem utrzymując płótno, szczelnie zabezpieczone przed wilgocią. Weszłam bocznym wejściem do wąskiego korytarza. Specyficzny zapach tego miejsca od razu wdarł mi się do nosa. Składały się na niego farby, płyny do czyszczenia, wybielacze, glina, gips, wosk- uogólniając, wszystko czego można było użyć do tworzenia sztuki.

Moje ciężkie buty obijały się o starą, poplamioną kolorowo, posadzkę. Zestresowani studenci mijali mnie nerwowo, krążąc od sali do sali, niosąc skończone projekty lub dopiero je kończąc. Koniec pierwszego semestru dla każdego był w tym roku trudny.

Dla mnie również. Byłam spóźniona z każdym projektem. Części nawet nie zaczęłam. Niosłam właśnie obraz z zajęć o kompozycji, jeden z niewielu, który udało mi się skończyć przed czasem i jeden z niewielu, z których byłam rzeczywiście dumna. Dlatego opakowałam go najszczelniej jak potrafiłam, by tylko nic nie było w stanie mi go uszkodzić. Miałam nadzieję, że w miarę poprawi mi on średnią. Dodatkowo byłam zaangażowana w naszą co semestralną wystawę, z którą również byłam spóźniona. Miała być gotowa trzy dni temu, a ja dopiero wczoraj kończyłam główną rzeźbę razem z koleżanką. Miałam szczerze nadzieję, że wyschła i była gotowa do umieszczenia w głównej sali.

Dotarłam do wąskich schodów i postawiłam płótno by na chwilę odpocząć. Obraz byłwyjątkowo duży, taki był wymóg profesorki. Niestety był też ciężki. Nie miałam już sił wrękach.


-Mila? - usłyszałam za sobą. Wysoki chłopak z blond włosami, zaczesanymi do tyłu kierował się w moją stronę. - Twoja rzeźba jest gotowa? Będę potrzebował tej sali dzisiaj. -Stanął przede mną, wkładając ręce do kieszeni ciemnych, luźnych spodni.

Był to przewodniczący samorządu, Maciej Kacperczyk. Studiował to samo co ja- malarstwo, tylko był rok wyżej. Potrzebował sali rzeźbiarskiej do swojego projektu, którą od trzech dni mu okupowałam przez swoje opóźnienie. Codziennie obiecywałam, że już ją zwolnię i codziennie łamałam obietnicę, bo nie wyrabiałam się ze swoimi obowiązkami. Miałam to szczęście, że przewodniczący był sympatyczny i wyrozumiały, jednak wiedziałam, że ma swoje granice i jeśli tym razem znów go zawiodę może już nie być tak miły.

-Jest gotowa- skłamałam, bo nie byłam pewna.

-Świetnie, mogłabyś ją zabrać teraz? Musimy przygotować miejsce na projektory i ustawić nasze rzeźby jeszcze... - tłumaczył. - Mój brat Ci pomoże. Paweł? Pomożesz Mili zanieść tą rzeźbę? - zawołał.

U góry wąskich schodów pojawił się drugi chłopak z drewnianą skrzynką z narzędziami rzeźbiarskimi. Miał brązowe włosy ścięte równo wokół głowy, na wysokości skroni. Ubrany był w dużą, brązową, rozpinaną bluzę i ciemne dżinsy. Na nosie miał ciemne okulary. Kojarzyłam go, mniej więcej dlatego, że był bratem przewodniczącego. Wiedziałam, że nazywa się Paweł Kacperczyk i jest na rzeźbie na tym samym roku co ja.

- Oczywiście jak zaniesiesz swój obraz- dodał Maciej, patrząc na płótno oparte o ścianę obok mnie.

-Nie, nie, zrobię to teraz- odparłam bezmyślnie, nie chcąc już zabierać mu czasu.

Zostawiłam obraz u dołu schodów i poszłam na górę. Minęłam Pawła, który wszedł za mną do środka sali rzeźbiarskiej. Zapach gipsu i gliny uderzył ze zdwojoną siłą. Sala była prawie pusta, jedyna praca jaka tam została to była nasza rzeźba na wystawę. Wielka ośmiornica wykonana z gipsu prezentowała się dobrze. Dotknęłam jednej z jej wyciągniętych macek by sprawdzić, czy jest sucha.

Tematem wystawy było podejście do zanieczyszczenia środowiska. Temat, który podejmowany był wiele razy, więc nie miałam pojęcia jak do niego podejść. Zuzia, która studiowała rzeźbę wraz z Pawłem, zadecydowała o wielkiej podwodnej dyskotece, na której DJ-em będzie ogromna ośmiornica, rażąca widza swoim wściekłym spojrzeniem i łezkami w oczach. Miała słuchawki na swojej obłej głowie, które trzymała jedną z macek. Miałyśmy ustawić ją na środku przy konsoli stworzonej z plastikowych śmieci, a wirujące torebki foliowe, podłączone do wiatraków na suficie miały być gośćmi, bawiącymi się na tej dziwnej imprezie. Zuzia dodatkowo miała wybrać do niej jakąś dziwną, psychodeliczną muzykę.

Pomysł był ekstrawagancki, ale nie kłóciłam się z wizją Zuzi. Miała załatwić kulę dyskotekową, z którą też się spóźniała. Westchnęłam, myśląc o przenoszeniu tej ośmiornicy. Żeby zanieść ją do głównej sali trzeba było znieść ją po tych wąskich schodach, wyjść na zewnątrz i wejść głównym wejściem. Ciekawe jak zrobimy to tylko we dwójkę.

-Jak ją przenosimy? - zapytał Paweł, stając obok mnie. Był odrobinę niższy od swojego brata, ale nadal wyższy ode mnie.

Ostatecznie Paweł ustawił się po jednej stronie, ja po drugiej i unieśliśmy ją równocześnie. Trudno się ją trzymało ze względu na jej nietypowy kształt. Ostrożnie wyszliśmy na korytarz, stawiając małe, równe kroczki. Stanęliśmy nad schodami.

-Pójdę pierwsza- powiedziałam, ale zaprotestował.

-Ja pójdę pierwszy, widzę, że ręce ci drżą, jeszcze ją upuścisz- stwierdził i zaczął tyłem ostrożnie schodzić.

Nie jestem pewna na kogo zrzucać winę. Czy na stare, zniszczone schody, na Pawła i jego nieuwagę, czy na moje zmęczone ręce. Po kilku krokach Paweł poślizgnął się gwałtownie. Nie dałam rady sama utrzymać ośmiornicy, która zleciała po schodach, rozbijając się na kilka wielkich kawałków. Co więcej, jedna z jej macek, która miała być wyciągnięta w stronę konsoli, po odłamaniu się, poleciała w stronę pozostawionego przeze mnie płótna, ostro je przeszywając.

Zamarłam. W jednym momencie straciłam dwa projekty. W jednej sekundzie tyle godzin mojej pracy zostało zniszczone. Paweł również zamarł na moment, po czym wydał z siebie głośne parsknięcie. Od razu schował usta w dłoni.

-Bawi cię to?! - warknęłam.

-Nie, nie- tłumaczył się.

Podeszłam do ośmiornicy, uważając by nie przewrócić się o jakiś odłamek. Jej wściekłe oczy patrzyły na mnie z wyrzutem. Sama czułam, że zaraz zacznę płakać.

-Hej, spokojnie, może można ją skleić...- Paweł podniósł jeden z kawałków rzeźby.

-Obraz też mi skleisz? - odparłam ostro. - Może na taśmę?

-P-przepraszam...- burknął zmieszany.

-Idź! Zostaw te rzeźbę już i idź stąd! - Wyrwałam mu kawałek macki ze wściekłością.

Paweł zszedł po schodach omijając odłamki gipsu i zniknął za rogiem, odwracając się jeszcze jeden raz w moją stronę. Próbowałam sobie wyobrazić, jak to wytłumaczę Zuzi, profesorom i przewodniczącemu. Czy ktokolwiek mi uwierzy, że za jednym razem zniszczono mi dwa projekty? Wystawa będzie spóźniona, nie miałam już czasu na nowy obraz. Zuzia mnie zabije. Nie mam czasu na nadrabianie jeszcze tych rzeczy. Kiedy ja zrobię resztę projektów. Jak naprawić wystawę?

Rozbiegane myśli kłębiły mi się w głowie. Usiadłam na schodach, w całym tym bałaganie, chowając twarz w rękawach za dużej bluzy, wzdychając ciężko.

♥♥♥

Artysta z ASP | Paweł KacperczykOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz