Rozdział Czwarty

718 65 18
                                    

Piętą Achillesową Bakugo było chodzenie do sklepów. Nie cierpiał tego robić, a argumentów, żeby się z tego wymigać miał tysiąc i jeden więcej. Jednak dzisiaj stwierdził, że wyjdzie na zakupy, choćby po to, żeby nie przesiedzieć przed laptopem kolejnej godziny.
Ubrał się i bez słowa wyszedł, pozostawiając w szoku swoich rodziców. W dłoni trzymał materiałową torbę, a do kieszeni kurtki włożył pieniądze.

Zimno mocno dawało o sobie znać. Mróz zostawił na policzkach różowe ślady oraz przyrumienił nosek. Katsuki wsunął twarz do szalika głębiej. Nieprzyjemny, ostry wiatr, kuł go tak, że musiał mrużyć oczy. Ciemna uliczka nie pomagała w widoczności ani trochę. Powoli zaczynał żałować swojej decyzji. Mógł jednak zostać w domu.

Wtem w bladym świetle lampy ujrzał drobną postać, męczącą się z czterema torbami. Podszedł bliżej z zamiarem pomocy. Jednak kilka kroków dalej stanął i nie był w stanie się ruszyć dalej. Od razu rozpoznał burzę zielonych loków oraz szmaragdowych oczu wpatrujących się w niego.

— Oh, Kacchan — mruknął Izuku, gdy blondyn znalazł się obok. Nie bardzo wiedział co ma mówić, ale zarówno nie chciał tej nieprzyjemnej ciszy między nimi. Wiedział, że zjebał po całości. Mógł nie uciekać przed sobą samym. Przecież się rozumiał. Chociaż może starał się zrozumieć. Tak czy inaczej, nie mógł sobie wybaczyć błędu jaki popełnił.

— Daj mi to — powiedział Katsuki, schylając się po dwie siatki. Podniósł je, czując jakie są ciężkie. Ruszył przodem, kątem oka widząc jak Izuku, będąc w szoku, podąża za nim.

Bakugo nie mógł go tak po prostu zostawić, albo wyrzucić z serca i głowy. Nie mógł też przed nim uciekać. Z drugiej strony wolał ukryć swoje uczucia już do końca życia. Miał jedną szansę, która przepadła. Była to też jego wina. Doszedł do tego po tamtej nieszczęsnej wycieczce. Znał swoje uczucia już od dawna, ale ciągle chował się przed nimi. Ukrywał fakt tak długo, że Midoryia go zostawił. Teraz nie miał już żadnej szansy. Pewnie nie pokocha nikogo tak bardzo jak jego. Bał się braku szczęścia w swoim życiu, ale nikogo nie zmusi do związku. Tak samo jak siebie. Nic co jest wymuszane na siłę, nie jest dobre. W końcu zamienia się w toksyczną relację.

* * *

Przekroczyli próg domu, nie odzywając się do siebie słowem. Bakugo zdjął buty oraz odwiesił kurtkę na wieszak. Zabrał siatki, doskonale wiedząc gdzie iść. Znał to miejsce na pamięć. Poza tym nic się tutaj nie zmieniło. Żółte ściany nadal posiadały rysunki, jakie Bakugo z Midoryią namalowali niezmywalnymi markerami. Nieco uniósł kąciki ust do góry, zauważając ich podobizny, trzymające się za ręce. Rozejrzał się. Wszędzie wisiały zdjęcia i ku jego zaskoczeniu większość przedstawiała ich. Przystanął nagle, a oczy zaszkliły się od zbierających w nich, łez. Wziął z komody, stojącej w salonie zaraz obok drzwi, zieloną ramkę. Na zdjęciu widnieli obaj zaraz po zakończeniu trzeciej klasy gimnazjum. Mieli na sobie takie same granatowe mundurki. Przytulali się do siebie z dyplomem ukończenia w dłoniach. Bakugo miał lekko skierowany wzrok na Midoryie. Dojrzał w sobie ze zdjęcia już tą ukrytą miłość. W zasadzie prawdą było, że odkrył ją i szybko zaakceptował w drugiej klasie. Fotografia nie wpłynęła na niego pozytywnie. Mocniej ścisnął siatki z zakupami, próbując opanować drżenie warg.

Izuku zaś stał tuż za nim, zastanawiając się jakie myśli właśnie nagromadziły się w głowie blondyna.

— Kacchan...wszystko w porządku? — wyjrzał zza jego pleców, zauważając zdjęcie w dłoni. Prawie zachłysnął się powietrzem, przypominając sobie jaką wojnę toczył ze sobą w tamtej chwili.

— Ta — odburknął Katsuki, idąc do kuchni. Wspólnie rozpakowali oraz pochowali w poszczególne miejsca zakupy. Całość zajęła im dobre pół godziny. Pół godziny niezręcznej ciszy.

I think it's you //Deku x Bakugo// [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz