Dziś wstawiam wcześniej niż zwykle!
Z ogromną prędkością spadałam w dół wysokiego piętra, widząc zalatujące i haczące o mnie muzealne eksponaty, które przez wielkie trzęsienie, dziko zmieniały swoje położenie.
Adrenalina znieczulała jakikolwiek strach i ból, sprawiając, że odłączyłam się od rzeczywistości. Widziałam jedynie rozmyte tło i twarz chłopaka.
Mojego ulubionego chłopaka.
W pewnym momencie poczułam, jak pajęcza sieć okrąża moje ciało i zatrzymuje mnie przed dalszym spadaniem.
Wiedziałam, że ten typ nie da mi umrzeć.
Dopiero teraz wszystko zaczynało do mnie docierać. Z ciężkością łapałam każdy kolejny oddech. Serce biło jak szalone, zmuszając mnie do zamknięcia oczu i dania sobie chwili odpoczynku.
Do tego ten pieprzony hałas.
Byłam wrażliwa na każdy odgłos i dotyk. Czułam się fatalnie. Zaczęłam odczuwać ostry ból pleców i każdy inne najmniejsze skaleczenie, które wcześniej zostało ukojone przez nagły wzrost adrenaliny w moim organizmie.
Powoli podniosłam się na pajęczej sieci, a następnie zeszłam z niej na dół, rozglądając się za Peterem.
Jak można się było domyślić, nigdzie go nie było.
Wybiegłam z muzeum, kierując się w stronę stromych schodów. Starałam się biec po nich jak najszybciej, ale ich wysokość była w prost przerażająca. Gdy byłam już na samej górze pięknego tarasu widokowego, dałam sobie możliwość przyjrzenia się panującej sytuacji.
To co zobaczyłam nie było już dla mnie zadziwiające. To doprowadziło mnie do istnej furii! Obok ogromnej bestii krążył nie jaki Mysterio.
Beck pojawiał się zawsze tam gdzie ogromny żywiołak.
A ogromny żywiołak pojawiał się zawsze tam gdzie ja.
Nawet głupii powiązałby już fakty i uświadomił sobie, że coś tu porządnie nie gra. Jedno było pewne, ten gość chce pozbyć się mnie lub Parkera.
Nie musiałam dłużej czekać, aby wiedzieć jak rozegra się cały atak. Słynny Quentin jak zwykle walczył z ogromną przewagą obok swojego rywala, kończąc jedynie z lekko przetartym policzkiem i brudnym strojem.
W tamtym momencie nie zwracałam jednak na to największej uwagi. Zajęłam się poszukiwaniem zaginionego bruneta.
Czy on musi mi to robić?
Wyciągnęłam telefon, wykręcając do niego numer drżącymi rękami. Niech by tylko spróbował ode mnie nie odebrać.
Czułam jak łzy napływają mi do oczu, a strach rośnie z każdym kolejnym sygnałem.
— Emily?
— Peter do cholery, wracaj z tej swojej pieprzonej misji samobójczej, albo obiecuje, że zrobię ci taką kurewską awanturę, że w życiu się nie pozbierasz! I nie próbuj mi nawet tłumaczyć, że to bezpieczne albo to, że i tak mnie nie posłuchasz, bo nie masz wyjścia i musisz mnie posłuchać! Słyszysz? Musisz — wykrzyknęłam zestresowana. Dopiero teraz doszło do mnie w jakim stanie do niego mówię. Byłam cała zaryczana i zmartwiona. Bałam się. Bałam się, że znów go stracę, tak jak prawie ostatnio.
Po moich słowach, w słuchawce zapanowała przenikająca cisza, która w tamtym momencie była dla mnie największą torturą.
Tak bardzo chciałam go przytulić. Tak bardzo chciałam go pocałować. Tak bardzo chciałam mu podziękować. A przede wszystkim przeprosić, za wszystko co kiedykolwiek mu zrobiłam, ale nie mogłam bo znajdował się gdzieś daleko, ryzykując swoje życie w stroju Spiderman'a, a ja nic nie mogłam z tym zrobić.
CZYTASZ
You were the reason • Peter Parker (18+) ✔
Romansa„Pamiętam jak go poznałam, rzucał głupimi żartami, wydurniał się, robił z siebie pośmiewisko, żeby sprawić mi uśmiech na twarzy. - Co za idiota - pomyślałam. Dziś ten idiota, jest powodem dla którego wciąż żyje." Opowiadanie zawiera wulgaryzmy i sce...