Rozdział 7

119 12 9
                                    

Koniec?

Tylko teraz problem. Rozwydrzony i niebezpieczny Kaeya, którego nie można zostawić choćby na chwilę i możliwość powrotu do Monstad. To się nie klei. Jedyną możliwością było wezwanie Paimon i czekanie aż pojawi się tu Jean z ekipą. Tylko czy starczy jedzenia na tyle dni?
Niestety Paimon nie pojawiała się.
Mijały dni i głód zaczynał doskwierać i Lunime i Kaeyi. Nie pomagały także ciągle wyzwiska kierowane w stronę dziewczyny.
Lecz gdy Lunime obudziła się pewnego dnia, nie była już w pustym pokoju, a w przytulnym łóżku w Monstad. Pierwsze co zobaczyła, to machającą do niej Jean.
- Pobudka śpiochu!
- Co się stało... gdzie jest Kaeya?
- Spokojnie zajmuje się nim Barbara. Paimon poinformowała mnie tuż po tym jak porwali cię ci przeklęci Abyss magi. Gdy was znaleźliśmy widać było że nie jedliście od dawna i Barbara się wami zajęła. A co do kapitana, to dziś z nim porozmawiamy.
Tak też się stało. W południe w bibliotece zebrali się Lisa, Jean, Barbara, Albedo, Klee   i Lunime. Na krześle w samym środku siedział Kaeya.

- Zebraliśmy się wszyscy tutaj żeby porozmawiać o tym dziwnym porwaniu...- zaczęła Jean.- wiemy już, że kapitan nawdychał się jakiegoś dymu i zaczął gadać głupoty. Nie wiem jednak, kto to zrobił.
- Więc tak, była to Klee i jakiś gościu i jakaś dziewczynka-powiedziała Lumine bazując na swoich obserwacjach.
- Tobie chyba dym namieszał w głowie! Cały tydzień byłam z Dioną na Archipelagu Złotego Jabłka!
- Mamy do omówienia jeszcze jeden temat. Ostatnio ktoś znowu zapobiegł wybuchowi beczek w winiarni. To już drugi raz w tym miesiącu!- zaczęła Jean. - niestety nikt nie chce zdradzić osoby odpowiedzialnej za te wybuchy. Co zamierzacie?
- Poczekać na trzeci atak!- zasugerowała Klee.
- Dobrze, więc jeszcze raz podziękujmy Barbarze i ogłaszam koniec obrad.
Wszyscy wznieśli toast,a Lunime z boku tylko chichotała myśląc o tym, że tylko ona wie co wywija Childe.

Niedługo kolejna opowieść!!!!

Porwanie KaeyiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz