Wycierałam oczy przemokniętym już od łez rękawem wełnianego swetra. Wiedziałam, że muszę znowu pokonać wszelkie obawy, wyjść ze strefy komfortu i zacisnąć pięści wbrew mojemu negatywnemu nastawieniu do świata. Wzięłam głęboki oddech i resztkami sił zapukałam do gabinetu nowego terapeuty. To już kolejny w moim życiu, żaden nie był w stanie podołać temu, co odczuwam na co dzień. Trafiali się lepsi, trafiali się gorsi... ale ostatni wpłynął na mnie wyjątkowo źle, jednak nie chcę zaprzątać sobie teraz tym głowy.
Nagle uchylają się drzwi od gabinetu, z którego wychyla niewysoki mężczyzna o miłej aparycji.
- Proszę wejść - zaprosił mnie do środka ciepłym głosem. Nerwowo zacisnęłam pięści jeszcze mocniej, a serce zaczęło mi bić coraz energiczniej. W tym momencie nie czułam nic, nic poza chęcią ucieczki, ale wiedziałam, że nie mam już odwrotu. Źle czułabym się z faktem, że uciekłam z terapii od tego człowieka. Wydaje się dość miły, nie chciałabym, aby pomyślał, że to z jego winy. Weszłam niepewnym i powolnym krokiem do środka, zmierzałam ku końcowi gabinetu, aby usiąść w bordowym fotelu.
- Pani Łucja, zgadza się? - upewnił się przeglądając swój zeszyt.
- Tak
- Ile ma Pani lat?
- 20
- Jak się Pani czuje? - zapytał, patrząc na mnie analizująco.
- N.. Nie wiem. - Odparłam nieśmiało. Nie umiem nazywać swoich uczuć, bynajmniej nie tak dokładnie jak powinnam po tylu latach terapii i wizyt.
Terapeuta kiwnął głową po czym pochylił się w moją stronę obserwując każdy mój ruch.
- Co się wydarzyło, że postanowiła Pani skorzystać z mojej pomocy? Czy to Pani pierwsza terapia?
- Uhhh... - Wzięłam głęboki oddech. - Nie mam pojęcia, potrzebuje pomocy. Nie jest Pan pierwszy, który będzie próbował mi pomóc. Byłam już u co najmniej kilku terapeutów,
- Czy korzystała Pani z pomocy psychiatrycznej?
- Tak, jestem na lekach xyz, mam stwierdzone zaburzenia depresyjno-lękowe, a każdy mój dzień to nowe wyzwanie.
- Proszę kontynuować - odparł, po czym dodał - Dlaczego każdy dzień jest dla Pani wyzwaniem? Co dla Pani oznacza ''wyzwanie''?
- Emm... - Zaczęłam się zastanawiać jak właściwie mam odpowiedzieć na te pytanie, wydało mi się dość retoryczne, moje myśli biegały wewnątrz mnie coraz szybciej, a wzrok nerwowo odbijał się z punktu A do punktu Z. - Ciężko w zasadzie opisać dokładnie co przez to rozumiem, większość czasu wydawało mi się, że każdy dzień jest dla mnie wyzwaniem, bo muszę dzień przejść i ''wygrać'', nie popełnić samobójstwa, ani nie zrobić nic głupiego czego bym żałowała. Są dni gdzie nie wstaje z łóżka i nie mam siły funkcjonować, a są dni gdzie jednak coś robię. Jednak w obu przypadkach jest to dla mnie wyzwanie. Nikt nawet nie zdaje sobie sprawy jak ''nic nie robienie'' jest męczące. Tylko to jest błędne koło. Nic nie robię, bo nie mam siły, nie mam siły, bo nic nie robię. I tak w kółko... To bez sensu... - Opuściłam wzrok na ziemie. - Nie powinnam Panu teraz zabierać czasu, nic z tego nie będzie.
Terapeuta dokładnie mnie słuchał do samego końca, pocierając swoją brodę i analizując dokładnie każde moje słowo. - To bez sensu, ale jednak Pani przyszła. Dlaczego?
- Ehh... - Znowu pustka w głowie. - Nie wiem... Chciałabym żyć, chciałabym żyć, a nie tylko istnieć.
Terapeuta uśmiechnął się w moją stronę, po czym pewnie uznał - Czyli jednak terapia w Pani przypadku ma sens. Wszystkie Pani emocje są normalne w tym stanie, tutaj jest bezpieczna przestrzeń. Zadam Pani dzisiaj jeszcze trochę pytań konsultacyjnych, a na następnej wizycie przejdziemy do omówienia reszty szczegółów terapii. Czy odpowiada to Pani?
- Tak.. -''A co mi pozostało'' pomyślałam, muszę się zgodzić. Nie mam siły, aby walczyć, ale chcę chociaż spróbować.
Po około 50 minutach terapia dobiegła ku końcowi. Nie wiem co czułam po wyjściu i czy cokolwiek, wydawało mi się, że mam większy chaos w głowie niż wcześniej. Od razu jak wyszłam z budynku wyjęłam paczkę papierosów, po czym jednego zapaliłam. Tak, jestem uzależniona od nikotyny oraz dymu papierosów, jak i zarówno ich zapachów. Większość czuję się zadrażniona czując ten zapach, a ja go lubię. Niesamowicie wpasowuje się w moje samopoczucie. Gdybym miała powiedzieć jaki zapach mają moje emocje to właśnie taki. Zapach popielniczki, to zapach moich lęków. A niedopalone pety porównałabym do resztek moich nadziei. Zawsze bawią mnie te opisy na paczkach fajek. ''Nie pal, masz dla kogo żyć'' - takie kwestie tylko pogłębiają nałóg samotnym, bo co jeśli nie mają dla kogo żyć?
Tak podążałam z papierosem w ręku przez miasto obserwując przepiękne murale na co niektórych budynkach. Zanosiło się na deszcz, ale nie przejmowałam się tym za bardzo. Należę do tych dzikusek, które uwielbiają deszcz oraz jego zapach. Nie uważam, żebym była przez te upodobanie wyjątkowa, ale zawsze czuję się specyficznie jak widzę uciekających ludzi przed deszczem, podczas gdy ja wtedy dopiero nabieram chęci, aby wyjść na spacer. Tak, bez parasola. Lubię go czuć na sobie, lubię czuć jak krople spadają na moją twarz i rozmazują i tak niedokładnie zrobiony makijaż. Zaczęła się ulewa, nagle ulice zrobiły się puste, większość osób schowała się pod daszkiem lub w kawiarniach. Cała ulica znowu moja. Zaczynam podążać w rytm kropel, unoszę głowę do góry i czuję, że żyje. Krople deszczu zgasiły mojego papierosa, ale to nie szkodzi. Idę sama, moknąc. Czuję, że zwracam na siebie uwagę starszych osób.
I nagle pojawia się on... Chłopak w czarnym płaszczu, podąża w moją stronę, tak jakby widział we mnie anioła. Staje, znieruchomiałam. Podchodzi coraz bliżej, ale nagle dzieje się coś dziwnego. Czuję w sobie takie specyficzne uczucie, którego nie sposób nazwać. Czuję coś magicznego, swoistą iskrę.
Po czym się budzę...
Znowu miałam sen z udziałem chłopaka, którego widziałam kilka lat temu w poradni psychologicznej, do której swego czasu uczęszczałam. Widziałam go tylko raz, jedyne co zapamiętałam to obłędnie zielony kolor oczu. Złapaliśmy kontakt wzrokowy i wtedy zadziała się magia. Nie wiem kim jest ten człowiek, nie wiem nawet jak się nazywa. Jednak śni mi się regularnie od paru lat. Zazwyczaj staram się nie przywiązywać do tego uwagi, nie czuję żebym się zakochała od pierwszego wejrzenia, bo dla mnie takie rzeczy nie istnieją. Natomiast poczułam od niego taką specyfikę, której nigdy przy nikim nie czułam. Ale dość. Nie chcę siebie nakręcać na człowieka, którego widziałam raz w życiu na oczy. Sam mnie pewnie nie pamięta, byłam jedną z losowych osób w przychodzi, a kontakt wzrokowy złapał przez przypadek.
''Łucja, ogarnij się dziewczyno i zejdź na ziemie'' pomyślałam, otuliłam ponownie się kocem i zasnęłam...
CZYTASZ
W Poszukiwaniu Magii
RomancePowieść o zagubionej Łucji zmagającej się z zaburzeniami depresyjno-lękowymi od najmłodszych lat na skutek różnych traum z dzieciństwa, które są jej największa tajemnicą. Życie Łucji jednak zmienia przypadkowe spotkanie z zielonookim chłopakiem.