2

152 16 15
                                    

Przepraszam za to w mediach.

~~~

Było koło czternastej gdy Itachi w końcu wyszedł z domu. Nie lubił odwiedzać swojej rodziny. Jego rodzice byli konserwatywni aż do przesady. To przecież przez nich musiał tak szybko wziąć ślub. Nigdy nie rozumieli swoich dzieci i nawet nie próbowali, więc Itachi i Sasuke byli pozostawieni sami sobie ze swoimi problemami. Na dodatek młodszy z braci był ciągle namawiany do stalkowania starszego i dostawał za to dość spore nagrody. Nie chcę nic mówić, ale tak się chyba nie wychowuje kidów.

Dom Uchihów leżał niedaleko mieszkania czarnowłosego i jego męża, więc Łasic postanowił wybrać się na piechotę. Włożył do uszu tanie, ledwo działające słuchawki z Sinsaya z różowymi, gumowymi babeczkami przyczepionymi do nich. Chyba każdy może się domyślić, kogo słuchał.

Surprise, mylicie się, słuchał Måneskin.

Po krótkim spacerze Itachi dotarł pod rezydencję Uchihów. Wyglądała na ogromną i luksusową ale to oczywiście pozory. Cała rodzina utrzymywała się z oszustw podatkowych i występów Madary na polskich weselach. Itaś westchnął i zapukał do drzwi. Nikt nie odpowiedział, ale chłopak znał triki swojego ojca, więc po prostu je otworzył.

-Stałem tutaj sześć godzin, Itachi. -Stary odgrywał ten sam teatrzyk co zwykle. -Czemu? Czemu znowu się spóźniasz, synu? Zapędzisz swojego ojczulka do grobu!

-Wybacz, tato. Miałem wczoraj... Ciężki dzień... I zaspałem.

-Kłamiesz! Jesteś po prostu leniwą dupą!

-Wybacz ojcze, to już się nie powtórzy. Już nie będę dupą. -Itachi zachichotał pod nosem.

-Co ja z wami mam...

Stary skierował się do dużego pokoju, Itachi poszedł za nim. Na kanapie siedział już Sasuke, oglądający "Damy i Wieśniaczki" na wielkim telewizorze kupionym na przecenie w Media Expert. W rękach miętosił popita.

-Hej, bro. -Sasuke przywitał brata nawet na niego nie patrząc.

-Cześć, Sasuś. -Odpowiedział Itachi i usiadł obok niego. Ojciec zajął miejsce na fotelu obok.

-A więc, Itachi. Słyszałem, że jedziesz na koncert.

-H-He? Słucham? Skąd wiesz?

-Zapłaciłem Sasuke, żeby włamał ci się na konto na tej piekielnej stronie tej szatańskiej piosenkarki!

-Ale dlaczego?!

-Bo jej nie lubię.

-Szyyysz... Nie martw się, bro. -Sasuke przerwał dyskusję. -Musieliśmy kupić drugą lodówkę żeby pomieścić te wszystkie lody ekipy, które kupuję za pieniądze od ojca! To się nazywa inwestycja, co nie?

-No nie wiem, Sasuś... Chyba teraz się martwię jeszcze bardziej...

-Wracając... -Stary Uchiha postanowił kontynuować rozmowę. -Sasuke nigdy nie był w Niemczech. Weźmiesz go ze sobą bo mnie już wkurza. Siedzi tylko z tymi swoimi konsolami, popitami, lodami i się nie rusza.

-Yyyyhh... -Westchnął Sasuke przełączając kanał na telezakupy Mango. -Tylko jeśli Naruto też pojedzie.

-No dobra, dobra... Ważne, że się ruszysz. -Rodzic wydawał sie usatysfakcjonowany. -Możesz wziąć tego... Matuto, czy jak on miał.

-Czekajcie! -Itachi miał wątpliwości. -Mam jechać do innego kraju na koncert zajmując się dwójką dzieci? Przecież ja nie dam rady!

-Bro, nie jestem dzieckiem! Mam trzynaście lat!

-Hahaha! -Ucieszył się staruch. -W końcu będę mógł odpocząć! A teraz chłopcy, chodźcie na rodzinny obiadek. Robimy dzisiaj z żoneczką grilla.

Itachi się na ten wyjazd nie zgodził, ale nawet nie musiał. Bo nie miał wyboru. Przecież nie może zmarnować tych dwóch biletów. A poza tym dawno nie spędzał czasu z bratem. Przecież nie może sprawić mu zbyt dużo problemów... Prawda?

~31 października, dzień koncertu~

Była piąta rano. Itaś jak najszybciej zerwał się z łóżka. Tak. To jest ten dzień. Dzisiaj zobaczy swoją ukochaną idolkę. W błyskawicznym tempie wziął prysznic, ubrał się i zjadł śniadanie. Wychodząc pocałował śpiącego jeszcze Kisame w czoło. Nie kłócili się już, lecz Łasicowi ciągle było przykro, że jego męża nie będzie z nim na koncercie.

Wziął wszystkie potrzebne rzeczy które przygotował sobie poprzedniego dnia, wyszedł z domu i spakował je do samochodu. Usiadł za kierownicą (zrobił prawo jazdy pare miesięcy temu gdy tylko dowiedział się o koncercie, tak na wszelki wypadek) i wyjechał z garażu.

Gdy podjechał pod Uchihowy dom Sasuke i Naruto już czekali na niego przed wejściem. Gdy zobaczyli samochód Itachiego podeszli do niego niechętnie i wsiedli do środka.

-Czemu tak wczeeśnieee... -Zaczął jęczeć Sasek.

-Od razu narzekacie? -Zdziwił się Itachi. -Przecież jedziemy na wspaniały koncert!

Chłopcy milcząc popatrzyli na siebie spojrzeniem mówiącym "ten typ powinien wyjść na dwór i podotykać trawy".

-No eej nawet się ze mną nie przywitacie, ziomki? -Chciał uratować sytuację Itachi. -N-no wiecie... Eluwina?

Niestety jest boomerem i mu nie wyszło. Naruto tylko wymamrotał ciche "Dzień dobry..." i zaczął bawić się swoim popitem (który jest lepszy od popita Saska, bo jest w krztałcie amogusa). Sasuke natomiast zrobił się cały czerwony, bo jego brat właśnie upokorzył go przed jego kraszem. Łasic stwierdził, że to chyba czas przestać się wydurniać. Włączył nawigację i zaczął kierować się na Berlin.

Tymczasem z Mont Blanc do Polski właśnie zmierzała pewna tajemnicza postać, na pewnym tajmeniczym Kordianie.

~~~

Sorki, że trochę krótszy rozdział, ale pisanie tutaj więcej nie ma sensu.

Fanfiction, które nas wszystkich zabije 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz