Luke Hemmings miał wiele na sumieniu – przez cały rok okłamywał ojca o zajęciach z teatru niezależnego, często zawodził ludzi, na których naprawdę mu zależało, a chyba największym przewinieniem, którego się dopuścił był wyjazd z Londynu, uprzednio nie informując o tym Sydney, pozostawiając ją samej sobie. Zmienił wtedy numer, nie kontaktował się z nią przez przyjaciół z zespołu i postanowił odciąć się od wspomnienia uśmiechniętej szatynki. Aczkolwiek z każdym kolejnym dniem tęsknił coraz bardziej i uświadomił sobie, jak bliska mu była. Była jego ulubioną piosenką, od której nie potrafił się uwolnić. Wtedy też postanowił spakować swoje rzeczy i wrócić do Londynu, oczywiście rychło w czas, bo Sydney zdążyła wyjechać i zabroniła kogokolwiek, a już w szczególności jego, informować dokąd ją wygnało. Nie to, żeby nie próbował, ale wynajęcie prywatnego detektywa zakrawało już na desperację.
A kiedy już ją odnalazł okazało się, że mieszkała w Nowym Jorku i zaczynała układać sobie życie. Destrukcję jej idealnego świata zaczął od razu – pojawił się w progu mieszkania, zasiewając nutę niepewności. I już był tak blisko celu – ale oczywiście manager postanowił dorzucić im niespodziewany widok, telefon zbuntował się przeciwko właścicielowi, a żaden z chłopaków nie miał nowojorskiego numeru Sydney – i piękny plan został zburzony zanim został wcielony w życie. Ostatnią szansą był ślub Caluma. Tym razem musiało się udać.
- Hood, jeśli nie przestaniesz chodzić w kółko, to przysięgam, że wykopię cię na próg – warknął, po raz kolejny myląc się w wiązaniu krawatu. Jestestwo Caluma było rozpraszające.
- Denerwuję się! Okazałbyś chociaż trochę empatii – wymamrotał drapiąc się po karku. – A co jeśli się pomylę? A co jeśli wywrócę? Albo coś pójdzie nie tak i Aisha znienawidzi mnie do końca swoich dni…
Cicho westchnąwszy, sprzedał Hoodowi kuksańca w ramię. Jego zdolności do dramatyzowania były chyba rodzinne, bo kilka godzin wcześniej widział siostrę Caluma biegającą po apartamencie, szukając spinek do włosów. Nazwisko zobowiązywało.
- Znacie się od szkoły średniej, jeśli do tego czasu cię nie znienawidziła, to już ten fakt raczej się nie zmieni. Bądź mężczyzną chociaż raz w życiu, Hood.
- Jestem bardziej męski od ciebie – parsknął, wciskając dłonie do kieszeni marynarki. Czy to tylko on, czy w pokoju zaczynało robić się duszno…
- W snach, Hood.
- Nie śnię o tobie, więc nie mam bladego pojęcia, o czym do mnie mówisz.
Luke prychnął pod nosem i wrócił do wiązania krawatu. Tym razem musiało się udać.
W tym samym czasie, w nieco innej części Nowego Jorku, Aisha rzucała kolejnymi sukienkami w Sydney, próbując znaleźć dla niej coś odpowiedniego. Szatynka była co najmniej zdenerwowana obecnością przyjaciółki i tym, że sprawiała, że jej pokój wyglądał, jakby przeszło w nim tornado. Ewentualnie dwa tornada. Bała się momentu, w którym miała dotrzeć do trzech sukienek, które ukryła na samym dnie szafy, a które kupiła przy okazji jednej z gal.
- Nie masz ładnych ubrań – skwitowała po dłuższej chwili Aisha, krzyżując ramiona na wysokości piersi. W pełnym makijażu, z perfekcyjnie ułożoną fryzurą i w wyciągniętym dresie wyglądała co najmniej komicznie.
- Zmarszczki ci się porobią jak tak dalej pójdzie – wymamrotała pod nosem, mając nadzieję, że szatynka jej nie usłyszy. Myliła się, bo została niemalże natychmiastowo zgromiona wzrokiem.
CZYTASZ
love in stereo / lrh
Fiksi Penggemarbo czasami życie nie do końca układa się po naszej myśli... (kontynuacja lost in stereo) © niezgodna 2015