zakończenie

3.1K 444 75
                                    

Niektóre wątki toczą się swoim rytmem. Czasami dzieje się trochę lepiej, czasami trochę gorzej. W przypadku Luke’a i Sydney sprawdza się słynne powiedzenie – raz na wozie, raz pod wozem. Ta historia przepełniona wzlotami i upadkami, łzami i śmiechem. Ślub Aishy i Caluma był dla nich kamieniem milowym, który wszystko zmienił - Luke na nowo zagościł w życiu Sydney, nie na stałe oczywiście. Nikt nie byłby w stanie zliczyć, ile raz ta dwójka się rozchodziła i schodziła ze sobą, a jako postronny obserwator mogę stwierdzić, że byli tak niedopasowani, że musiało im się udać. Po prostu musiało.

Cóż, wszystko zaczęło się w radiu – to przez nie się poznali, to podczas jednej z audycji radiowych Sydney, Luke do niej zadzwonił i poprosił o rękę…

Jednak wracając do burzliwości tego związku – większość czasu spędzali osobno, na swoje sposoby ukazując swoją miłość do muzyki. Można by było odnieść wrażenie, że była ona dużo silniejsza niż ta, którą się darzyli wzajemnie. Nic bardziej mylnego.

Obserwując ich, widziało się dwie przeciwne osobowości – zbyt impulsywnego Hemmingsa i wyciszoną postać Sydney, trzymającą się na uboczu, nieco zagubioną w dźwięku wydobywającym się z radia. Tak naprawdę, problemy zaczynały się dopiero kiedy muzyka cichła. Głosy nabierały na sile, pojawiały się kłótnie. Ale to nie było nic, z czym nie daliby sobie rady.

Luke kochał Sydney – kochał jej uśmiech, kochał to, jak bardzo oddana była pracy w radiu. Kochał nawet zmarszczone czoło i podniesiony głos podczas kłótni.

A Sydney kochała Luke’a – jego oczy, to jak zawsze potrafił doprowadzić ją do śmiechu, a równie dobrze potrafił doprowadzić ją do łez.

Wiadomość o ich ślubie przyszła niespodziewanie. Nie byliśmy do końca pewni, czy stroją z nas żarty, czy też mówią poważnie. Wzięli cichy ślub, tak nagle, bez zaproszenia, bez jakiejkolwiek zapowiedzi. To chyba najlepiej podsumowuje tą dwójkę. Nic oczywiście nie działo się bez przyczyny.

Ta przyczyna urodziła się z pięknymi niebieskimi oczyma, a z wiekiem mogła się pochwalić blond loczkami i brakami w jedynkach. Nawet na tej płaszczyźnie nie obyło się bez kłótni o przeszłość. O strach przed ponownym porzuceniem. Irracjonalny lęk, że Luke znowu zniknie, chyba nigdy nie pozostawił Sydney.

Najgorsze były wieczory powrotów z trasy – nigdy nie mogła być pewna, czy przejdzie przez próg mieszkania, czy też nigdy więcej się w nich nie pojawi. Ewentualnie pojawi, informując, że to koniec, znalazł kogoś lepszego. Kogoś, kto nie przestaje mówić o muzyce i kogoś, kto… a zresztą nieważne. Słysząc szczęk klucza w zamku, mogła odetchnąć z ulgą. Luke wrócił. Z kilkoma przekleństwami na ustach, przekroczył próg mieszkania, tłukąc się walizką i torbą, powodując tym samym subtelny uśmiech na twarzy Sydney. Tęskniła za tą ogromną fajtłapą.

- Cześć – rzuciła, opierając się o framugę drzwi. Spotkała się ze zmęczonym spojrzeniem chłopaka i niemalże natychmiast znalazła się w jego ramionach. – Tęskniłam.

Nie potrzebne były słowa – jedynie ramiona, obejmujące ją w talii i dłoń czule gładząca włosy. Nareszcie mogła czuć się bezpieczna. Było dobrze, tak jak być powinno.

- Nie mam zamiaru się nigdzie wybierać, Sydney – wyszeptał, czując jak drobne piąstki kurczowo zaciskają się na jego koszulce. – Nie będziemy chyba tak stać w progu całą wieczność, co?

Towarzyszący im śmiech nie znikał, dopóki byli razem…

 

Co można więcej powiedzieć o tej dwójce? Cóż… Byli sobie przeznaczeni i nikt nie mógł pomiędzy nimi stanąć.

Niektóre historie są stworzone do szczęśliwych zakończeń.

Pamiętajcie, to nie koniec tej historii – to koniec tego rozdziału, a początek czegoś nowego, czegoś piękniejszego.

a.n/ to już moja ostatnia a.n w tym opowiadaniu i kurczę... smutno mi. cholernie mi smutno. postawienie ostatniej kropki, dopisanie ostatniego słowa - lost in stereo było czymś sporym, nie zaprzeczę, a to tylko dzięki WAM, dzięki waszym słowom motywującym do działania, dzięki waszym gwiazdkom. to wy stworzyliście to opowiadanie. jestem wam  cholernie wdzięczna. naprawdę byłoby mi miło, gdyby każdy z was zostawił jakieś słowo po sobie, czy coś. żegnam się z lost in stereo, ale to nie oznacza, że żegnam się z wattpadem - od teraz znajdziecie mnie na exposed. życzę miłego dnia x 

ps. jak myślicie z czyjej perspektywy napisany był epilog? c: 

love in stereo / lrhOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz