2

787 13 0
                                    

– Luizka. – powiedział Wodzu, zatrzymując się przed dużymi drzwiami, z ciemnego drewna. – Zaraz przejdziesz przez te drzwi i wejdziesz na platformę i ładnie się na niej ustawisz. Masz być taka, jak zwykle. Urocza, słodka. Masz nie histeryzować, tylko ładnie się uśmiechać. – oznajmił spokojnie, patrząc mi w oczy.

Byłam tak przytłoczona tym wszystkim, że zabrakło mi języka w buzi, dlatego na znak, że rozumiem, pokiwałam głową. Staliśmy tak jeszcze parę sekund, aż Wodzu zapytał, czy jestem gotowa, jego pytanie było tak naprawdę zbędne, bo przecież nie mogłam zaprzeczyć. Książę otworzył drzwi, a Wodzu lekko pchnął mnie do przodu. Nie protestując weszłam do środka. Światło było tak jasne, że oślepiało mnie. Modliłam się w duchu, żeby tylko nie potknąć się o własne nogi. Minęła chwila, kiedy moje oczy przyzwyczaiły się do światła. Pewny krokiem weszłam na platformę. Starałam się, żeby moja twarz nie oddawała tych wszystkich uczuć, które dusiłam w sobie. Na środku platformy stanęłam, stawiając ciężar swojego ciała na prawe biodro i kładąc na nim dłoń. Uśmiechnęłam się najlepiej, jak umiałam. W mojej głowie rozbrzmiewały słowa Tatiany, mam Wodzowi przynieść największą korzyść i że ona trzyma kciuki, że nie trafię do żadnego typa spod ciemnej gwiazdy.

– Piękna, młoda Polka. Ma dziewiętnaście lat. – rozbrzmiał głos jakiejś kobiety. – Zaczynamy licytacje od pięćdziesięciu tysięcy. – dodała.

Pięćdziesiąt tysięcy, tyle pieniędzy za mnie. Po słowach kobiety kolejno padały liczby: sześćdziesiąt tysięcy, osiemdziesiąt tysięcy, sto tysięcy. Licytacja skończyła się na trzech i pół milionach.

Oficjalnie zostałam sprzedana za trzy i pół miliona polskich złotych.

Nie byłam już od teraz prostytutką, byłam od teraz czyjąś własnością. Ten fakt mnie przytłaczał. Bałam się każdego kolejnego kroku w moim życiu. Byłam już hmm... przywiązana do tego wszystkiego, pewnie, dlatego tak bardzo bałam się zmiany.

Usłyszałam jak za mną otwierały się drzwi, a w nich stał Książę i machał do mnie ręką, bym podeszła do niego. Zeszłam z platformy i wyszłam z sali.

– Świetnie Ci poszło. – powiedział z zachwytem w głosie Wodzu.

Nic mu nie odpowiedziałam, bo nawet nie wiedziałam, co mam mu powiedzieć, że mnie to cieszy?! Przecież właśnie zostałam sprzedana, drugi raz w moim życiu ktoś kupił mnie jak jakąś rzecz.

Mężczyźni zaprowadzili mnie do jakiegoś pokoju, gdzie stało łóżko i krzesło. Na łóżku leżała czerwona sukienka.

– Było miło mi cię gościć w moich skromnych progach, ale tutaj się rozstajemy Luiza. Byłaś dobrą dziwką. – oznajmił Wodzu, wpychając mnie do środka pokoju i zamykając drzwi.

Pożegnanie warte oklasków, pomyślałam zdenerwowana. Tak, byłam zdenerwowana, że nie miałam żadnego wpływu na moje życie, na mój los. No i pomyśleć, że na historii uczyli nas o równouprawnieniu i prawach kobiet. W tym świecie, kobieta była zwykłym przedmiotem. Założyłam na siebie tą czerwoną sukienkę, żeby zakryć swoje odsłonięte ciało. Sukienka była tak kusa i obcisła, że za wiele nie pomagała mi w poczuciu się chodź trochę lepiej. Z resztą czego ja się spodziewałam, to jest burdel. Usiadłam na krześle i czekałam, sama nie wiem, na co, przecież nic mi nie powiedzieli, co zaraz nastąpi. Z zamyśleń wyrwało mnie otwarcie drzwi. Okręciłam głowę w tamtą stronę, by zobaczyć Księcia i jakiegoś mężczyznę w czarnym garniturze. Mężczyzna był bardzo wysoki i dobrze zbudowany. Miał czarne włosy, które na żel były zarzucone do tyłu, czarną koszulę miał rozpiętą u góry, co odsłaniało jego wielki tatuaż na szyi. Wyglądał, jak jakiś wielki goryl.

– To jest Luiza. Można powiedzieć, że jedna z nielicznych, grzecznych i posłusznych dziewczyn. Mam nadzieję, że twój zakup był trafiony. – powiedział Książę i wyszedł, zostawiając nas samych.

Mężczyzna podszedł do mnie i patrzył na mnie. Jego wzrok świdrował chyba każdy zakamarek mojego ciała, a ja skrępowana patrzyłam w podłogę. Nie widziałam go nigdy wcześniej, więc trochę się bałam.

– Wstań maleńka. – wydał rozkaz, który od razu wykonałam.

Stałam teraz wyprostowana, przed nim, dalej, patrząc się w podłogę, on dalej na mnie patrzył. Po chwil, jednak się odezwał.

– Co taka piękną, subtelna i delikatna kobieta jak ty robi w takim miejscu?

Nie odpowiedziałam. Mężczyzna, po krótkiej chwili, ściągnął z siebie marynarkę i zarzucił mi na ramiona.

– Chodź, wychodzimy, stąd.

Wziął mnie pod rękę i poprowadził do wyjścia. To wszystko było takie... inne. Nie myślałam w tej chwili o niczym. Szliśmy korytarzem prosto, aż znaleźliśmy się przed drzwiami. On je otworzył, a ja poczułam chłód wiatru. Nie mogłam w to uwierzyć. Pierwszy raz od czterech lat wyszłam na zewnątrz. Chciało mi się płakać, ale wiedziałam, że nie mogę, wiedziałam, że to, że teraz, stąd wyszłam nie oznacza wolności. Mężczyzna pociągnął mnie do czarnego samochodu i zatrzymała się przed nim. Wyciągnął coś z kieszeni marynarki. Była to czarna opaska, którą zawiązał mi z tyłu głowy, zasłaniając tym samym oczy. Za długo nie nacieszyłam się zewnętrznym światem. Wsadził mnie do auta, zapiał pasy i po chwili usłyszałam dźwięk odpalanego samochodu. Ruszyliśmy w nieznanym mi kierunku.

Kupiona przez niegoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz