3.

379 17 0
                                    

Fuck, miałam ją spytać o te przeklęte klucze. Wolałabym już od przyszłego tygodnia nie pojawiać się w pokoju nauczycielskim. Jak na razie wśród osób tu pracujących, które to poznałam, zaledwie dwie mnie uczyły. Obawiam się, że może ich być nieco więcej, a wolę unikać konfrontacji. Z drugiej strony nie przypominam dawnej siebie, przynajmniej nie dla osób, które znały mnie pobieżnie. Z myśli wyrwała mnie grupka uczniów i ich otwarte zainteresowanie czymś, co prawdopodobnie było moim samochodem. No tak. Me obcasy odbijały się głośno od betonu, po którym szłam, co skutecznie przykuło uwagę obecnych tam ludzi. Wyciągnęłam klucze i przyciskiem otworzyłam drzwi auta. Usłyszałam lekki szum ściszonych głosów. Niektórzy odeszli, odwracając głowy. Parę osób jednak wciąż stało w pobliżu, co zaczęło mnie już lekko irytować. Przy drzwiach kierowcy stało dwóch chłopaków. Wyglądali na ostatnie klasy liceum. Świetnie po prostu. Jeszcze mi tego brakowało. Podeszłam bliżej drzwi i spojrzałam im w ich śmiałe i lekceważące oczy. Prychnęłam.
- Czy istnieje jakiś powód, dla którego twoje nogi stoją tak blisko mojego auta i nie potrafią zejść mi z oczu? - wokół usłyszałam lekki chichot i syk. Uniósł brwi lekko zmieszany, po czym znów uśmiechnął się w ten głupi sposób.
- Czekały na ciebie, słońce... - tym razem to ja uniosłam brew w reakcji na jego żenującą odpowiedź. Wprost idealny czas na spotkanie jakiś szczylów i słuchanie ich popisów.
- Cóż, jeśli chcesz żeby ktoś zmienił ci mokrą pieluszkę nie tędy droga... słońce. Zejdź mi z oczu albo przestanę być taka miła - rechot przez chwilę zagłuszył moje słowa. On z kolei cofnął się w lekkim odkupieniu. Ktoś go klepnął w ramię, śmiejąc się cicho i mówiąc mu coś na ucho. Ja wówczas weszłam do środka auta i uchyliłam szybę - Klasa... - cisza - Która klasa? - powtórzyłam głośniej
- 3B - szepnął, uświadamiając sobie, raczej nieznany mu wcześniej fakt, że rozmawia z nauczycielką, którą byłam od dwóch dni...
- Nazwisko i nie każ mi się powtarzać
- Nowak - szepnął ponownie
- Do jutra załóż czystą pieluszkę i staw się rano u dyrektora - Wtem chciał się odezwać, a jego mimika zaczynała przypominać próbę okazania skruchy - Nie obchodzi mnie to, zjeżdżaj... -
Szybko odpaliłam auto, a gdy ten cofnął się o krok ruszyłam do tyłu z rykiem silnika i piskiem opon. Kątem oka widziałam jak prawie się potknął, a jego twarz zbladła. Przewróciłam oczami i ruszyłam w kierunku swojego mieszkania.
...
Stare kamienice... Kiedyś chciałam w nich mieszkać. To mam. Wychodzi na to, że wszelkie me dawne marzenia się spełniają. Wspaniale. Plusem jest to, że okolica jest cicha i brak tu nieprzyjemnych czy z wyglądu niebezpiecznych osób, ale nigdy nie wiadomo. Mając jedyną tak cenną pod względem materialnym rzecz, jak mój samochód, czasem zastanawiam się czy ta cisza nie jest zwodnicza. Czy jak nie zejdę na dół rano zobaczę puste miejsce parkingowe albo brak szyb czy opon... Dziś wydałam parę złotych na plandekę licząc, że to w czymkolwiek pomoże i sprawi, iż nikt nie będzie szczególnie zainteresowany, co znajduje się pod nią. Naiwność, to jedna z bardzo dawnych moich cech. Ten przeklęty samochód to jedyne co mi zostało... Co zostało z tamtego czasu. Tylko na niego się zgodzili. Nowy zakup, prosto z salonu, nie miałam okazji się nim nacieszyć, gdy to wszystko nagle... skończyło się. Eh. Otworzyłam butelkę słabej jakości szampana i nalałam sobie kieliszek. Drobne zakupy czyli mrożona pizza, chleb, masło, ser i parę warzyw, jak i wydarzenia pod szkołą, skutecznie odwiodły mnie od myśli o niej. Był to jakiś sposób. Jutro znów ją spotkam i jeszcze te przeklęte dodatkowe zajęcia. Zaczynam lekcje nieco później, ale i tak muszę na nie czekać... Pewnie też tam będzie. Może ma mnie pilnować. Kto ją tam wie? Pewnie nieco z mojej przeszłości wie dyrektor, musiał wiedzieć. Ale on nie może ciągle za mną łazić. Hmm. Ten szampan chyba wcale nie jest taki najgorszy... To całkiem dobry i logiczny pomysł. Ale czy ona wie? Raczej nie. Jeśli już, to domyśliła się, że to ja. Ale z jakiegoś powodu to ukrywa. Choć może po prostu nie wie i jest zwyczajnie oficjalnie miła. Jak zawsze zresztą... Albo... Cholera. Skupmy się na tym, co jest tu i teraz. Analizować to ja mogę na lekcji... Prychnęłam. Powinnam skontaktować się dyrektorem, skoro młodemu kazałam się tam zjawić. Jak to rozegrać? Nie oczekuję przeprosin, ale nie mogę dopuścić do tego, że ktokolwiek będzie mógł do mnie mówić tak, jak mu się podoba, bez konsekwencji. Młode nauczycielki mają ciekawe życie nie powiem. Wtem wpadł mi do głowy pomysł. Może dowiem się co nieco od dyrektora, ale nie telefonicznie. Pójdę do niego z samego rana. Dwie pieczenie na jednym ogniu. Zaśmiałam się sucho, gdy czasomierz zaczął dzwonić informując mnie, by wyciągnąć z piekarnika mój dzisiejszy obiad i kolację. Wypiłam kolejny łyk i zaczęłam się zajmować jakże wykwintnym jedzeniem.
...
Rano żałowałam swojego pomysłu. Wczesne wstawanie to nie dla mnie. Być w aucie o siódmej rano to prawdziwy wyczyn. Przynajmniej parking jest wolny. Tym razem wybrałam miejsce za szkołą, w cieniu, w rogu, do którego prowadziła brama. Szybko wyszłam na zewnątrz rozkoszując się zapewne chwilowym, ale jakże przyjemnym, spokojem. Gabinet dyrektora był tam, gdzie zapamiętałam. Dyrektorem jednak był ktoś inny. Poznałam jego nazwisko. Słoboda. Nie miałam okazji go spotkać. Ani ja ani on się na to nie wysililiśmy. Ja na to nie wpadłam, plus nie chciało mi się, a on... Cóż, dowiem się. Zastukałam do masywnych dębowych drzwi. Odpowiedział mi gruby, spokojny głos. Weszłam do jasnego pomieszczenia. Siedział tam łysiejący mężczyzna po pięćdziesiątce, lekko przy tuszy, z przyjaznym wyrazem twarzy, który teraz przedstawiał zaciekawienie.
- Tak słucham, w czym mogę pomóc. Byliśmy umówieni, czy może...
- Jestem nową nauczycielką, przydzieloną tutaj odgórnie... - cień niepokoju przeszedł mu po oczach, wyprostował się bardziej na swoim fotelu, po czym wstał, drapiąc się po głowie.
- Tak, oczywiście, ykhm, proszę - wskazał na krzesło naprzeciw niego. Oboje usiedliśmy. Patrzył na mnie niepewnie - Czy coś się stało? - znów niepewność. Uniosłam niedbale brwi
- I tak i nie - poprawił się - Miałam wczoraj nieprzyjemną sytuację na parkingu, nic z czego bym nie mogła wyjść, ale poleciłam pewnemu uczniowi z 3B o nazwisku Nowak udanie się tutaj jak najszybciej. Wolałam go uprzedzić
- Naturalnie, tak znam, znaczy wiemy w szkole jaką on ma opinię, większość nie może nad nim zapanować, ale nie uczy się najgorzej, dobre sportowe wyniki itd. To w gruncie rzeczy dobry chłopak...
- Taak, niech robi z nauką i sportem co chce, ale nie mam zamiaru tolerować jego głupich uwag i obecności wokół mnie
- Rozumiem... ja postara...
- Nawet pan nie zapytał się o szczegóły
- Ym, co więc się...
- Dostanie naganę? - przerwałam mu, a on odrząknął i kiwnął głową na znak zgody.
- Tak, to jasne, jeśli są skargi to, ma się rozumieć...
- Dobrze, ... co pan wie? - zamilkł, a po chwili rozszerzył oczy, rozumiejąc moje zapytanie.
- To znaczy, ja, niewiele, znaczy współpracuję ze służbami, z policją, wszystko jest pod kontrolą i to decyzja od góry, ja...
- Cóż, na to wygląda. Czy ktoś inny wie?
- Niee, to sprawa między nami i...
- Dobrze, czy ktokolwiek może się dowiedzieć w jakikolwiek sposób?
- Ym, nie sądzę, Rada wie, że mamy nową nauczycielkę, to tyle. To nic przecież wyjątkowego, znaczy...
- Tak, czyli wszystko jasne... - patrzył na mnie dużymi oczyma - Pani Winkler... - uniósł podbródek
- Opiekuje się, znaczy ma pani pomóc w lekcjach, z tego co wiem, wszystko idzie dobrze...
- Dlaczego ona?
- Uczy polskie...
- Czemu zatem polski?
- Tego nie wiem, ja wykonuje tylko polec...
- Nich pan ją za często nie wzywa i nie wypytuje, wszystko z umiarem. To... bystra kobieta. Nie mam zamiaru..., nie chcę..., by inni mieli problemy czy jakieś kłopoty z mojego powodu i przez obcowanie ze mną. Rozumiemy się, mam nadzieję?
- Tak, to oczywiste. Pani Winkler nie będzie, mhm, często, znaczy, nie będziemy jej zawracać głowy, nie więcej przynajmniej niż to potrzebne. I zaraz po okresie próbnym, wszystko wróci do...
- Okres próbny?
- Tak, znaczy sprawdzenie, jak pani sobie radzi, i w ogóle...
- ...pisze o mnie opinie. Kto jeszcze mnie obserwuje?
- Ja nic na ten temat nie wiem - podniósł lekko głos, ale zaraz po tym poprawił się na krześle - My tutaj zajmujemy się tylko sprawami szkoły, to początki w zawodzie, procedury i
- Skoro tak - zerknęłam za okno. Rozjaśnia się.
- W tym wszystkim chodzi o aklimatyzację i wtopienie się w tło szkoły, dla naszej wspólnej wygody i bezpieczeństwa - powiedział nieco pewniej i łagodniej. Uniosłam brwi. Niby tak. Nic więcej się nie dowiem, a nie chce szkodzić, i im i sobie. Przewróciłam oczami i wstałam, a on wstał zaraz za mną.
- Nowak
- Ma się rozumieć, tak.
- Dobrze - skinęłam głową i wyszłam powoli na korytarz. Dwadzieścia minut do dzwonka. Poświęciłam się wstając rano, to teraz będę błądzić po szkole przez dwie godziny, zanim i ja zacznę swoje zajęcia. Cóż, mogę potem pójść do auta, w końcu po coś są te czarne szyby. Teraz jednak udałam się w kierunku łazienki...
...
Pierwsza i druga godzina upłynęły mi nadwyraz spokojnie. Nikt nie przerywał, nie przeszkadzał, kilka osób się zgłaszało. Udane lekcje, jak to mówią. Prychnęłam wpatrując się w elektroniczny dziennik. Zaciągnęłam się powietrzem. Na moich ustach pojawił się słaby uśmiech. Nawet ta sala pachnie jak ona. Siedziałam tak w ciszy. Dotknęłam biurka, którego ona setki razy dotykała na moich oczach. Zerknęłam wgłąb sali, znajdując moje dawne miejsce. Próbowałam sobie wyobrazić, że jestem nią, która patrzy na dawną mnie... Przymknęłam powieki i wtedy usłyszałam trzaśnięcie drzwiami, przez co lekko podskoczyłam. Nie musiałam patrzeć, by wiedzieć, kto idzie. Westchnęłam i spuściłam wzrok, poprawiając nieistniejącą krzywiznę na swoich spodniach. Czułam żywsze bicie mojego serca, a zapach perfum zaczął stawać się intensywniejszy. Położyła torebkę przed moją twarzą. Uniosłam prawy kącik ust.
- Stwierdziłam, że dziś nie będę straszyć od samego rana - zaczęła wyciągać swoje przybory, w tym jakiś zeszyt. Cóż, pewnie to tam zapisuje, czy jestem zdolna, czy szalona czy może niebezpieczna. Poczułam jej dłoń na lewym ramieniu przez co się wzdrgnęłam i spojrzałam w górę - Wszystko w porządku? - Jasny błękit. Znów mnie rozczula. Skinęłam głową, wstając. Lekko zawróciło mi się w głowie od jej bliskości i tego zapachu. Odwróciłam się do swojej torebki i instynktownie chciałam wyciągnąć małą buteleczkę. Powstrzymałam się.
- Przejdę się - sapnęłam pod nosem i powoli, ale stanowczo ruszyłam w kierunku drzwi...
- Czy to przez Nowaka? - zatrzymałam się i zmarszczyłam brwi. Spojrzałam na nią - Rano szłam do dyrektora w związku z zajęciami dodatkowymi i spotkałam go tam... Padło twoje nazwisko i pomyślałam...
- To nic istotnego, przejawiał zbyt duże zainteresowanie i śmiałość wobec tego, czego nie powinien. Nic ważnego. Zaraz wrócę - i wyszłam, widząc przez chwilę zamyślone spojrzenie.
...
Siedziałam w łazience trzymając w dłoni pustą buteleczkę... Jak ja przetrwam ten dzień... Jeszcze godzina i zajęcia dodatkowe, czyli ona i jeszcze raz ona. Przetarłam oczy i wyszłam szybko na korytarz, zaraz miał być dzwonek. Czułam w ustach posmak wiśniówki. Miętówka pomagała połowicznie. Powolnym i rozluźnionym krokiem weszłam do sali od języka polskiego. Pisała, w ostatniej ławce od strony okien. Podeszłam do swojej torebki i wzięłam kilka łyków soku. Pochyliłam się nad ławką. Przez dłuższy czas tak bardzo chciałam, pragnęłam jej obecności, jakiejkolwiek informacji, uśmiechu, wiadomości, głosu, a teraz mam to wszystko i nie wiem sama, jak się z tym powinnam czuć. A czuję dziwne emocje. Smutek i radość i... emocje pełne sprzeczności. Czasem wydaje mi się w ciągu dnia, że zwariuję. Że to wszystko jest snem i zniknie. Odejdzie, ona odejdzie... Wystarczy mi jej obecność, nic więcej. Nie powinnam się łudzić, ani dążyć do czegoś, nad czym mogę stracić kontrolę. Nabrałam powietrza, gdy zadzwonił dzwonek.
...
Na trzeciej godzinie byłam łagodniejsza. Czułam na sobie jej wzrok. Nie był wrogi, ani nic z tych rzeczy. Obserwowała mnie z zaciekawieniem. Czasem nasze oczy się spotkały, a przez moment miałam wrażenie, że kąciki jej ust unoszą się wyżej. Wyglądała obłędnie. Tak niewinnie i dziewczęco. Jak zawsze. Nie mogłam jednak dłużej nad tym kontemplować, bo traciłam skupienie. Siadłam na swoim miejscu i zaczęłam dodawać oceny z aktywności. Dwie piątki, ale to już coś, jak na pierwszy tydzień. Coś za miła jestem. Czułam, jak mój umysł trzeźwieje. Chłodne powietrze zza okna skutecznie mi w tym pomagało. Nie byłam szczególnie pijana, mój organizm skutecznie przyzwyczajał się do alkoholu i w końcu taka małpka czy pół małpki w ciągu dnia tylko dodawała mi otuchy i rozluźnienia. Przynajmniej tak to sobie tłumaczyłam... Gdy piłam to potrafiłam lepiej panować nad natarczywymi myślami. Do południa zostawały już tylko opary i ciągle utrzymujący się lekki kac. Ale gdy trzeźwiałam wracały myśli i obawy, które i po alkoholu bywały męczące. Postanowiłam, że muszę coś sobie dokupić. Dzwonek zadzwonił, a ja kazałam klasie wyjść. Schyliłam się po długopis, który upadł i poczułam gęstniejącą atmosferę perfum wokół mnie. Oszaleję. Patrzyła na mnie wzrokiem zamyślonym. O czym ona tak ciągle myśli?
- 14:35? - zmarszczyłam brwi przez chwilę tracąc wątek. Hm, uczy się wybijania z rytmu od najlepszych...
- Tak, widzimy się na dużej sali, pamiętam...
- Tak, dokładnie - wbiła we mnie swój wzrok. Bez alkoholu dokładnie czułam jak nagle i szybko zaczęło bić moje serce. Utrzymywałam spojrzenie, to błękitne spojrzenie... Moje oczy zeszły na jej długi nos, majestatyczny nos, dodający jej uroku i te wąskie... usta... Wciągnęłam powoli powietrze przez nos. Chyba zauważyła mój nerwowy ruch, bo zmarszczyła brwi, lecz w przyjaznym, być może i nawet odrobinę troskliwym geście... Moje zawieszenie trwało dłużej niż powinno i niż chciałam. Powinnam odejść, wyjść jak najszybciej, a nie gapić się w jej twarz. Te gęste włosy, lekko falowane. "Wyjdź" - ten napis wręcz święcił na czerwono w mojej głowie. Wtem zauważyłam jej dłoń zmierzającą w moją stronę. Miała bordowy kolor paznokci... Dotknęła kosmyk moich włosów, poprawiając go. Rozszerzyłam delikatnie oczy na ten gest. Uśmiechnęła się ciepło, po czym jej dłoń pogładziła moje ramię.
- Początki zawsze są trudne, ale nikt nie powiedział, że później nie może się zrobić jaśniej, prawda?
- ... Tak... - zerknęłam ostatni raz na jej usta, a raczej dolną wargę, którą delikatnie wciągnęła łapiąc ją zębami. Uniosłam brew, a ona szybko zabrała rękę, gdy spojrzałam jej w oczy. Jakby speszona, jakby moje ciało paliło. Uniosłam kącik ust i cicho prychnęłam, ale w miły sposób. Marysia wypuściła z ust cichy śmiech, prawie niezauważalny. Stoimy tu jak te osły. Bez powodu, wpatrujące się w siebie. Odsunęłam się o krok. Miała na sobie beżowe obcasy pod kolor spódnicy.
- Do zobaczenia... - kiwnęła mi głową, jakby zaskoczona i niewiedząca jak ma lub powinna zareagować...

Moja Maria (gxg, nauczycielka) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz