6.

333 14 1
                                    

Leżałam i patrzyłam w sufit. Myślałam. Głównie o niej. Jakiś dziwny i niezrozumiały niepokój mącił mi w głowie. Czy to możliwe, żeby tak wszystko gładko zaczęło się układać? Czy to możliwe, że ona... Skąd mam wiedzieć, czego tak naprawdę chce? Nie czytam jej w myślach, nie znam jej intencji. I tu tkwi problem i gwóźdź programu. Nie mogę być pewna, że się nie pomylę. Co jeśli ona jest dla mnie tylko miła i dobra, bo musi taka być, bo wypełnia plan, dekret, rozkaz dyrektora. Zawsze była w tym dobra. I była też skryta. Ciężko ją rozgryźć. Cóż, jeszcze moja przeszłość. Gdyby się dowiedziała... Jeśli wie, to raczej wszystko jest jasne. Udaje. A jeśli nie wie, to gdy pozna prawdę odwróci się albo już nigdy nie spojrzy na mnie tak samo. A tego chyba nie uzwignę... Odtrącenia. Nie będzie zadowolona. Prychnęłam. Ciągle w tym wszystkim rozważam jej zdania i opinie. Ciągle się z nią liczę. To chore. Warknęłam i podeszłam do szafki, z której wyjęłam butelkę wina. Nic tutaj nie jest pewne. Za mało wiem. Muszę być ostrożna. Nalałam sobie pełną szklankę. Nie mogę się rozpraszać tym, co było kiedyś. Byłyśmy innymi ludźmi. Nie mogę łapać się na haczyk za każdym razem, jak rzuci mi wędkę. Ten dzisiejszy obiad... Tego też nie rozumiem. Oczywiście działałam i zgodziłam się nie pod wpływem rozumu. I może to był błąd. Tak zbliżać się. Mogę być blisko, ale muszę przy tym panować nad sobą. Trzeźwo myśleć. Spojrzałam na wino. Cóż. A jeśli to nie był zwykły obiad. W głowie otwarły mi się dwie drogi. Randka i wywiad. Przewróciłam oczami. Kto umawia się na taki obiad? Po co? Co to miało na celu? Nie wypytywała mnie o nic szczególnego. Próbowałam przypomnieć sobie każdą chwilę tego popołudnia. Było raczej zwyczajnie, choć ostrożnie. Ta ostrożność mnie niepokoi. Wstałam i dolałam sobie wina. Podeszłam do komody i sięgnęłam po torebkę. Wyjęłam książki, a wśród nich znalazłam złożoną kartkę papieru. Zajęcia dodatkowe. Uniosłam brew. Racja. Cała ta sprawa w końcu tyczyła się tych zajęć. Od tego też zaczęła się owa nonsensowna sprzeczka. Czemu jej tak zależało? Zmarszczyłam brwi. Cóż, może dyrektor jej kazał. I teraz boi się, że nie sprosta jego oczekiwaniom. Prychnęłam ponuro. Jakie to wszystko pojebane. Zerknęłam na swój plan lekcji...
...
Kontyunuuj tę ostrożność, Ida - szeptałam sobie pod nosem. Nie ma innego wyjścia, by dowiedzieć się, o co w tym wszystkim chodzi i kto, jakie ma intencje. Zaparkowałam przed szkołą i ruszyłam wolnym krokiem w jej kierunku. Tym razem to ja zaczynam zajęcia w tym jakże ponurym i uroczym miejscu zwanym potocznie ogólniakiem.
...
Siedziałam w swoim fotelu. Miałam ochotę na coś mocniejszego, ale wciąż czekałam... Odchrząknęłam. Zaczęła się długa przerwa i tym samym skończyłam swoje zajęcia. Pozostało mi zatem nadal czekać na pewną panią, którą dziś skutecznie wyciszałam w swojej głowie. Wyszła pod koniec trzeciej godziny w kierunku łazienki. Co było dobrym pomysłem, bo jej osoba za każdym moim spojrzeniem mnie rozpraszała. A podświadomie chciałam na nią patrzeć. Zebrałam swoje rzeczy i postawiłam na swoich udach torebkę. Wylogowałam się z dziennika i w tym czasie usłyszałam ciche pukanie do drzwi. Nie może być... Uniosłam lewy kącik ust. Obróciłam głowę i ujrzałam tę piękną istotę o jasnych blond włosach. Cóż, teraz mam okazję się napatrzeć. Nieumyślnie przełknęłam ślinę i poczułam jak moje policzki robią się gorące po tym, jak skupiłam swoje spojrzenie na jej biodrach i talii. Miałam się kontrolować, do cholery. Szybko wstałam. Kiwnęłam głową na znak przywitania. Miała świdrujące i wesołe spojrzenie. God, wyglądała jak mały... Stop.
- Pójdę zrobić teraz ich kopię - uniosłam klucze, zaniżając głos - Zwrócę je przed końcem twoich zajęć... - minęłyśmy się. Maria pochyliła głowę. Za blisko. Była za blisko. Prawie moja twarz zahaczyła o jej włosy.
- Jasne, nie ma problemu - odpowiedziała miło, delikatnie mrużąc oczy. Miała dziwnie zamyśloną minę, taka uważną. Skup się, Ida. Nie rozpraszaj się.
- Wrócę - wskazałam na drzwi, a ona tylko kiwnęła głową...
Im byłam bliżej drzwi, tym szybciej szłam. Przewróciłam oczami. Parę łyków mocniejszego alkoholu powinno w jakimś stopniu i choć na chwilę pomoc. Ale najpierw klucze.
...
Po trzech albo i czterech godzinach byłam spowrotem. Nie, raczej trzech. Dmuchałam sobie w dłoń, by sprawdzić, czy cokolwiek da się wyczuć po moim wydechu. Odrobinę czuć. Mogę zwalić na wczorajsze wino. Spojrzałam na torebkę na siedzeniu pasażera, w której to była mała buteleczka. Prawie w połowie pusta. Przeklnęłam pod nosem. Czułam się pewniej i śmielej. Czyli chyba lepiej i chyba działa. Wiele myśli gdzieś zniknęło. Zerknęłam na zegarek i wyszłam. Siedziałam tu odkąd odebrałam klucze. Dzwonek powinnien zaraz dać o sobie znać. Weszłam do budynku i skierowałam się na górę. Wtedy zadzwonił. Wszystkie drzwi praktycznie jak na zawołanie się otworzyły. Prócz tych od sali języka polskiego. Cóż. Nic nowego. Poczekałam chwilkę i w końcu zaczęli wychodzić. Pod koniec tego peletonu weszłam do sali z kluczykami w dłoni. Przygryzła wargę wkładając swoje książki do torebki. Nie patrzyła na mnie, gdy się zbliżyłam. Uniosła głowę dopiero wtedy, jak zatrzymałam się przy biurku. Podałam jej klucze. Przez krótka chwilę nasze palce się dotknęły, a ja poczułam ścisk w okolicach żołądka. Bardzo dawno czegoś takiego ... Zamrugałam i wycofałam się.
- To wszystko, ja nie przeszkadzam już. Będę się zbierać - skleciłam w miarę logiczne zdanie, by jak najszybciej się wydostać z tego niespodziewanego potrzasku, gdy jej dłoń spoczęła na moim ramieniu.
- Poczekaj, wyjdziemy razem. Już i tak skończyłam - no to ładnie. W mojej głowie paliła się czerwona lampka. Zasunęła torebkę i ruszyła o krok do przodu wskazując ręką przed siebie, bym to ja szła pierwsza. Uniosłam brwi i posłuchałam się. Jak mała dziewczynka, którą już od dawna nie jestem. Przewróciłam oczami i szybko oraz mam nadzieję w miarę płynnie wyszłam na korytarz. Oparłam się o ścianę, gdy Maria wyszła z sali z małym uśmiechem na twarzy. Zamknęła ją i ruszyłyśmy w kierunku schodów. Towarzyszyła nam cisza. Bałam się odezwać. Nie chciałam zdradzać swojego stresu i obawy o to, że rozpozna zapach alkoholu, który nie tak dawno piłam. Znów skarciłam się w myślach. Znów ona i jej zdanie. Świeże powietrze sprawiło, że lekko zakręciło mi się w głowie. Może to i dobrze.
- Cóż, ja muszę jeszcze skoczyć do paru sklepów, tutaj za rogiem - w końcu to ona przełamała ten potok braku słów. Skinęłam głową i podeszłam do swojego auta, ale nie otworzyłam go.
- W porządku, ja się zbieram do domu...
- Tak, to do jutra
- Yhm, do jutra - spojrzała na mnie dłużej i odeszła wolnym krokiem. Wypuściłam powietrze. Odepchnęłam się od samochodu i po chwilii ruszyłam wzdłuż najbliżej ulicy, która prowadziła mnie do mieszkania. Cóż, trochę to potrwa. Ale już trudno. Idąc, obejrzałam się za siebie i przez moment wydawało mi się, że to pani Winkler mignęła mi przed oczami.
- Kurwa - warknęłam. Albo mam zwidy albo się domyśliła. Przyspieszyłam.
...
Przez kolejne dni nasza relacja i rozmowy wygladały bardzo podobnie. Było miło, ale ostrożnie. Przynajmniej z mojej strony. Ona o nic mnie nie pytała, nie naciskała. Po prostu była obok. Co też zaczęło mnie zastanawiać. Nigdy nie możesz być pewien czy to nie jest jakaś gra. Postawiłam mały mur wokół siebie, który czasem udało jej się zniszczyć i podeptać. Niedawno, na przykład, idąc korytarzem w kierunku schodów uslyszałam stukot obcasów. Coraz to glośnieszy. W pewnym momencie czyjaś dłoń złapała za moją. Stanęłam jak wryta. Maria. Zadrżałam pod jej spojrzeniem i przyspieszonym oddechem.
- Kasiu proszę, mogłabyś mnie na chwilę zastąpić, tylko przypilnować klasę. Pilna sprawa. Za parę minut wrócę - i to wyczekujące spojrzenie. I ta dłoń, która odbiera mi rozum. Kiwnęłam tylko głową, nie potrafiąc wymyślić czegoś lepszego. Ona delikatnie pogładziła moją skórę kciukiem i z lekkim uśmiechem popędziła dalej. Poczułam uścisk w klatce i podbrzuszu. Przez co całe popołudnie i wieczór się karciłam. Nie mam 15 lat, by tak reagować. Dlatego też prawie nie wzięłam pod uwagę znaczenia słów "pilna sprawa". Prychnęłam na myśl, że biegła do tego frajera zwanego dyrektorem. Dzień później, czyli w piątek miało odbyć się to wspaniałe zebranie komitetu. Tym razem od rana nic nie piłam i zmusiłam się do czekania. Po co ja to robię? - zadawałam sobie to pytanie jedząc frytki. Przynajmniej one poprawiały mi nastrój. Czemu się zgodziłam? Dyrektor i ona. Cóż. Walić te rozkminy i tak nikt nic mi nie powie. Wstałam, zamykając drzwi i ruszyłam w kierunku liceum. Szkoła była prawie pusta. Zbliżając się do dużej sali zauważyłam większą ilość osób. Choć i tak mniejszą niż w standardowej klasie. Weszłam do środka. Ludzie byli podzieleni w grupki. Przy każdej z nich stała inna nauczycielka. Ja znalazłam swoją... Znaczy Marię. Stało przy niej pięć osób. Podeszłam bliżej. Powiedzieli mi "dzień dobry".
- O, Kasiu, właśnie zaczęliśmy - uniosła głowę, by spojrzeć na mnie uważnie. Chciałam przewrócić oczami. Nie spóźniłam się. Byłam punktualnie.
- Co robicie? - zapytałam rozglądając się po wszystkich
- Każda grupa odpowiada za daną sekcję dnia biwaku - oparła się dłońmi o stół. Nie patrz tam, nie patrz. Kiwnęłam głową...
- A my za co odpowiadamy?
- Za nocowanie - usłyszałam głos jakiegoś chłopaka. Uniosłam brew.
- Za część wieczorną. Czyli kolacja, ostatni czas przed spaniem i samo nocowanie - sprecyzowała lekko rozbawiona, chyba moją miną, sądząc po jej bacznym spojrzeniu w moją stronę.
- Skoro tak. Więc, jakie są wstępne pomysły?
- Na razie nie ma żadnych - odpowiedziała prawdopodobnie Monika, którą uczyłam.
- Zastanawiamy się co im zoorganizować. Skoro to już wieczór i będą w szkole, ale żeby się nie rozchodzili, bo nie zapanujemy nad nimi. Plus jakiś posiłek - ciągle na mnie patrzyła. To aż bolało, czułam dziury w swoim ciele. Na stole leżała biała kartka i wydruk jakiegoś planu. Nadal nie rozumiałam po co tak to wszystko analizować. Bez sensu. I to wszechobecne skupienie. Prawie prychnęłam.
- Cóż, jak dla mnie to moglibyśmy wykupić jakiś nowszy film czy poprosić dom kultury o udostępnienie. Każdy będzie siedział w miejscu i w jednej sali. A jak się im powie, że pod koniec dostaną pizzę to wątpię, był znaleźli się jacyś niezadowoleni - spojrzeli na mnie w większości z uniesionymi brwiami. Chyba nie powiedziałam niczego głupiego. Podrapałam się po czole. Wtedy pani Winkelr uśmiechneła się, mrużąc oczy.
- Aż chce się wpisać pochwalę za takie sprawne i całkiem dobre pomysły - jej oczy zmrużyły się jeszcze bardziej, a ja poczułam dreszcz na plecach. Wzruszyłam ramionami.
- Ale gdzie go wyświetlimy?
- A czemu nie tutaj? - spytałam
- Będą tu nocować, plus ten zapach - kolejny przedstawiciel płci męskiej, który chciał mnie wyprowadzić z równowagi
- Od czego są okna, część z nich można w to zaangażować. Skoro tu będą spać, to i tu też będą mieli swoje koce czy inne kołdry. Zimno im nie będzie. A jak pójdą do łazienek tuż przed spaniem to można otworzyć wszystkie okna. Mniej sprzątania, bo jedna sala i każdy pod okiem - znów cisza i te spojrzenia
- Skoro tak... To co my mamy dalej robić? - tym razem zadał rozsądne pytanie
- Pomóc reszcie grup. A my zajmiemy się szczegółami - patrzyła na mnie nie odrywając wzroku przez ten cały czas
- Więc do pracy. Ja z panią profesor uzgodnimy resztę. Potem jesteście wolni - odeszli i zostałyśmy same, ustawione po obu stronach stołu. Uniosłam brew.
- Cóż za tempo... Czy to chęć ucieczki tak pobudza do szybkiego myślenia? - na małą chwilę rozszerzyłam oczy
- Może i tak. Albo ten cały komitet jest do du... Nie spełnia oczekiwań - przeniosłam wzrok na ścianę, oczekując reprymendy, ale dostałam w zamian cichy chichot.
- W pewnym stopniu masz rację... Nikomu nic się tutaj nie chce. Więc i myśleć też się nie chce. Mało jest tu osób, które po prostu chcą tu być. Najczęściej muszą...
- A wolontariusze?
- To zupełnie inna grupa i tylko czasem przy jakiś imprezach większych przychodzą. Ale już na gotowe
- Nieoceniona pomoc
- Czasem bywają przydatni. Mogą pilnować, gdy ty nadzorujesz, nie trzeba wszędzie i tak często chodzić... - założyła kosmyk włosów za ucho.
- Czemu tutaj jesteś?
- Zaproponowali mi to...
- Masz na myśli kazali? - uniosłam brew w ostrym spojrzeniu nauczycielki
- Nie nazwałabym tego - prychnęłam. Tym razem to ona uniosła brew. Wzruszyłam niewinnie ramionami
- Wyrwało mi się - cicho parsknęłam śmiechem pod nosem. Marysia spojrzała gniewnie, ale nie widziałam w niej szczerej złości, bardziej zirytowanie - Od kiedy?
- Cztery lata, prawie pięć - skinęłam głową z kwaśną miną i niechęcią wypisaną na twarzy. Spojrzała na mnie intensywnie i zobaczyłam lekki uśmiech, taki zwiastujący nagłe kłopoty - Cóż, może to ty zajmiesz się tym filmem, rozmowami z domem kultury czy innym nieistotnymi wyborami?
- Dlaczego ja? - zmarszczyłam brwi, a mój głos zdradzał dezaprobatę
- Skoro nikomu się tutaj nic nie chce, możesz się popisać i sprawić żeby ten komitet - pochyliła się w moją stronę nieco bardziej, szepcząc - nie był całkiem do dupy - jej oddech odbił się od mojego policzka i ust. Poczułam ciepło na twarzy. Ona tylko poszerzyła uśmiech i uniosła brew, podchodząc do jakiejś nauczycielki. Warknęłam sfrustrowana. Jak ja marzyłam o naszym droczeniu się... Naszym...

Moja Maria (gxg, nauczycielka) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz