2.

419 24 0
                                    

Poznała mnie. Ta myśl wyryła się w moim wnętrzu. Patrzyłam na białą ścianę. Czy to możliwe, że mnie rozpoznała? Dlaczego zatem nic nie powiedziała. Była zmieszana, ... ale może to przez moje zachowanie... Nie wiem już sama co bym wolała. Żadna z tych wersji nie pasuje mi w stu procentach. Maria Winkler. To samo imię i nazwisko. Ten sam wygląd. Tylko parę lat później. Uśmiechnęłam się ponuro. Moje myśli zbłądziły do czasów liceum. Gdy ją podziwiałam. Gdy szczerze cieszyłam się każdym kolejnym dniem, bo wiedziałam że ona w nim będzie. Te szczere rozmowy, uśmiechy, żarty. Nie, nie mogę tak o niej, o tym wszystkim... Warknęłam, rzucając kieliszkiem w ścianę naprzeciw mnie. Muszę zapomnieć i się odciąć. Plan działania sprzed sali od polskiego wydawał się najlepszym. Pora go urzeczywistnić. Powoli zwlokłam się z łóżka i uklękłam przed nim, był zebrać większe kawałki szkła.
...
Rano wykazałam się odpowiedzialnością i znalazłam swój plan lekcji. Wypadałoby o czymś opowiedzieć, a nie znów improwizować. Zerknięcie do książki i do internetu, by ogarnąć spis lektur i pierwszy lepszy plan zajęć się nie liczą. Moja pamięć chociaż w tym przeklętym zakresie działała dobrze i sprawnie. Szybko czytać i szybko zapamiętać. Dalej już było nieco gorzej. Co robiło się na tych lekcjach? Co ona z nami robiła? Źle, nie tędy droga. Hmm. Sprawdzenie zadań z wczoraj na plusy. Chyba wspominałam coś o takim wynagrodzeniu. Nieważne. Dowiedzą się najwyżej dziś. Gdzie podziałam ten podręcznik? Wygrzebałam go z torebki i drugi raz od wczoraj zaczęłam go kartkować. Prócz neutralnych ćwiczeń, którymi mogłam polemizować były tu zwykłe lekcje. Świetnie. Czemu dali mnie na nauczycielkę polskiego? Od czego jest technika, wf czy cholerna przedsiębiorczość? Zmarszczyłam brwi. No tak, wyniki w nauce. Mieli do nich dostęp. Super po prostu. Spojrzałam na pierwszy temat - mity. Czyli antyk. Co ja z tego pamiętam? Pewnie niewiele. Prychnęłam. Czyli zostaję w tym samym miejscu. Improwizacja i siła wyższa, czyli szczęście. Walić to. Podeszłam do starej szafy i zaczęłam szukać ubrań do mojej wspaniałej pracy.
...
Idąc korytarzem czułam na sobie spojrzenia uczniów. Nowy nauczyciel, co? Ja z kolei ukrywałam swoje pod ciemnymi okularami, które maskowały prawie że całkiem ukryte worki pod oczami i ślady wczorajszego, tym razem białego, wina. Skręciłam w lewo w kierunku pokoju nauczycielskiego. Czy mogłabym dorobić kolejne klucze? Bez sensu jest to chodzenie tam i z powrotem, narażanie się na kontakt z innymi... ludźmi. Przewróciłam oczami i weszłam do środka. Tym razem przy stole siedziały dwie kobiety żywo ze sobą rozmawiające. Skierowałam się do szafki z kluczami i odwróciłam się do wyjścia, gdy uslyszałam swoje nowe imię i nazwisko. Fuck. Obróciłam się na pięcie. Dwie pary oczu uważnie mnie lustrowały. Lekko uniosłam kąciki ust kiwając głową, by potwierdzić ich podejrzenia, iż ową Kasią jestem ja.
- Miło nam, Karolina jestem, a to Monika - Młodsza z kobiet wskazała na swoją towarzyszkę. Hm. Monika. Uniosłam brew. Uczyła mnie biologii przez rok. Niezbyt miła pani.
- Katarzyna Bielenia, witam - Czekały na coś więcej, lecz nic więcej nie miałam zamiaru mówić. Zmierzyłam ich wzrokiem raz jeszcze i już chciałam wyjść, gdy Karolina, jeśli jej wierzyć, odezwała się ponownie.
- Uczę angielskiego, a Monika biologii - Gdy czułam, że coś jeszcze chciałaby dodać, tym raz ja dodałam na odchodne:
- Miło - I zniknęłam za drzwiami. Słyszałam prychnięcie. Moniki. Ona widocznie też niewiele się zmieniła. Z charakteru jak mniemam. Podejrzewam, że to ostatnie lata jeśli nie chwile w tej szkole.
Skręcając na korytarz, gdzie prowadziłam lekcje, poczułam delikatne mrowienie na całym ciele. Wypuściłam nosem powietrze i skinęłam głową na kolejne "dzień dobry". Pierwsza godzina należy do mnie - pomyślałam i otworzyłam salę. Tym razem była pusta. Siadłam na swoim miejscu, otwierając okno i wyjmując swoje rzeczy. Do końca przerwy zostało 10 minut. Co mnie podkusiło wstawać tak wcześnie? Raczej kto... Potrząsnęłam głową i sięgnęłam po torebkę. Znalazłam małą piersiówkę i wzięłam dwa szybkie łyki. Głęboko westchnęłam, czując ciepło alkoholu. Wyciągnęłam jedną miętowkę i zerknęłam ostatni raz do podręcznika.
...
- Czy ktoś zna odpowiedź na moje pytanie? - odpowiedziała mi głucha cisza. Mój wzrok przesuwał się po kolejnych osobach, aż znalazłam wczorajszego człowieka "już skończyłem". Uśmiechnęłam się lekko i w tym samym czasie drzwi do sali otworzyły się bez pukania. Klasa wstała, witając Marię Winkler. Wciągnęłam szybko, choć niezauważenie, powietrze. No tak. Chciałam to mam... Pomoc, czy jakoś tak i jej opóźnione przybycie. Mogłam się domyślić, że pewnie rzeczy się nie zmieniły.
- Przepraszam was najmocniej za spóźnienie. Mam być obecna na waszych lekcjach przez pewien czas i cóż, zaczynamy od dziś. Także jestem i służę - zażartowała i zetknęła na mnie szybko kątem oka. Uniosłam lewą brew - Ale chyba wszystko idzie bardzo dobrze - rozejrzała się po nieco zdziwonych minach uczniów - W każdym razie, usiądę z tyłu. Nie przerywam wam.
Jej ruchy i gesty wydały się znajome, choć przepełnione jakaś nieznaną mi emocją.
Ściągnęła swój płaszcz i powiesiła go na wieszaku w rogu sali, a potem niebieski szal. Tym razem to ona nie patrzyła na mnie, ale za to ja patrzyłam nią... Panowała cisza i każdy wydawał się interesować panią Winkler i moją reakcją na jej wtargnięcie. A raczej jej braku. Chyba że milczenie i lustrowanie wzrokiem to odpowiedź. Realizowanie planu - powtórzyłam w myśli. Odprowadziłam zatem nowego gościa swym wzrokiem do ławki, będącej na końcu sali i ponownie skupiłam się na klasie. Cisza... 29 par oczu skupionych na mnie, i jedna dodatkowa. Powoli wstałam i zaczęłam iść w kierunku człowieka "już skończyłem". Zatrzymałam się przy jego ławce i położyłam na niej swoją dłoń. Widziałam purpurę na jego policzkach.
- Imię - patrzyłam na chłopaka, który lekko się wzdrygnął.
- Kamil - burknął cicho.
- Kamil, odpowiedz na moje wcześniej zadane pytanie - ruszyłam z dłońmi za plecami w kierunku biurka. Dotarłam do niego, nie słysząc żadnej odpowiedzi.
- Kamil! - powiedziałam głośniej.
- Nie wiem...
- Czyli nie skończyłeś wcześniej mojego polecenia?
- N-nie
- Szkoda, miałam nadzieję, że równie i dziś będziesz tak sprytny i sprawny - usłyszałam kilka cichych chichotów. Siadłam na biurku. W pierwszej ławce siedziała szczupła dziewczyna wpatrzona w zeszyt.
- Imię - dotknęłam trzema palcami ej ławki.
- Klaudia... - głos zadrżał jej lekko
- Odpowiedz
- ... Ja myślę, żee chodzi o t-to, że ten mit można interpretować jako różne spojrzenia dotyczące mi-miłości - uniosłam lewy kącik ust.
- Brawo, wychodzi na to, że ktoś mnie słuchał. Zapisz sobie z tyłu zeszytu plusa.
- Dziękuję - podniosła głowę. W jej oczach pojawiła się nuta samozadowolenia. Cóż... Przewróciłam delikatnie oczami.
- Tak, zatem piszemy: "Mit ten nie tylko pokazuję okrutną i boską siłę miłości oraz pragnienia, ale również ukazuje różne spojrzenia dotyczące tematu miłości"... Cóż, pracą domową będzie scharakteryzowanie tych spojrzeń. Zostawcie sobie wolną stronę i sami spróbujcie dokończyć dwa ostatnie polecenia. Kto skończył może się zgłosić. To wszystko -
Wstałam i wróciłam na swój fotel. Feralny temat, co? Przez chwilę udałam, że znalazłam coś wartego mojej uwagi za oknem, a potem na komputerze. Nie trwało to długo. Widziałam jej blond włosy. Pisała coś. Odwróciłam wzrok i odruchowo chciałam sięgnąć do torebki. Przeklnęłam w myślach. Spojrzałam na zegarek na dłoni... Jeszcze 7 minut. Nie patrz tam... Pani Winkler i jej spóźnienie, jak to określiła. Wtem ktoś uniósł rękę.
...
Dzwonek i spojrzenia w moją stronę.
- Idźcie - szum krzeseł...
Pierwsza godzina i tyle emocji. Ach, to życie nauczyciela. Prychnęłam lekko pod nosem. Po chwili prawie że ostania osoba opuściła salę. Prócz Marys... Marii. Piszącej Marii. Moje zbyt długie spojrzenie na niej spoczęło. Miała na sobie czarny golfik i granatową długą spódnicę oraz prawdopodobnie parę ciemnych obcasów. Kosmyk jej włosów zabawnie starczał nad jej okularami. Coś dziwnego przepłynęło przez moje ciało. Wtedy podniosła wzrok. Wytrzymałam te badające mnie oczy. Jasny błękit. Wstała powoli i poczęła się do mnie zbliżać. Zatrzymała się obok mojego fotela. Wyglądała niczym uczennica z zeszytem w dłoni nade mną. Uniosłam lewy kącik ust.
- Dobrze sobie radzisz, Kasiu - wyczułam jej lekkie zawahanie.
- To miło...
- Um tak, cóż nie jestem tu specjalnie. Po prostu odgórnie zostałam tu przydzielona. Nie wiem do końca dlaczego tak to będzie na razie wyglądać, ale dowiedziałam się dopiero dziś rano...
- Rozumiem - jej niebieskie oczy ciągle były mocne i intensywne w spojrzeniu
- Masz jakieś pytania? - pokręciłam przecząco głową. Westchnęłam i wstałam. Byłyśmy równe wzrostem. Ukrywałam, że wcale mnie to nie obchodziło.
- Wyjdę na chwilkę - sięgnęłam po torebkę i ruszyłam w kierunku wyjścia.
- Chyba nie uciekniesz, co? - usłyszałam jej ostrożny, ale przyjazny ton głosu.
- Nie mam takiego zamiaru - ostatni raz spojrzałam w jej lekko uśmiechnięte oczy i szybko opuściłam salę, udając się do najbliższej łazienki. Zamknęłam się w małej kabinie i wyciągnęłam piersiówkę. Upiłam kilka łyków i potarłam swoje czoło. Jakiś dziwny mętlik pojawił się w mojej głowie. Domyśliła się czy nie? Wczoraj wydało mi się to jasne, jej zmieszanie i w ogóle. A dziś, przyjazna choć... zapobiegawcza. Cholera ją wie. Może udaje, gra... Cóż, jakbym ja tego nie robiła. Wzięłam ostatni spory łyk i przetarłam usta. Prawie opróżniłam butelkę. Początki w pracy są najgorsze...
...
Po dwóch godzinach skończyłam swoje zajęcia. Dziś miałam ich najmniej. W ogóle mam ich mało. Z jednej strony dobrze, a z drugiej do dupy. Mało pracy to mało pieniędzy. Eh. Nawet nie mam pełnego etatu. Co mi przyszło do głowy, by tu przyjść. Oszalałam wtedy albo byłam mocno nietrzeźwa. Cóż, całkiem możliwe. Całe szczęście, że jutro piątek. Trzy godziny udręki i do domu. Gdy ostatnia osoba opuściła salę, zaczęłam się pakować i myśleć o jedzeniu. Pani Winkler była u mnie tylko na pierwszej godzinie, niecałej pierwszej godzinie. Ma być codziennie na jednej godzinie. Jak miło. Chciałam na nią patrzeć - to mam. Przewróciłam oczami, gdy ktoś otworzył drzwi do sali. Jakże by inaczej...
Podeszła powoli do biurka. Stałam do niego tyłem i wkładałam podręcznik do torebki. Zasunęłam ją i się wyprostowałam. Poczułam zapach jej perfum. Zacisnęłam zęby.
- Kasiu, byłam u dyrektora w naszej sprawie - odwróciłam się. Stała za blisko. Swoją drogą, tyle lat i wciąż te same perfumy - Wezwał mnie. Mamy jeszcze jedną sprawę do załatwienia. Chodzi o zajęcia i atrakcje pozalekcyjne oraz komitet nauczycielski do tego powołany. Dyrektor chce, byś do niego należała - uniosłam brew
- Ciekawe. Mógł sam mi o tym powiedzieć. Nie potrzebuje pośredników. O co w tym chodzi? - Winkler zmarszczyła brwi i odpowiedziała przyjaźnie:
- Komitet organizuje wycieczki, biwaki, wyjazdy, występy. Przydziela różnym osobom dane zadania, za które są odpowiedzialne itd. Nic strasznego - uśmiechnęła się lekko, dotykając opuszkami palców mojego ramienia. Uniosłam brwi, przypominając sobie podobne pierwsze gesty z przeszłości. Nigdy nie należała do osób, które obdarowują kogoś dotykiem tak po prostu. Była zawsze miła i taktowana, kulturalna, ale i powściągliwa. Tak szybko by mi zaufała, chciała dodać otuchy czy po prostu wiedziała?
- Kasiu? - spojrzałam w jej przymrużone oczy. Jej ręką zniknęła. Zamyślanie się na jej oczach, wspaniale - To jak, zgodzisz się, dołączysz do zespołu?
- A ty do niego należysz? - tym razem to ona uniosła brwi. Jej rysy stały się jeszcze łagodniejsze. Znów to uczucie. Kiwnęła głową na znak potwierdzenia. Westchnęłam.
Nie wiem czego oczekiwałam. Jakiej odpowiedzi.
- Więc? - uśmiechnęła się zachęcająco...
- Cóż, niech będzie, już trudno - jej uśmiech się poszerzył.
- W takim razie widzimy się jutro po zajęciach na dużej sali - świetnie
- Która to będzie godzina? - czułam rosnącą we mnie irytację
- 14:35 - świetnie
- Świetnie - zachichotała. Spojrzałam na nią w lekkim zdziwieniu. Ona z kolei nagle ucichła, jakby speszona i zawstydzona moją większą uwagą.
- Wybacz - szepnęła. Uśmiechnęłam się bardzo delikatnie. Chichot.
- Do jutra w takim razie... - ostatni raz spojrzałam w te błyszczące oczy. Ten chichot. Taki rześki. Wyżej uniosłam kącik ust.
- Do zobaczenia - odwróciła wzrok zaraz po mnie...

Moja Maria (gxg, nauczycielka) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz