Rodzina to ogromna odpowiedzialność. To jedno zdanie wpajano mi, od kiedy byłam dzieckiem. Jednak nie zawsze rozumiałam to tak dobrze, jak teraz. Kiedy musiałam chronić bliskie mi osoby. Zwłaszcza Harry'ego i Chiaro, którzy potrzebowali mnie najbardziej. Byłam za nich odpowiedzialna. Od momentu, kiedy go poślubiłam i od chwili kiedy wydałam ją na świat. Oni byli moim światem. I teraz, gdyby coś im się stało, nie wiem jak żyłabym dalej. Ze świadomością, że spieprzyłam i ich straciłam. Zawiodłam. Jako matka, żona i alfa mafii. I musiałabym z tym żyć. Aż do końca.
— Planujecie więcej dzieci? — Spytała nagle mama, co wyrwało mnie z zamyślenia. Spojrzałam na nią jak na kompletną wariatkę i westchnęłam cicho.
— Nie mamo. Chiaro nam wystarczy. — Zapewniłam spoglądając na dziewczynkę, która spała w ramionach taty.
— Zawsze myślałam, że chciałaś mieć przynajmniej dwójkę dzieci. — Zauważyła, uśmiechając się sztucznie. Nie wiem czemu, ostatnio tak się zachowywała. Kiedy tylko przychodziliśmy ignorowała obecność mojego męża. Lub mówiła różne rzeczy, jakby chciała podważyć autentyczność naszego małżeństwa. — Chyba wszystko u was wporządku prawda?
— W jak najlepszym. Po prostu mi się zmieniło. Dzieci to duża odpowiedzialność, a nie zabawki. — Mruknęłam poirytowana. Niby zwykłe pytanie. Jednak zadane z dziwnym wyrzutem strasznie mnie irytowało. — Nie każdy chce tylko rodzić dzieci i siedzieć w domu.
— Seleno. — Upomniał mnie ojciec, jednocześnie posyłając mi mordercze spojrzenie.
Kiedy nasza rodzina taka się stała? Kiedy tata przestał być tatusiem, który chronił mnie przed wszelkim złem. A kiedy mama przestała być mamusią, która zawsze mnie wspierała. Często wbrew ojcu. Kiedy oni obaj zaczęli tak mnie potępiać, chociaż żadne z nich nie chciało tego przyznać?
— My już pójdziemy. — Stwierdziłam, wstając od stołu.
Harry od razu poniósł się ze swojego miejsca. Nie lubił mojej rodziny, bo ona nie lubiła jego. Nienawidził przychodzić do mojego domu rodzinnego, bo czuł się ignorowany ewnetualnie jak intruz. I żeby nie było, kochałam swoją rodzinę. Jednak Harry'ego też kochałam. I nie zamierzałam pozwalać tak go traktować.
Udaliśmy się do wyjścia. Chwilowo wzięłam Chiaro na ręce, by Harry mógł założyć buty. Następnie mu ją podałam. Mój mąż wyszedł pierwszy już nie mogąc znieść tego domu a ja założyłam buty zamierzając opuścić ten budynek jak najszybciej.
— Sel. — Rzuciła mama, wchodząc do przedpokoju. Niechętnie na nią spojrzałam, myśląc, że wiem czego się spodziewać. — Innych możesz oszukiwać. Powtarzać im, że go kochasz. Nawet jemu. Jednak mnie nie oszukasz. Nie mam pojęcia, dlaczego to robisz. Jednak dobrze przemyśl czy nadal chcesz niszczyć sobie życie. A jeśli nie obrusza cię niszczenie swojego życia pomysł o nim. Zasłużył na miłość. — Oświadczyła i nie dając mi czasu, na odpowiedź wróciła do jadalni. Dała mi w ten sposób do zrozumienia, że wcale nie wiem czego się po niej spodziewać.
Zaklęłam pod nosem i wyszłam z domu. Nikt nie wierzył w to, że kochałam tego faceta. Jednak on zrobił dla mnie tak wiele, że nie umiałabym go nie kochać. Nawet jeśli ta relacja była trudna, w jakimś stopniu zawsze opierała się na kłamstwie i była skazana na porażkę.
Wsiadłam do samochodu na miejscu kierowcy. Chociaż był to samochód Harry'ego to ja wolałam prowadzić. Byłam w tym znacznie lepsza niż on. I czułam się bezpieczniej, kiedy to ja prowadziłam.
— Nigdy mnie nie polubią. — Stwierdził, spoglądając na mnie kątem oka. — Nie są tak naiwni, jak moja rodzina.
— Twoja rodzina nie jest naiwna. Widzi to, czego nie dostrzega nawet moja. Z tym że nie są gotowi dopuścić do siebie tej prawdy. — Zauważyłam i puściłam jedną ręką kierownice. Wyciągnęłam ją w jego stronę, a on ją złapał. — Mimo wszystko strasznie cię kocham.
— Ja też cię kocham. Nie do końca w taki sposób jakbyśmy chcieli, jednak najmocniej jak jestem w stanie. — Zapewnił, zaciskając palce na mojej dłoni. — Jednak może twoja mama ma rację. Może najlepiej będzie, jeśli teraz odpuścimy i... — Zaczął, jednak nie pozwoliłam mu dokończyć.
— Nie odejdziesz. Nie możesz i ja ci na to nie pozwolę. — Zapewniłam, zaciskając dłoń mocniej na kierownicy. To nie była dobra rozmowa na teraz.
— To jest twój największy problem. Nie prosisz tylko żądasz. — Warknął, momentalnie zabijając resztki panującej dobrej atmosfery. Niestety nie zawsze było dobrze. Zresztą w żadnym małżeństwie nie może trwać wieczna sielanka. A biorąc pod uwagę wiele rzeczy i tak nie było między nami tak źle, jak mogło.
— Bo nie możesz odejść. Nie po tym wszystkim, co już poświęciliśmy. Zaszliśmy tak daleko, że już nie ma odwrotu. I musisz się z tym pogodzić. — Oświadczyłam poirytowana, zabierając od niego swoją rękę. — Wiedziałeś, na co się godzisz.
— Wiedziałem. Jednak nie wiedziałem, jak z czasem będę tego żałował. – Wyjawił a ja poczułam ukłucie w sercu. Powinnam spodziewać się tego, że ta chwila nadejdzie. Jednak to nie sprawiało, że nie bolało.
— Żałujemy czy nie. Bez znaczenia. — Rzuciłam, zatrzymując samochód. — Co niby zamierzasz powiedzieć? Prawda zabije nas obu. Coś mi obiecałeś. Coś nam obiecałeś. A ponoć nigdy nie łamiesz danego słowa. — Zauważyłam czując łzy, które zgromadziły się w moich oczach.
Udawałam silną. Chciałaby inni, patrząc na mnie widzieli silną kobietę sukcesu. Taką, której się boją, chociaż pragną być jak ona. Jednak nigdy nią nie byłam. Byłam za to rozemocjonwaną wilczycą, której życie sypało się każdego dnia. A ona unosiła głowę coraz wyżej, udając, że ma kontrolę nad wszystkim.
Samochód ochrony, który jechał za nami, wyprzedził nas. I wtedy jeszcze nie wiedziałem, że kłótnia ocali nam życie. A ocaliła. Samochód przejechał przez bramę i w tym momencie wyleciał w powietrze. Gwałtownie przeniosłam wzrok w tamtą stronę. Dźwięk był na tyle głośny, by ogłuszyć mnie na kilka minut. Jednak gdy słuch wrócił, usłyszałam tylko i wyłącznie płacz Charo, którą już zajmował się Harry.
— Tak skończymy. Oboje, jeśli odejdziesz. — Zauważyłam, przenosząc na niego spojrzenia. — Wiem, że żałujesz. Wiem, że jest Ci ciężko, bo mi też jest. Mafia to nie twoje klimaty rozumiem to. Jednak teraz nie ma już odwrotu, rozumiesz? Kto raz wchodzi w mafie, wychodzi z niej martwy lub w ogóle.
— Pokochanie cię było najgłupszą rzeczą, jaką zrobiłem. Zaraz po tym, jak podszedłem do ciebie na tym balu. — Stwierdził, kiedy ja wrzucałam wsteczny bieg.
— Dlatego mówi się, że za głupotę się płaci. — Zauważyłam, wybierając numer do brata.
Takie sytuacje nie było dla mnie nowością. Umiałam zachować spokój, bo wiedziałam, że tylko on mnie uratuje. Widziałam jak Harry, się trzęsie i z trudem uspokoja naszą córkę. Ja musiałam być silna. Głównie dla nich. Musiałam myśleć co dalej, bo nasz dom ewidentnie nie był już bezpiecznym miejscem. A oni nie byli bezpieczni przy mnie. Dlatego musiałam podjąć trudną decyzję, która zdecydowanie nie spodoba się mojemu mężowi. Jednak musiałam się nauczyć, że nie mogę mu ulegać. Muszę przede wszystkim podejmować decyzje, które są dla niego dobre, nawet jeśli nie koniecznie mu się podobają. To była jedna z zasad tej śmiercionośnej gry.
Rób wszystko by chronić tych, których kochasz. Nawet jeśli to sprawia, że oni cię znienawidzą.
Coś mi w tym rozdziale nie gra tylko nie mam pojęcia co, ale mówi się trudno
Powiedzmy, że wiemy już więcej o relacji naszego ulubionego [na pewno] małżeństwa
I teraz jestem ciekawa waszych teorii
CZYTASZ
Alfa mafii: Tom II
WerewolfZdrada była czymś, na co pozornie byłam gotowa. W mojej rzeczywistości każdego dnia wilkołaki podejmują decyzję. Być wiernym czy zdradzić? Ja również to robiłam. I wybrałam zdradę, okłamując ciebie. Bo nasze życie nigdy nie było normalna. Ta wojna d...