XLV

483 42 0
                                    

Krążyłam po pokoju, dłonie trzymając na plecach. Wszystko bolało mnie niemiłosiernie. Nie mogłam spać a dziecko, kopało mój kręgosłup. Jakby miało być zabawniej, byłam głodna. Jednak nie byłam pewna, co chce zjeść. I teraz krążyłam po sypialni, próbując się namyślić.

— Sel. — Rzucił Santiago, podnosząc się do siadu. — Nie możesz spać?

— Plecy bolą mnie zajebiście a Twoja latorośl stepuje po moich organach wewnętrznych. — Mruknęłam, stając w miejscu. Pogłaskałam się po brzuchu, krzywiąc się przy tym lekko. — Zaraz zasnę na stojąco. Nie wyspałam się od cholernego miesiąca. I chce w końcu urodzić.

— Będzie piłkarzem. — Zapewnił, podnosząc się z łóżka. Podszedł do mnie i położył dłonie na moim brzuchu.

— O nie. Nie po to tak się męczę, żeby teraz urodzić piłkarzyka. — Rzuciłam żartobliwie, na co ten parsknął śmiechem. Ukląkł przede mną i odsunął moją koszulkę, odsłaniając mój brzuch.

— Hej kolego. Widzę, że rozpiera cię energia, jednak może dałbyś wyspać się mamie. Bo jeśli ona się nie wyśpi, to ja będę miał przekichane. A mamusia to niezła złośnica. — Oświadczył, mówiąc do mojego brzucha. Pokręciłam na to rozbawiona głową głaszcząc go po włosach. — Będzie silny.

— Ty naprawdę jesteś pewien, że to chłopiec. — Zauważyłam, kręcąc głową. — A co jeśli urodzi się dziewczynka?

— To ojcowskie przeczucie. Jestem pewien, że będziemy mieć syna. Nie ja to po prostu wiem. — Zapewnił, podnosząc się z ziemi. — A jeśli nie chociaż to mało prawdopodobne to będę szczęśliwym ojcem dwóch pięknych córek. — Zauważył, wchodząc do garderoby.

— A ty gdzie? — Spytałam z lekkim trudem, siadając na brzegu łóżka. Ciążowy brzuch stawał się coraz bardziej problematyczny. Dlatego chciałam już urodzić. Przestać się tak stresować. Wziąć moje dziecko na ręce i być pewna, że jest już bezpieczne.

— Do sklepu. Czego życzysz sobie tym razem? — Spytał, podchodząc do mnie. Zarzucił na ramiona płaszcz widocznie gotowy, by wyjść.

— Lody czekoladowe. I jakieś ciastka. I coś gazowanego do picia. Tylko nie wodę, bo będziesz się wracał jeszcze raz.

— Od razy wezmę więcej, żeby nie wracać się piętnaście razy. — Stwierdził, całując moje usta. Szybko wyszedł z sypialni, a ja westchnęłam cicho.

Położyłam się na łóżku, licząc, że w końcu zasnę. Jednak nic to nie dało. Po chwili znowu wstałam i zaczęłam zataczać koła. Byłam wykończona. I gotowa zabić każdego, kto mówił, że ciąża to nie choroba. Dobra nie byłam pierwsza ani ostatnią kobietą w ciąży. Sama chciałam mieć dziecko. Jednak to nie odbierało mi prawa do mówienia, że źle się czuję. Ciąża była trudna. Bóle, wymioty, stres i wiele innych były jej nieodłącznym elementem. A każdy, kto mówił, że kobieta w ciąży nie ma prawa narzekać, był pozbawionym empatii chujem.

— Wróciłem. — Rzucił Casas, wchodząc do sypialni. Odłożył reklamówkę na łóżko i podszedł do mnie. — Usiądź Sel. — Poprosił, a ja usiadłam na łóżku. Latynos zaczął masować moje plecy, a ja mruknęłam zadowolona. — Jeszcze tylko chwilą. Za dwa tygodnie masz termin.

— A znając moje szczęście, urodzę za dwa miesiące. — Rzuciłam, krzywiąc się lekko.

— Urodzisz już niedługo. Na spokojnie skończymy przygotowania do ślubu i się pobierzemy. A to będzie dopiero początek czegoś wielkiego. — Zapewnił, sięgając po reklamówkę. Wyjął z niej opakowanie lodów i je otworzył, podając mi razem z łyżką. Ja wygodnie rozłożyłam się na łóżku, a on zaczął masować moje stopy.

Alfa mafii: Tom IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz