Dealereq został sam. To nie tak, że nie był do tego przyzwyczajony. No bo przecież jego życie nie polegało jedynie na Doknesie. Są przecież czasy, w których go nie było. Wtedy sobie radził, a nie były one wcale dużo inne od teraźniejszości.
Problemem było tylko, dlaczego. To pytanie szatyn zadawał sobie dosłownie za każdym razem, kiedy blondyn miał jakiś pomysł. No to teraz, dlaczego? Dlaczego wyszedł? Przecież i tak nic tym nie udowodni. Sprawi to jedynie, że szybciej wróci do tego ich domku, z podkulonym ogonem i przeprosi za swoje zachowanie. No bo Dealereq nie miał za co przepraszać. Przecież to on miał rację.
Więc kiedy w końcu podniósł się z tej małej ławeczki i spojrzał na łóżko Doknesa, prychnął. Młody dostanie nauczkę.
***
Jednak dni mijały i robiły się coraz zimniejsze, a Doknesa jak nie było, tak nie ma. Szatyn nawet coraz częściej opuszczał domek, pod pretekstem szukania jedzenia, czy wody, tak naprawdę przeczesując wyspę w poszukiwaniu Damiana. Ale było tak, jakby młodszy po prostu zapadł się pod ziemię.
Tego dnia akurat, wymówką Dilera była wełna. Na wyspie nie było już tak ciepło jak wcześniej. Tropikalne drzewa, nie przyzwyczajone do zimna, usychały, a zwierzęta próbowały znaleźć cieplejsze schronienie. Było coraz ciężej znaleźć zdrowe krzewy z owocami lub jakieś króliki, żeby zrobić potrawkę. I chociaż czasami się udawało, wszystkie większe zwierzęta pochowały się i już nie wychodziły ze swoich jaskiń.
Dealereq pokonywał drogę do stałego miejsca z owcami bardzo powoli. Będzie musiał później uporządkować tą ścieżkę. Zaczynało zbierać się tu zdecydowanie za dużo pod umarłych gałęzi. Owiec na polanie było już znacznie mniej, Kiedy pierwszy raz tu przybył, było ich około 15. Teraz jednak było ich 6, może 7.
Szatyn westchnął. Nie było opcji, że długo tu wytrzyma. W tempie w jakim wszystko umiera, zostały mu najwyżej 2 tygodnie. Potem będzie musiał wymyślić sposób na przedostanie się dalej na południe. Jednak teraz odpiął od pasa nożyce i zaczął obcinać wełnę zwierząt.
Zaczął zabierać się do 3-ciej owcy, kiedy usłyszał pracującą obok niego 2-gą parę nożyc. Jego głowa szybko okręciła się w stronę dźwięku, jednak kiedy zobaczył, kto stał przy zwierzęciu, jego barki opadły i odwrócił się z powrotem w swoją stronę.
- Zawiedziony? - usłyszał ten niski, rozbawiony głos, który siedział w jego głowie od wielu tygodni.
- Nie do końca - odpowiedział Dealereq. Osoba zaśmiała się tylko lekko i zabrała obciętą przez siebie wełnę, przynosząc ją młodszemu.
- Przecież wiem, ze tak. Nie musisz tego ukrywać. Nawet jeśli udajesz przed samym sobą, to przede mną nie dasz rady - przed szatynem pojawił się Herobrine z tym swoim koślawym uśmiechem.
- Dlaczego tu jesteś? - Dealereq chciał, żeby ta konwersacja szybko się skończyła.
- Żebyś mógł wypełnić swoją część układu, pamiętasz? Tylko wtedy ci pomogę. A jak widzę, to naprawdę mnie potrzebujesz. Tydzień mnie nie było, a ty już zgubiłeś swojego małego demona - powiedział Zapomniany, na co Dealereq zazgrzytał zębami. - A teraz rzucaj te nożyce i lecimy do roboty.
I zanim szatyn zdołał cokolwiek zrobić, mężczyzna pstryknął palcami i całe otoczenie zawirowało wokół nich. Gdy wszystko się uspokoiło, znaleźli się w miejscu, do którego Diler już nigdy nie chciał wracać. Byli w świecie Herobrine'a.
***
- O nie, nienienie, nie - powiedział Dealereq, kiedy tylko dotarło do niego, co się dzieje. - Wypuść mnie stąd.
CZYTASZ
Minecraft Herobrine: Facing Your Demons
FanfictionTeraz, kiedy widział jak krawędź dołu - do którego został wrzucony - znika z jego pola widzenia, zrozumiał. Nigdy nie spadał dla siebie. Jednak, kiedy jego żywot miał dobiec końca, nie wydawało się to takie złe. W końcu ratował swojego najlepszego p...