Rozdział 4

602 35 6
                                    

Dzwonek do drzwi dzwonił długo i natrętnie. Zakryłam głowę poduszką. Nie wiedziałam kto to mógł być. Nikt normalny nie pojawia się w czyiś drzwiach o ósmej rano, w niedzielę. To nie mógł być żaden listonosz ani kurier, więc uznałam, że to pewnie jacyś świadkowie Jehowy przyszli mnie nawracać i zdecydowałam się poczekać aż sobie pójdą. Ocknęłam się dopiero, gdy usłyszałam otwierające się drzwi i znajome głosy. Paweł. Zapomniałam o nim! A ten drugi głos? Oh nie...

Zerwałam się z łóżka i zbiegłam na dół, prawie spadając ze schodów. W drzwiach zastałam półnagiego Pawła, a za nim szczupłą brunetkę, która wyglądała na mnie zza jego ramienia. Była ubrana w elegancki płaszcz we wściekle czerwonym kolorze, do którego dopasowany był beret na jej głowie. Spod niego wystawały proste, równo ścięte włosy, na szyi miała czarny szalik. Jej dłonie okalały czarne, pretensjonalne rękawiczki, w których trzymała kolorową, zapewne drogą i markową torbę. Na oczach miała okulary przeciwsłoneczne, które zsunęła nieco z nosa, gdy mnie zobaczyła. Zapomniałam też, że wczoraj ustaliłam z Zuzią, że rano przyjedzie do mnie po rzeczy i razem pojedziemy do pracowni kończyć wystawę. Trochę przesadziła z tym „rano".

- Pomagałem Mili z waszą rzeźbą. – słyszałam, jak Paweł rozmawia z nią spokojnie, gdy jeszcze schodziłam.

-Właśnie widzę- otaksowała szybko wzrokiem jego nagi tors, pokryty kilkoma tatuażami, po czym przeniosła wzrok na mnie. Po co on się rozbierał? Przecież było zimno! Sama spałam w ciepłych spodniach i grubej bluzie! Paweł powędrował za jej wzrokiem, odwracając się do mnie. Przywitał mnie rozbawionym uśmieszkiem. No tak, jego bawi ta sytuacja. Jego wszystko bawi. Szczególnie jak było to na moją niekorzyść.

-Przepraszam, zaspałam- rzuciłam szybko bez przywitania, zażenowana sytuacją. –Już się ubieram i zaraz zniosę rzeczy.

-Pomóc...? - Paweł nie dokończył pytania, bo przerwałam mu, że nie trzeba. Musiałam wyglądać na bardzo zmieszaną, bo widziałam jak jego rozbawienie jest coraz większe. 

- No dobrze to ja się będę zbierał- powiedział wciąż się szczerząc. Zabrał swoje rzeczy, wziął do ręki sweter i podszedł do drzwi, gdzie wciąż stałam z Zuzią. Nachylił się nade mną i złożył czuły pocałunek na moim policzku. Wciąż trzymając twarz bardzo blisko mojej, powiedział „Do zobaczenia" i skierował się do wyjścia,-Do jutra! - rzucił jeszcze wesoło do Zuzi, wychodząc na zewnątrz wciąż z nagą klatą, mimo, że było chyba pięć stopni. Nie wiem po co to zrobił, może, żeby wzbudzić kontrowersje wśród moich sąsiadów. Pani Grażyna pewnie się zdziwi, widząc przez okno jakiegoś delikwenta w tatuażach, wychodzącego z naszego domu. Zuzia odwróciła się do mnie, unosząc jedną brew. Czułam, jak policzki płoną mi ze wstydu. Patrzyłyśmy na siebie w niezręcznej ciszy przez kilka długich sekund. Przerwałam ją, w końcu, mówiąc, że zaraz wrócę z rzeźbą i przyrządami. Zapakowałyśmy wszystko i byłyśmy już w drodze do pracowni. 

Przed egzaminami uczelnia była otwierana także w weekendy, aby wszyscy mogli pokończyć projekty i przygotować się do egzaminów. Siedziałam jak na szpilkach na przednim siedzeniu, gdy jechałyśmy przez miasto. Czekałam wciąż na jakiś zgryźliwy komentarz, który nie nadchodził. Nie rozumiałam czym się tak przejmuję. Przecież nic się nie stało, a Paweł i tak mało mnie obchodzi.

-Wzięłaś tą swoją disco kulę, którą tak chciałaś zawiesić? – zapytałam, bo Zuzia nadal była dziwnie małomówna. Skinęła głową patrząc przed siebie na drogę.

-Wybacz- powiedziała po chwili ciszy. - Chyba wciąż jestem w lekkim szoku...- jej ton był zawsze nieco zbyt wyniosły i wszystko mówiła z przekąsem. -..., że ty i Paweł...

-Nic się nie wydarzyło! On naprawdę tylko mi pomagał! - mówiłam nerwowo. Na policzku wciąż czułam ciepło od całusa, którego dostałam na pożegnanie.

Artysta z ASP | Paweł KacperczykOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz