Prolog część 2

21 3 4
                                    

„Nie zawiedź".

„Nie zawiedź".

„Nie zawiedź".

Nie mogła pozbyć się z głowy tego znajomego głosu. Inessa robiła wszystko, żeby usłyszeć coś innego. Mimo to nie przestawał powtarzać. Miała wrażenie, że jego echo roznosi się po wielkiej sali, w której się znajdowała. Chociaż właściwie tylko wydawała się taka ogromna dla siedmioletniej dziewczynki. Tak naprawdę była to zaledwie niewielka część kompleksu treningowego, w dodatku najbardziej opustoszała. Pewnie dlatego dziadek zaproponował to miejsce. Aby uchronić ją przed szerszą publiką w razie porażki.

„Nie. Nie mogę, tak myśleć. Dziadek we mnie wierzy. On na pewno".

Wystawiła ręce do przodu. Z dużym wysiłkiem próbowała opanować drżenie dłoni. Miała wrażenie, że rodzice stojący parę metrów od niej i tak je widzieli, jednak oni z dumą spojrzeli po sobie. Ojciec posłał jej pokrzepiający uśmiech, który próbowała odwzajemnić, ale nie potrafiła. To miał być dzień chwały. Tylko dlaczego czuła jedynie strach? Przypominał ogromnego potwora wystawiającego swoje liczne macki tylko po to, by chwycić jej drobne ciało i pochłonąć w całości.

Zamknęła oczy, próbując przypomnieć sobie wszystkie rady dziadka.

Skup się na tym, co cię otacza. Wychwyć ruch, zatańcz z wiatrem. Musisz traktować to jako zabawę, nie wymuszony obowiązek. To ma ci sprawiać przyjemność, kochanie.

Wzięła głęboki oddech. Jedna stopa do przodu, ręce delikatnie uniesione do góry.

Coś się wydarzyło. Była pewna, że coś poczuła. Delikatne muśniecie na skórze, tak, jakby ktoś połaskotał ją piórkiem. Otworzyła oczy pełna ekscytacji, nagle kątem oka zobaczyła jakiś ciemny kształt wijący się po jednej z bocznych ścian. To wystarczyło. Uczucie tak szybko jak się pojawiło, zniknęło. Straciła to...

Nie.

Nie.

Nie.

Zaczęła wykonywać desperackie ruchy rękami, próbowała kopać powietrze. Coś musiało zadziałać. To się nie mogło tak skończyć. Łzy napłynęły jej do oczu. Zabiją ją. To koniec. Nie była Błogosławiona.

Spojrzała na rodziców. W oczach ojca dostrzegła rozczarowanie, a potem obojętność. Wyszedł, nawet na nią nie patrząc. Z ust mamy zniknął uśmiech. Kobieta zaczęła powoli zbliżać się do Inessy. Dziewczynka wyciągnęła ręce w jej stronę. Łudziła się, że może ten jeden raz otrzyma od niej czułość. W głębi duszy nie wierzyła by ją dostała, jednak tak bardzo potrzebowała przytulenia, pogłaskania po głowie lub czegokolwiek, co dodałoby chociaż odrobinę otuchy w takiej chwili. Arystokratka popatrzyła najpierw na wyciągnięte ręce, następnie przeniosła wzrok na zapłakaną twarz dziecka.

– Zawiodłaś.

Nie zaszczyciła córki kolejnym spojrzeniem. Odwróciła się i szybkim krokiem odeszła w stronę męża. Dziewczynka wiedziała, że na długo zapamięta dźwięk obijających się o siebie bransolet na kostce matki.

Nie myliła się.

Melodia WiatruOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz