10.

991 23 6
                                    

Leżałam na łóżku, miętoląc w dłoni swój telefon. Podnosiłam go, odkładałam, odblokowywałam, zerkałam... W końcu spojrzałam na małą jasną i pachnącą kwiatami karteczkę. Przeczytałam ją już kilkanaście razy. Wzięłam ostatnią czekoladkę z pudełeczka i ze słowami "pieprzyć to", wysłałam do niej wiadomość.
"Jutro jestem wolna od 10" - nic zobowiązującego. Szybko odwróciłam się od telefonu i poszłam po książki. Starałam się odgonić wszelkie myśli. Po około dwudziestu minutach mój ekran się podświetlił. Uniosłam brew i w miarę wolno podeszłam do telefonu...
"Będę w mieście około 11. Może spotkamy się w parku? " - nie wiem czy to była jakaś aluzja, ale zignorowałam tę myśl.
"Ok, będę tam".
Westchnęłam i wbiłam wzrok w sufit, rzucając się na łóżko.
...
Kończyłam po dwóch godzinach. Maria przyszła w połowie drugiej lekcji. Kiwnęłyśmy do siebie głowami i więcej na nią nie patrzyłam. No może jeszcze przez chwilę mój wzrok zjechał po jej talii i nieco niżej niż bym chciała, ale ochrząknęłam i wróciłam do pracy. Po wszystkim szybko się spakowałam i zaczęło do mnie docierać jaka jestem głupia. Nie man pewności co do Winkler, więc wynajduje sobie inną. I to jeszcze osobę, najprawdopodobniej jedyną, która była i mam nadzieję, że jest, ze mną szczera. Pokręciłam głową. Może odwołam. Nie... Może... zerknęłam na Marię, która mi się przyglądała. Może po prostu popłynę z flow... God, czy ona zawsze musi tak dobrze wyglądać. Zmierzyłam ją szybko wzrokiem.
- Śpieszysz się? - odgarnęła do tyłu swoje blond włosy. Fuck.
- Umówiłam się... - zasunęłam torebkę. Spotkałam się z uniesionymi brwiami. I odpowiedzią w stylu "yhym".
- Randka? - miała poważną minę, choć jej ton był żartobliwy i nie patrzyła mi w oczy, tylko gdzieś za okno. Uniosłam lewy kącik ust.
- Być może - próbowałam zrobić zawadiacką minę, ale Maria tylko skinęła głową, wbijając wzrok w podłogę, jakby w ogóle tego nie zauważając - Do jutra - wyminęłam ją, widząc jak ściska usta w prostą linię. Hm. I dobrze jej tak. Walić to. Skoro nie potrafi być szczera i odciąć się od dyrka, to proszę bardzo. Nie będę ograniczać swoich kontaktów tylko do niej... Mam dość gierek.
...
Wiał wiatr. Skuliłam się pod płaszczem. Nie rozglądałam się. Po prostu stałam. W pobliżu pamiętnej ławki. Zerknęłam w niebo, które zrobiło się nieco pochmurne. Westchnęłam i zaraz po tym podskoczyłam, gdy ktoś przejechał mi dłonią po plecach. Jakże by inaczej.
- A więc jesteś - zaśmiała się cicho
- A miało mnie nie być? - uśmiechała się radośnie. Wokół jej oczu pojawiły się małe zmarszczki.
- Nie byłam pewna czy mówisz poważnie... - ten dołeczek znów przyciągnął mój wzrok. Przełknęłam ślinę.
- Cóż, jestem. Ostatnio nie byłam w formie
- Zauważyłam... A jak jest teraz? - spojrzała na mnie uważnie brązowymi oczami. Rozejrzałam się szybko wokół.
- Lepiej, lepiej niż ostatnio - posłała mi mały uśmiech, taki z troską. Podniosłam głowę i zobaczyłam, że stoimy naprzeciwko restauracji.
- Wchodzimy? - dlaczego ona jest taka wesoła?
- Możemy - ruszyła pierwsza i niestety moje oczy powędrowały za jej pośladkami. Małe zgrabne pośladki. Uśmiechnęłam się. Była szczupła i zdecydowanie zgrabna. Kręciło mnie to, że jest wyższa ode mnie. Nieznacznie, ale jednak. Przytrzymała mi drzwi i czułam jak się mi przygląda...
...
Przełknęłam fragment obiadu, który zamówiłyśmy. Było... miło. Chyba tak to się nazywa, gdy czujesz się dobrze w czyimś towarzystwie.
- Więc... - zerknęłam w jej oczy na chwilę - Masz włoskie pochodzenie? - uniosła brew, poprawiając się na krześle. Czułam się tak dziwnie, że pytam się kogoś, jakby, to się nie zdarzało. Takie, hmm rozmowy, a to, że byłam ciekawa tym bardziej...
- Tak, dokładnie. Moje nazwisko to zdradza, co? - mówiła z takim entuzjazmem. Przekrzywiłam głowę - Mój ojciec jest Włochem, a mama Polką. Urodziłam się we Włoszech, spędziłam tam trochę swojego życia. I tak, to moje prawdziwe imię, w tej kwestii nie mam w sobie nic polskiego - zmrużyła oczy na moje gapienie się. Oderwałam wzrok...
- Włochy są piękne - nie wiedziałam, co powiedzieć, a przynajmniej tego byłam pewna
- Oj tak, są. Zawsze były... - zamyśliłam się na moment, zastanawiając się jak bardzo nie umiem w small talki... - Nie pytasz się o mój język czy co tu robię? - rozszerzyłam oczy, zastanawiając się, czy powinnam to zrobić. I czy to wielki błąd, jeśli się o to nie zapytałam, a ona w tym czasie wybuchnęła stłumionym śmiechem. Zmarszyłam brwi. Czy to jakiś program? Co jest...
- Przepraszam, twoja mina - przetarła skórę pod okiem - Nie mogłam wytrzymać - przygryzła wargę, zerkając na mnie. Wyprostowałam się - Wszystkich zawsze to ciekawi. Jakby zawsze - podkreśliła ostatnie słowo
- Powinnam się o to zapytać? - zrobiłam dziwny grymas, gdy myśl opuściła moje usta...
- Niee, znaczy jak chcesz... To nic złego, bambina. Tylko rzadko się zdarza, stąd moja reakcja - kiwnęłam głową, czując się jak głupie dziecko, któremu wszystko trzeba po stokroć tłumaczyć... Zapadła chwilowa cisza, w trakcie której obie jadłyśmy.
- To jak z tym językiem jest w końcu? - wywaliłam, poprawiając się na krześle. Lucía uniosła kąciki ust w uśmiechu.
- Chodziłam do polsko-włoskiej szkoły będąc dzieckiem. Mama i babcia mówiły do mnie po polsku. Plus chyba mam dobre ucho do akcentów. Choć czasem brakuje mi włoskich słów albo w ogóle słów - prychnęła pod nosem. Odwróciłam wzrok.
- Uprzedzając twoje dalsze zmieszanie... Mieszkam tutaj, mam firmę, projektuję ogrody, działki, sprowadzam rośliny, dekoruję - wzruszyła ramionami - Za miastem są moje ogrody i dom, ale me serce jest także i ciągle we Włoszech
- To... zrozumiałe. Znaczy to dobrze, chyba, że układa ci się w życiu - walnęłam się w myślach patelnią w twarz - Mam na myśli, że wydajesz się zadowolona z życia i w ogóle... To dobrze
- Tak, jest bsrdzo dobrze. Nie mam raczej na co narzekać - wydawała się nie zauważać mojej głupoty. Gdzie twoja mądrość i śmiałość Ida? Gdzie sobie poszły?
- A ty, czym się zajmujesz? - wskazała na mnie widelcem
- Uczę... - widziałam jak jej oczy się rozszerzają - polskiego... w tutejszym liceum - zakaszlała, a ja uniosłam kąciki ust - Kto by pomyślał? - coś wróciło...
- Znaczy. Ym. No, nie spodziwałam się, że jesteś nauczycielką - przyjrzała mi się, jakby oceniając mnie na nowo. Trochę mnie to rozbawiło.
- Czy to coś zmienia? Masz jakieś nieprzyjemne wspomnienia? - prychnęła uroczo śmiechem
- Z nauczycielkami zawsze...
- Zawsze mówisz? - starałam się odpowiadać w miarę szybko i błyskotliwie
- Oj, no wiesz, każdy się w jakiejś podkochiwał - wzięła łyk soku i chyba wtedy dotarło do niej, co powiedziała. Zaśmiałam się na głos, a ona zarumieniła się delikatnie na policzkach.
- Cóż, skoro tak. Chociaż nie uważam, że każdy. Przynajmniej nie każda...
- Nie?
- Specyficzny rodzaj dziewczyn na pewno tak
- Specyficzny?
- Taki, którym podobają się inne kobiety - rozszerzyła oczy w lekkim zdziwieniu, ale nadal wydawały się łagodne i ciekawe
- A ty, podkochiwałaś się?
- Zdarzyło się...
- Zdarzyło czy zdarzało? - zabrzmiała jak Hermiona ze swoim "wingardium leviosa"
- Łapiesz mnie za słówka? Nauczycielkę polskiego?
- Pani profesor proszę o wybaczenie... Więc jak? - zaśmiałam się
- Zdarzało się - wydała się zadowolona z mojej odpowiedzi. I dumna ze swojego odkrycia...
Na chwilę zapadła przyjemna cisza, w trakcie której zjadłyśmy do końca. A gdy przyszło płacić za rachunek, zaproponowałam, że stawiam ten obiad.
- To za kosz i mój stan we wtorek... - spojrzałam na nią z boku z lekka niepewnie, kiwnęła powoli głową, przechylając ją na lewą stronę. Poprawiłam się. Gdy szłyśmy ulicą zaczął padać mały deszcz. Zmierzałyśmy w kierunku liceum.
- Wiesz, nie obraź się, że to powiem, ale na trzeźwo bardzo dobrze się z tobą rozmawia - prychnęłam, ale w miły sposób
- Cóż, domyślam się... Nie miałam wtedy nastroju plus alkohol...
- Czy mogę spytać, co takiego się stało? - westchnęłam i na moment zapadła cisza
- Hm, to długa historia i nie na pierwsze... spotkanie
- W porządku... To tutaj pracujesz? - zbliżałyśmy się do dużego budynku. Kiwnęłam głową. Było już popołudnie, więc i wokół nie zdajdowało się wieku ludzi - Chodziłaś tutaj do szkoły? - znów kiwnęłam głową. Pracuję tutaj jakaś nauczycielka, która cię uczyła? - spojrzałam na jej dwuznaczny wyraz twarzy i przypomniałam sobie, że nie powinnam za dużo mówić. I o programie i mojej przeszłości i...
- Przesłuchujesz mnie?
- Ja bym to nazwała poznawaniem - uniosła brew
- Dlaczego?
- A dlaczego nie? Wykorzystuję szansę...
- Jaką szansę?
- Poznania ciebie... Skąd ta niepewność?
- Nie wiem - zerknęłam na parking - Tak pytam
- Dziwi cię, że chce cię bliżej poznać?
- Możliwe
- Czemu?
- Nie ufam ludziom - wydusiłam wprost, co nawet i mnie samą zdziwiło. Wyprostowałam się, gdy Lucía się zatrzymała.
- Mamy różne doświadczenia, które nas kształtują, ale one są naszą przeszłością. A teraz to teraz, nic innego. Buduj dalszą, lepszą i nową historię, bella. Pewnie mi nie wierzysz, ale nie mam złych intencji. Po prostu... ciekawisz mnie... Jesteś wyrazista - uniosłam brwi i kiwnęłam powoli głową - Plus, kto by nie chciał rozwijać dalszej relacji po tak wspaniałym pierwszym spotkaniu? - zaśmiała się
- Pewnie każdy normalny człowiek - uśmiechneła się promiennie na moją odpowiedź, co mnie trochę zmieszało i sprawiło, że moje nogi się lekko zachwiały. Doszłyśmy do auta. Zatrzymałam się, gdy Lucía chciała je ominąć. Zmarszczyła brwi
- Podwieźć cię? - rozszerzyła szybko oczy
- To twoje!? - uniosłam usta w uśmiechu, otwierając drzwi - Um, tak, znaczy, mogę?
- Jasne, no chyba, że nie chcesz, jakby...
- Chcę - i weszła do środka od strony pasażera. Zaśmiałam się cicho. Chyba brakowało mi takiego rodzaju bycia szczerym.
- Więc dokąd mam jechać?
- Firmę i ogrody mam za miastem, dom też. Ale tutaj, z drugiej strony centrum mam też małe mieszkanko. Będzie bliżej. Wzdłuż tej dzielnicy, na rondzie w prawo i za pomnikiem prosto będzie ulica pełna bloków, działek i domów bliźniaczych - gestykulowała, a ja złapałam się na tym, że się jej przyglądam. Zauważyła moją zmieszaną minę i uśmiechneła się, mrużąc zmysłowo oczy. Wciągnęłam powietrze i odpaliłam samochód.
...
W trakcie całej drogi było przyjemnie cicho. Było miło. Sama włączyła sobie radio i znalazła coś, co się jej spodobało. Jakieś stare piosenki i cicho nuciła je sobie pod nosem. Nie chciałam jej przeszkadzać. Gdy w końcu dojechałyśmy na miejsce, a ja zaparkowałam, stwierdziłam, że ją odprowadzę. Lucía nie protestowała, tylko uśmiechnęła się i szybko wyszła na zewnątrz. Podążałam za nią. Odwracała się co jakiś czas, patrząc na moją minę, którą i ja sama nie potrafiłam rozgryźć. Doszła do budynku, do którego prowadziły szerokie schody, a kończyły się one wielkimi drzwiami. Uniosłam brew, zwalniając kroku. Chyba to wyczuła, bo i sama zwolniła i powoli na mnie spojrzała, odwracając się w pełni. Wciągnęłam powietrze nosem i schowałam dłonie za plecami. Znów czułam się głupio.
- Cóż...
- Tak... - powiedziałyśmy w tym samym momencie. Uniosłam prawy kącik ust. Lucía cicho się zaśmiała.
- To tutaj - wskazała na drzwi za sobą, kiwnęłam głową. Weszła na pierwszy schodek.
- Tak, cóż, było... miło...
- Było - weszła na kolejny schodek. Mój wzrok gdzieś błądził, najczęściej po chodniku.
- To do zobaczenia...
- Do zobaczenia, gattina - w końcu podniosłam na nią spojrzenie, stała już na trzecim schodku i uśmiechała się promiennie. Zimne powietrze sprawiło, że poczułam gęsią skórkę. Wtedy Lucía szybko i zwinnie, wręcz płynnie, zeskoczyła ze schodków i zbliżyła się do mnie maksymalnie, stając tuż przede mną. Spojrzała mi w oczy, do których straciłam resztki zaufania i pochyliła się delikatnie nad moim policzkiem, składając na nim długi i ciepły pocałunek. Poczułam dudnienie w uszach. Jej usta były jednocześnie chłodne i gorące. I bardzo miękkie... Odeszłam krok do tyłu, kiwając jej swoją głową. Podrapałam się po czole i rozejrzałam wokół. W końcu, nie wiedząc co ze sobą począć szybko ruszyłam w kierunku auta. Dotknęłam swojego policzka, na którym jeszcze chwilę temu były jej usta. Był ciepły.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Oct 02, 2021 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Moja Maria (gxg, nauczycielka) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz