O co chodziło tym ludziom? Pytali o rzeczy, które normalnie powinni mieć gdzieś. Jak Kylo wygląda? Jak się moim zdaniem czuje?
W mojej głowie kreowały się najróżniejsze scenariusze i opcje. Ale jedna, nie dawała mi spokoju. Chociaż, wydawała mi się taka... dziwna. Dziwna i niedorzeczna. No bo gdyby był ich synem... Nie, na pewno nie.
Kiedy im o nim opowiadałam, starałam się mówić obojętnym głosem. Jednak w rzeczywistości, chciało mi się płakać. Gdzieś tam zawsze byłam w stanie wyczuć jego moc. Szczególnie teraz, kiedy między nami zawiązało się jakieś dziwne połączenie w mocy. A było jeszcze silniejsze, kiedy między nami zaczęło się układać. Dlatego czułam się dziwnie pusta, kiedy miałam o nim opowiadać.
- Czemu chcecie to wszystko wiedzieć?
Nie wytrzymałam. Musiałam znać prawdę. Po prostu musiałam. Kobieta i mężczyzna spojrzeli po sobie. Jakby zwykłym spojrzeniem, ustalali jedną odpowiedź. W końcu zdecydowali i człowiek o imieniu Han, odezwał się.
- To nasz syn. A nie widzieliśmy go od... Od dawna.
Udałam niewzruszoną. No bo co to miało obchodzić uczennicę Kylo Rena. Jednak mnie, obchodziło. I to nawet bardzo. Tym bardziej, że przetrzymywali mnie rodzice mojego faceta. I to w dodatku nie mając o tym pojęcia. Jaki ten świat jest mały i porąbany.
- A. Tak też myślałam.
Generał nie wytrzymała. Rozpłakała się na dobre. Ale w sumie co jej się dziwić. Nie widziała swojego dziecka. Nie widziała nawet jak wygląda. Przykre. A jednak, z jakiegoś powodu, nie było mi jej żal. Nawet uważałam, że dobrze jej tak. Odzywała się we mnie dawna Rey. Tak, która miała wszystkich i każdego gdzieś. Ale tutaj, w celi Ruchu Oporu, ta Rey miała największe szanse na przeżycie.
*
W brzuchu skręcało mnie z głodu. Nie wytrzymałam i rzuciłam się na starą i twardą bułkę. Był ohydna. Nie miała smaku i mogłam połamać sobie na niej zęby. Ale musiałam coś zjeść. Połknęłam ją niemal bez gryzienia i praktycznie od razu zwróciłam. Żołądek zdążył mi się już zmniejszyć na tyle, że zapomniał jak to jest być najedzonym. Mimo to, było warto.
Byłam ciekawa, ile już siedzę w potwornej celi. Nadgarstek bolał mnie od ciągłego ścisku, jaki powodowała cholerna bransoleta. Z postrzelonej nogi, przestała sączyć się krew. Ale zaczęła ropa. Było to dość niebezpieczne, zważając na warunki w jakich pomieszkiwałam. Zakażenie mogło mnie szybko powalić na kolana. Ale i tak nie to było najgorsze. Skutki wypicia mocy były potwornie wykańczające. Czułam ssący głód. Pragnęłam Płynnej mocy. Była jak narkotyk, od którego ewidentnie się uzależniłam. Moim ciałem targały drgawki. Wymiotowałam z dziwnego głodu wodą i żółcią. Chciałam tylko łyka. Tylko umoczyć usta.
Leżałam na lodowatej ziemi. Trzęsłam się z zimna. Albo przez gorączkę, która trawiła mój organizm. Albo przez brak narkotyku. Ale mogło to też być połączenie wszystkich tych rzeczy. Z kostiumu nie pozostało właściwie nic. Nogawkę, która znajdowała się na postrzelonej nodze, oderwałam. Robiłam z niej coś w rodzaju opatrunków. A kiedy się skończyła, to zaczęłam rwać drugą. Na ramionach materiał być przerwany, przez sznury którymi byłam przywiązana na krzesła. Jednym słowem, kostium stracił sens bytu. Ale nie miałam nic innego. Wszelką broń jaką posiadałam, zabrali kiedy byłam jeszcze nieprzytomna. Ale zostawili łańcuszek od Kylo. Ściskałam go cały czas mocno w pięści. I wspominałam chwilę, w której mi go dał. Starałam się oszukać, że zimno jakie odczuwam, to padający śnieg.
Tęskniła. A tęsknota zabijała mnie bardziej niż zakażenie, które wdało się do rany postrzałowej. Tak bardzo chciałam go zobaczyć. Usłyszeć. I... i tak się stało.
Nie byłam pewna, czy to jakaś wizja, czy rzeczywistość. Czy już tak pomieszało mi się w głowie? Leżałam na łóżku. Na naszym łóżku w Najwyższym Porządku. A plecami do mnie, leżał Kylo. Wyciągnęłam trzęsącą się rękę i delikatnie dotknęłam jego ramienia. Był tu. Odwrócił się szybko, chwytając mnie boleśnie za nadgarstek. Na początku na jego twarzy malowała się złość. Ale potem nagle szybko uleciała. Przypatrywał się mojej twarzy w szoku. No tak. Musiałam wyglądać nie za ciekawie.
- Rey.
Puścił moja rękę, kiedy zobaczył moją twarz, skrzywioną w bólu. Pogładził wierzchem dłoni mój brudny i zapadnięty policzek. Nie udało mi się powstrzymać szlochu. Był tu. Był tak blisko mnie. Przytulił mnie delikatnie, jakby bał się, że zrobi mi krzywdę.
- Rey kochanie, gdzie jesteś?
- W... celi. Ruch Oporu mnie... przetrzymuje.
Płakałam wtulając się w jego tors. Wdychałam jego mocny, uspokajający zapach. Tak bardzo mi go brakowało.
- Wiesz... Wiesz w jakiej ich bazie jesteś?
Pytał mnie delikatnym głosem, gładząc po brudnych włosach. Ale nie znałam odpowiedzi na jego pytanie. Bo skąd miałam wiedzieć? W celi poza betonową podłogą i ścianami, nie było nic. Żadnego okna.
- Nie.- Chlipałam w jego ramię.
- A może ktoś u ciebie był?
Wtedy mnie olśniło.
- Twoi rodzice.
Byłam w stanie poczuć, jak jego serce zatrzymuje się na krótką chwilę. Jak przestał oddychać na parę sekund. Już się bałam, że to jakaś przeszkoda. Że z ich powodu, mnie nie uratuje.
- Przylecę po ciebie.
Rozpłynął się. Znowu leżałam na zimnej podłodze. Ale z lżejszym sercem.
Kylo mnie uratuje.
Hejka!
Witam serdecznie w nowym rozdziale. Jak wrażenia? Mam nadzieję, że się Wam podobał.
Przypominam o nowym opowiadaniu, którego pierwsza część już śmiga na moim koncie.
I w sumie to tyle.
Tak mi jakoś dziwnie bez Only. Wam też?
Do następnego i niech Moc będzie z Wami!
CZYTASZ
Dark- Reylo
Fanfiction#1- force- 23.06.21 #2- kylo- 04.07.21 #1- reylo- 08.07.21 #8- starwars- 19.07.21 UWAGA! Może zawierać brutalne sceny przemocy, przekleństwa, sceny 18+ "- Po prostu uważaj na wpływowych mężczyzn. Myślisz, że tylko ty to czujesz? - Co? - On przyciąga...