Rozdział 4.

80 8 0
                                    

Marinette
W hotelu należącego do ojca Chloe, przebrałam się w czyste ubrania zakupione w USA. Nie są to moje projekty, ani jakichś sławnych projektantów, tylko zwykłe z sieciówek. Francuzi bardzo cenili ubrania, zwłaszcza że Paryż był istnym centrum mody. Ale nie chciałam zwracać na siebie uwagę drogimi markami, bo dużo paryżan nie miało dosyć pieniędzy by codziennie chodzić w tych ubraniach.

  A ja nie lubiłam wyróżniać się w taki sposób, zwłaszcza teraz.

  Wszystko zeszło szybciej, niż to zaplanowałam, ale to chyba nawet lepiej. Przechodziłam między uliczkami, a to na zielonych, a to na czerwonych światłach. Na horyzoncie zobaczyłam piekarnie rodziców i się uśmiechnęłam. Nic się nie zmieniło, szyld pozostał taki sam, oprucz tego że został odnowiony. Uniąsłam głowę i spojrzałam na swój taras. Z góry widziałam jedynie białe bramki, i różowe fragmenty. Przystanęłam i zamknęłam oczy. Wyobraziłam sobie jak kiedyś wyglądał, pełen drobiazgów w przeważnie pudrowym kolorze różu. Gdy stałam tam jako nastoletnia Marinette, a zwłaszcza Biedronka. Gdy rzuciłam jojo w stronę filarów na dachach paryskich i skoczyłam. Gdy przeskakiwałam pomiędzy budowlami za pomocą zwykłej nie pozornej zabawki, niczym spider-man ze swoją pajęczyną. Szum w uszach i świst powietrza z każdym moim ruchem. Uśmiech na ustach, gdy spoglądałam z dołu na paryżan wracających z pracy. A potem przypomniałam sobie zielonookiego chłopaka w czarnym lateksie, który rzucał w moją stronę kiepskimi żartami, które doprowadzały mnie do obłędu. Szczęśliwego i beztroskiego obłędu.

  Spuściłam głowę, a moje włosy owinęły moje nozdrza truskawkowym zapachem. Westchnęłam z żalem. Kilka metrów dalej był plac, ale nie miałam ochoty tam jeszcze podchodzić. Postanowiłam na chwilę odwiedzić rodziców.

  Otworzyłam drzwi piekarni, i usłyszałam bzdrąg dzwonka. Wciągnęłam zapach słodyczy i pieczywa. Zapach byłego domu. Uniąsłam głowę, w chwili gdy moja matka zaczęła witać gościa - czyli mnie.

- Witam w piekarni... - nagle jej twarz znieruchomiała i stanęła wryta. Obeszła ladę i z szczęśliwymi oczami pełnych łez mnie przytuliła. - Och Marinette! Co ty tu robisz? Powinnaś leżeć! Tom, Tom! Chodź szybko. Marinette tu jest.

  Usłyszeliśmy odgłosy za drzwi, które prowadziły do części mieszkalnej, czy też pomieszczeń pełnych różnych zapasów jak mąka czy cukier. Mój ojciec tyłem otworzył drzwi, w rękach trzymał duży worek.

- Co Sabine? Czemu tak krzyczysz? Marinette? Marinette, co ty tu robisz? - puścił worek, tym sposobem rozsypując biały pył po podłodze. Mimo swojej postury, szybko znalazł się blisko ich obydwuch.

- Wpadłam. Wypisałam się i postanowiłam was odwiedzić. Naprawdę, nic mi nie jest. Przynajmniej nic, czym byłaby potrzeba się przejmować.

- Dobrze wiesz że to nie prawda.

Mama westchnęła i pokręciła z żalem głową.

- Już dobrze. Może chcesz swoje ulubione makaroniki? Croissant'a? Obiad?

- Jeśli chcesz możesz przygotować, ale najpierw chciałabym odwiedzić mój pokój.

  Kiwnęła głową i przepuściła mnie. Przytuliłam ojca, a następnie postawiłam stopę na niebieskiej wykładzinię, i przejechałem po ciemnym drewnie balustrady ręką. Miałam wrażenie jakbym dotknęła przeszłości. A z każdym ciężkim krokiem na schodach, zanurzałam się głębiej i tylko głębiej. Zacisnęłam usta gdy stanęłam przed drzwiami, ale z trzęsącą się ręką nacisnęłam klamkę i otworzyłam drzwi.

  Praktycznie nic się nie zmieniło przez te wszystkie lata. Na półkach mieli więcej zdjęć, tym razem ze mną i Emmą. Jedno lub dwa nawet, z Chloe i Luką. Gdy jedliśmy lody, obok statuły wolności. Emma zrobiła głupią minę, moja przyjaciółka wyglądała na zdegustowaną, a Luka miał taką minę jakby nie wiedział czy powinien się śmiać, czy płakać. Ja za to miałam szerzej otwarte oczy i rozchylone wargi. Zaśmiałam się cicho, pamiętam że wtedy policja goniła jakąś parę pół nagiych nastolatków.
Gdy otwierałam klapę w suficie do mojego pokoju spodziewałam się kurzu i nie ładu, w jaki zostawiłam ten pokój. Jednak nie. Mama musiała posprzątać, bo pokój lśnił. Ściany były wolne od zdjęć Adriena, które i tak sama kilka dni przed wyjazdem zdarłam, i wyrzuciłam do kosza. Jednak za nic nie mogłam się zmusić by je wyrzucić. Nadal tam są. Biorę jedno i przypatruje się z żalem na wycinek jednej z gazet. Uśmiechnęłam się. Było to wtedy gdy uciekaliśmy przed paparazzi ścigających go, a właściwie mnie też. Zależało mu na tym by obejrzeć film, w którym główną bohaterką była jego matka. I tak zrobiono nam zdjęcia, które później zamieszczono w internecie, i wydrukowano do sławnych magazynów modzie. Wtedy myślano że jesteśmy parą, a ja bardzo pragnęłam by tak było.

Sekretne tajemnice Miraculum // LADYNOIR & ADRIENETTEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz