9.

323 14 1
                                    

Wieczór upływał mi bardzo spokojnie. Za spokojnie. To ten rodzaj ciszy, której już bardzo dawno nie odczuwałam. Obudziłam się około godziny 21 i przejrzałam materiały na zajęcia. Sama byłam nieco zdziwona moim zmiennym nastrojem, jednak zdecydowałam się nie zwracać na to uwagi. Moje myśli nie krążyły już tak intensywnie i tak boleśnie, jak przez ostatnie parę dni. Podświadomie wiedziałam, że gdzieś z tyłu głowy mam nazwisko kobiety z baru. Di Carlo. Wszystko sprowadzało się do pytania "dlaczego?". Byłam okropna, nietrzeźwa i... Co ją obchodziłam, przecież mnie nie znała. Cóż, była też całkiem ładna. Prychnęłam. Hm, może to ten wyjątkowy przypadek, w którym raz na setkę lat spotykasz kogoś z dobrym sercem. Pewnie już na siebie nie trafimy. No chyba, że jest psychopatką, a wiedząc gdzie mieszkam, przyjdzie tu i mnie okradnie, zabije we śnie lub uprowadzi. Nie wiem, która opcja jest bardziej prawdopodobna. Zamyśliłam się, dopijając resztkę wczorajszego wina.
...
Po dwóch godzinach lekcji czułam, że zrobiłam się głodna. Pani Winkler jeszcze się nie pojawiła, a zaraz powinna mieć swoją godzinę, a ja okienko. Wstałam, poprawiając swoje ubranie. Zerknęłam na zegarek. Cóż, to idę. Nie mam na kogo czekać, jeśli spojrzeć prawdzie w oczy. Chwyciłam torebkę i klucze, po czym ruszyłam spokojnie w kierunku drzwi. Na korytarzu kilka razy skinęłam głową, by po chwili na schodach wpaść na Marię. Minęła mnie szybko, a po chwili nagle się zatrzymała.
- O, cześć - uniosłam spojrzenie i kiwnęłam jej głową. Ona tylko zerknęła na mnie dziwnie i wtedy zadzwonił dzwonek. Wzruszyłam ramionami i kontynuwałam swoją drogę. Musisz się odciąć, Ida. Nie ma innego wyjścia. Spojrzałam pewnie przed siebie.
...
Trzymałam w dłoni porcję frytek, które zostały mi z zamówionego zestawu. Dojadałam je, idąc powoli na górę. Oparłam się o parapet, wpatrując się w ścianę. Lucía. Rzeczywiście miała włoską urodę, choć może i była mieszanką włosko-polską... Miała delikatne rysy. Była opalona. I wysoka. Wyższa ode mnie. Nie jakoś dużo, bo i niewiele, ale jednak. Przynajmniej tyle pamiętam. Di Carlo. Prawie jak to wino, prychnęłam pod nosem ze śmiechu. Nie wiedzieć czemu, wracając z obiadu, moje nogi zaprowadziły mnie do baru. Może liczyłam, że tam będzie? No, ale czemu? Co bym jej miała powiedzieć? Najmilsza nie byłam. Trochę mi głupio z tego powodu, przyznaję... I chciałabym znaleźć jakieś dobre ale... Ale... Hm, nie byłam w najlepszej formie, zresztą sama to przyznała. Zawsze to coś. Widziałam to spojrzenie barmana w moją stronę. Zdziwone i może trochę przestraszone. Nic przecież nie zrobiłam... Tylko piłam. Może za dużo... Ale. Hm. Może właśnie o to chodzi, że za dużo. Przewróciłam oczami. Szukałam jej wzrokiem. Nawet chciałam się zapytać... Spojrzałam na niego, lecz zrezygnowałam. Widział moją minę, a ja widziałam jego. Jakby wiedział po co przyszłam, ale tylko patrzył przez chwilę, zanim się odwrócił, gdy ktoś coś zamówił. Więcej tam nie wrócę. Jakiś impuls mnie podkusił. Chyba ten zbytni spokój. Zamknęłam oczy, gdy usłyszałam dzwonek. Młodzież szybko zaczęła opuszczać poszczególne sale. Ostatnia oczywiście była sala Marii. Nie miałam dziś problemu, by do niej wejść. I by mieć nawet najmniejsza konfrontację. Podeszłam spokojnie do biurka i oparłam się o ławkę, czekając aż zwolni się miejsce. Czekałam. I czekałam, ale Maria stała w miejscu. Podniosłam wzrok.
- Powiedz mi, dlaczego mnie unikasz? - uniosłam brew i lewy kącik ust
- Czy muszę mieć jakiś konkretny powód? - patrzyła na mnie intrsywnie - ... Nie przyjaźnimy się, więc nie mam obowiązku spędzać z tobą czas nie dłużej niż to konieczne - poprawiła swoją postawę, prostując się i wciągając powietrze
- Wiem, że coś się stało i dlatego przestałaś ze mną rozmawiać. Nie udawaj, że nie wiesz o co chodzi...
- I kto to mówi? - uniosłam wyżej klatkę, a ona swoje brwi
- Może wyjaśnisz, co masz na myśli?
- Nie mam takiego obowiązku. Nie zmusisz mnie do udzielania się w tej kwestii, jeśli nie chcę... - westchnęła
- A co z komitetem i biwakiem?
- A co ma być? To, co właśnie powiedziałam.
- Mówiłam, że dyrektor cię tam przydzielił i...
- A ja mówiłam, że mam go gdzieś...
- Mówiłaś, że będziesz chodzić i...
- Dlaczego to jest dla ciebie takie ważne, co? Tak nagle zależało ci na naszych rozmowach, a chwilę później bardziej obchodzi cię ten zasrany komitet - uniosłam głos, robiąc krok w jej stronę. Ta lekko się cofnęła i zrobiła dziwną minę. Jakby coś rozważała. Tym razem to ja uniosłam brwi.
- Słuchaj... Też tego nie rozumiem, ale dyrektorowi bardzo na tym zależało - spojrzała się na mnie niepewnie. Zmarszczyłam brwi na jej zmianę tonu - Chodzi o to, że - rozejrzała się po sali, szukając słów - chciałabym wiedzieć, co ma na myśli, czego chce i... Pomyślałam, że to może być ważne i... - patrzyłam na nią uważnie, próbując znaleźć w jej słowach kłamstwa. Ale nigdy nie byłam w tym dobra. Stałam i patrzyłam, jak jej rysy łagodnieją i zerka na mnie z nadzieją. Podrapałam się po podbródku. Sukienka. Miała dziś na sobie sukienkę. Granatową w czarne wzorki. Coś mnie w środku ścisnęło. Spojrzałam w jej oczy. Błękitne koła obserwowały mnie. Uśmiechnęła się. Ale jakoś dziwnie. Ta dziwność, której nie potrafię rozgryźć. Przygryzłam wargę i spojrzałam w dół. Zawsze miała zgrabne nogi. God, w moich myślach zaczęły tworzyć się złe scenariusze. Próba. Okres próbny. Zobaczymy. Spróbuję to rozgryźć, zastanowić się nad tym. Coraz mniej z tego rozumiem. Ale ona... Zerknęłam na jej twarz. Przełknęłam ślinę. Jezu, ale bym chciała do niej podejść i ją obrócić, pchnąć na biurko i... Kurwa. Wciągnęłam powietrzę i zadzwonił dzwonek.
- Będę. Na biwaku - szepnęłam, gdy pierwsze osoby weszły do sali. Ochrząknęłam na swój niski ton. Ona tylko powoli kiwnęła głową i ruszyła do ostatniej ławki. Zauważyłam, że moje serce biło trochę szybciej niż powinno. Byłam za to na siebie zła. Nie powinnam tak o niej myśleć. Muszę przestać i zacząć to kontrolować. Odwróciłam się do klasy, gdy nastała umiarkowana cisza.
...
- Kasiu!? - uniosłam wzrok na jej dłoń, w której trzymała mój długopis. Wzięłam go on niej. Lekko dotykając przy tym jej skóry. Pomieszanie miękkości z małą szorstkością. Poczułam dreszcz na plecach.
- Cóż, to do jutra - spojrzałam w jej oczy, kiwając głową. Potem mój wzrok zjechał na jej dekolt i szybko zamrugałam zanim pomyślałam albo co gorsza zrobiłam coś, czego nie powinnam... Miała trochę większe piersi niż zapamiętałam. God, dobrze wyglądała. Aż za dobrze. Przeszłam przez próg i przyspieszyłam kroku. Moje myśli zaczęły krążyć wokół jej ciała. I tego jak wyglądałaby bez tej sukienki. Rozszerzyłam oczy i trzasnęłam drzwiami od auta. Kurwa. Nie gadasz z nią parę dni i napalasz się jak dzika. Odjechałam z piskiem opon.

...

Zrobiłam sobie naleśniki. Nie potrafiłam się skupić, więc postanowiłam, że coś ugotuję. Cokolwiek. Ja i pichcenie, prychnęłam. Przynajmniej nie robiłam nic nielegalnego. Znów prychnęłam, zakładając pojedynczy kosmyk za ucho. I wtedy zadzwonił dzwonek do drzwi. Zmarszyłam brwi. Odłożyłam ściereczkę i podeszłam do nich, zerkając przez wizjer. Kurier. Otworzyłam zamek.
- Katarzyna Bielenia?
- Zgadza się - zmierzyłam go wzrokiem. Facet około trzydziestki. Znudzony i zmęczony. Oj, jak ja cię rozumiem.
- Przesyłka dla pani, proszę tu podpisać - uniosłam brew, nie widząc żadnej paczki. Na co on podniósł wzrok i wskazał palcem na wycieraczkę. Stał na niej kosz. Zapakowany kosz, wyglądający jak prezent. Znów uniosłam brew. Podpisałam się, a facet zniknął. Podniosłam przesyłkę i weszłam do kuchni, stawiając ją na blacie. Obróciłam naleśnika i zaczęłam się jej przyglądać. Nie zauważyłam nic niepokojącego, więc odwiązałam kokardę. W środku był bukiet kwiatów, słodycze, jakieś produkty, płatki chyba róż i... kartka. Szybko ją wyjęłam. "Podobno szukałaś mnie w barze. Jeśli nadal chcesz się spotkać, to masz tutaj mój numer telefonu". Zerknęłam na ciąg liczb. Zamarłam, ale w pozytywnym sensie. Nigdy nikt bezinteresownie nic mi nie dał. Poczułam zapach spalenizny i szybko zdjęłam patelnie z gazu. Otworzyłam okno i zakaszlałam. Spojrzałam raz jeszcze na numer i chwyciłam telefon, by wpisać go do swojej listy kontaktów. Nie wiem czemu, ale w tym przypadku i w jej osobie czułam po prostu spokój. I działałam bardziej na wyczucie, instynktownie. Byłam pewniejsza swoich kroków. Ale czego ja od niej chce? Albo ona ode mnie... Albo oszalałam i chciałam się z nią zaprzyjaźnić albo, co bardziej pewne, chciałam ją przelecieć.

Moja Maria (gxg, nauczycielka) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz