13

469 8 0
                                    

Minęło kilka dni, odkąd Artur wychodził do pracy, a ja unikałam go, jak ognia. Moje dni w tym domu niczym się nie różniły. Jadłam śniadanie, dopiero gdy mężczyzna wyszedł do pracy. Później spędzałam dzień na tarasie, jadłam obiad, gdy pani Maria wyszła i na tym kończyły się moje posiłki. Szłam grzecznie do swojego pokoju pod wieczór, kąpałam się i resztę dnia spędzałam w swoim pokoju. Zaczęłam się przyzwyczajać do tej rutyny, nie było w tym nic trudnego, gdy byłam w burdelu, też miałam swoją rutynę. Było mi z tym dobrze, bo unikając mężczyzny, nie musiałam się martwić, że dojdzie między nami do kłótni. Kto wie, jak by kolejna afera w tym domu mogła się skończyć.

Wreszcie tego wieczoru, gdy leżałam pod puchatym kocykiem wpatrzona w sufit, usłyszałam trzask drzwi na dole. Mężczyzna nie był sam, było słychać głośną rozmowę na dole. Wstałam z łóżka i podeszłam do drzwi, by co nieco podsłuchać.

- Kurwa Rudy, co to miało być?- zapytał Artur poniesionym tonem głosu.

- Nie wiedziałem, że tak wyjdzie, to miała być szybka akcja.- odpowiedział mu Rudy?

- Ta, szybka akcja, a teraz mam koszulę do wyjebania.- oznajmił mężczyzna.- Następnym razem uprzedź mnie, że z takimi pojebami mamy się spotkać.- dodał.

- Jasne szefie, ale to nie wygląda najlepiej, może by do lekarza pójść?- po tych słowach lekko się zaniepokoiłam, co tam się stało?

- W dupę sobie wsadź tego lekarza!- krzyknął na niego Artur.

Moja ciekawość wygrała i poprawiając swoją nocną koszulę, zeszłam na dół. Musiałam wiedzieć, co tam się stało. Będąc już w korytarzu prowadzącym do salonu i kuchni, widziałam Artura siedzącego na kanapie i przykładającego sobie lód na prawą część twarzy. Podeszłam bliżej i powiedziałam.

- Cześć, co się stało?

Obaj mężczyźni spojrzeli na mnie jakby zaskoczeni, ale czym? Miałam się może nie pokazywać?

- Cześć kochanie.- odpowiedziała mi Artur po dłuższej chwili.

- Kochanie?- zapytał się go ten drugi.

- Tak, Rudy to jest moja narzeczona.- oznajmił mu, na co ten drugi zaczął się śmiać.- Czego rżysz debilu?- dodał w odpowiedzi na jego śmiech.

Facet, którego Artur nazywał Rudego, porażał wręcz swoim nietypowym wyglądem. Miał rażące wręcz rude włosy i ciemnozielone oczy. Budowa jego ciała niczym nie różniła się od Artura. Rudy również posiadał tatuaże, ale miał je na dłoniach, a jeden nad brwią. Napisane było tam coś po angielski, więdz nie wiem, co to znaczy. Miał też w uszach tunele. Nie pasował mi do firmy Artura, co oznaczało, że nie mylę się z tym, że on posiada nielegalne interesy.

- Po prostu, nigdy nic nie mówiłeś o żadnej lasce na dłużej, a tu proszę. Narzeczona!- odezwał się rudzielec.

- Rudy, lepiej będzie, jak już pójdziesz. Rozliczymy się jutro, tam, gdzie zawsze.- powiedział Artur, na co mężczyzna powiedział mu, tylko że spoko i wstał, po czym wyszedł.

Stałam tak przy fotelu, patrząc na siedzącego naprzeciwko mężczyznę. Nie wyglądał najlepiej, jego włosy odbiegały trochę od tych idealnie układanych co rano. Koszulę miał znów rozpiętą i całą w krwi, a jego krawat był rozwiązany i wisiał luźno na jego szyi. Nie widziałam jednak, co stało się na jego twarzy, bo połowę niej, zasłaniała paczka z lodem.

- Co tak stoisz? Siadaj.- nakazał mi, a ja usiadłam.

- Coś się stało?- zapytałam go zaciekawiona.

- Niestety tak. Miałem ,,biznesowe" spotkanie.- odpowiedział mi.

Siedziałam w ciszy, zabrakło mi słów. Byłam trochę zła na siebie, że pozwoliłam wygrać mojej ciekawości i zejść na dół.

- Korzystając z okazji. Dlaczego mnie unikasz?- odezwał się Artur.

- Ja... ja cię nie unikam. Po prostu wracasz bardzo późno, a ja jestem zmęczona.

- Czy godzina osiemnasta to późna godzina?- to on wracał o osiemnastej, miałam zawsze wrażenie, jakby wracał co najmniej po dwudziestej.

- No nie, ale ja...

- Jeśli nie przestaniesz mnie unikać, będę zmuszony zmienić zasady.- przerwał mi mężczyzna.

- Rozumiem i przepraszam.

- Jutro chcę cię widzieć ze mną na śniadaniu. Pani Marii jutro nie ma, bo jest sobota, a ja chcę z tobą porozmawiać.

- Dobrze.

- Jak nie zejdziesz, to sam po ciebie przyjdę i cię siłą wyciągnę, rozumiesz?

- Rozumiem.

Mężczyzna wstał i poszedł do łazienki, ruszyłam za nim, możliwe, że potrzebowałby pomocy w opatrunku. Stałam w drzwiach patrząc jak mężczyzna próbuje pensetą wybrać coś z rany. Zauważył mnie, gdy zdenerwowany rzucił ją w kąt. Patrzył przez lustro prosto w moje oczy.

- Może Ci pomogę?- zaproponowałam.

- Możesz.- odpowiedział i usiadł na brzegu wanny.

Ja sięgnęłam penstę z podłogi i poszłam ją odkazić wrzątkiem. Umyłam dokładnie ręce i zabrałam się za wyciąganie, jak później się okazało, kawałków szkła. Gazą nasączoną wodą utlenioną, mężczyzna, gdy tylko go nią dotknęłam, on się odsunął.

- Eh... nie bądź dzieckiem. Było się nie bić to, by teraz nie bolało.- powiedziałam mu bez zastanowienia i założyłam mu opatrunek.

- Nie zapominaj się Luizka.- oznajmił mi.

- Gotowe.- odpowiedziałam.

- Dzięki, możesz iść do siebie.

Kupiona przez niegoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz