Rozdział 1: Nowy Początek

925 42 9
                                    

Peter Pov.

Był piękny dzień. Siedziałem na dachu mojego ulubionego wieżowca. Od dawna miałem dobry nastrój. Odkąd pokonałem Vulture, zostałem Avengerem, ale działam tylko w Queens. Bardzo zbliżyliśmy się z panem Starkiem. Teraz rozmawiamy codziennie. Nawet poznałem pozostałych Avengersów. Czuję, że wszystko zaczyna się układać.

Pogrążyłem się w tych wszystkich myślach, aż usłyszałem głos mojej sztucznej inteligencji.

-Peter, mam powiadomienie o pożarze 3 przecznice stąd.

-W porządku Karen, już lecę.

Wystrzeliłem sieci i po huśtałem się w wskazane miejsce. Po kilku minutach dotarłem na miejsce. Gdy tylko zobaczyłem jaki budynek się pali… ogarnęło mnie przerażenie... to był mój dom. Nie myśląc ani chwili, wskoczyłem przez pierwsze okno. Wołałem, ale nikogo nie usłyszałem. Gdy tylko dobiegłem do drzwi mojego mieszkania, od razu je wyważyłem. To co tam zobaczyłem… nigdy nie widziałem niczego straszniejszego. Moja ciocia leżała na ziemi… nie ruszała się. Podbiegłem do niej.

-Ciociu May, proszę obudź się !- krzyknąłem, potrząsając ją.

Lekko uchyliła oczy.

-Peter… kocham cię…- szepnęła znowu tracąc przytomność.

Nie mogłem dłużej czekać. Wziąłem ją na ręce i wyciągnąłem z domu. Podbiegłem do karetki. Ratownicy zabrali ją do szpitala.

Byłem przerażony. Stałem jak słup, patrząc na karetkę. Czułem się okropnie. Straciłem rodziców, wujka, a teraz ona ma odejść ? Chciałem, żeby to był jakiś koszmar, ale niestety to była rzeczywistość. Czy ten świat się nade mną znęca ? 

Otrząsnąłem się z ataku paniki dopiero po kilku minutach. Jak najszybciej po huśtałem się Przebrałem się w alejce. Gdy już wszedłem do budynku, od razu udałem się do recepcji.

-Karetka zabrała ranną w pożarze kobietę. Nazywa się May Parker, gdzie ona jest ?- zapytałem panią w recepcji.

-Jesteś kimś z rodziny ?- recepcjonistka była spokojna.

-Jestem jej bratankiem ! Gdzie jest moja ciocia ?!- z każdą chwilą byłem bardziej zdesperowany.

-Pokój numer 13…- zaczęła kobieta.

Nie obchodziło mnie to co ona chce jeszcze powiedzieć i pobiegłem w stronę wskazanej sali.

Gdy tylko zobaczyłem drzwi z numerem trzynastym, zatrzymałem się. Nim zdążyłem wejść, wyszli lekarze. 

-Gdzie jest moja ciotka ?!- nie mogłem powiedzieć nic więcej.

-Przykro mi… May Parker przed chwilą zmarła- powiedział jeden doktor

To zdanie. Te kilka słów wystarczyło, żeby mój świat się skończył.

Wszedłem do sali. Na łóżku leżało ciało mojej cioci. Podszedłem do niej, złapałem ją za rękę, padłem na ziemię i zalałem się łzami. Właśnie mój największy koszmar się spełnił. Nie mam rodziny.

Nie udało mi się ocalić wujka Bena od postrzału, a teraz… cioci May z pożaru. Dlaczego życie tak mnie nienawidzi ? Czy los uznał to za zabawne, żeby odbierać mi członków rodziny ?! Nie mam pojęcia ile czasu spędziłem na tej podłodze, ale wiem, że długo. Usłyszałem jak ktoś wchodzi do pokoju. Nie chciałem patrzeć kto. Nagle poczułem jak ktoś mnie przytula. Spojrzałem w górę i zobaczyłem… Pana Starka. Nigdy tak nie cieszyłem się na niczyj widok.

-Wszystko będzie dobrze mały, obiecuję- powiedział ciepło.

Nie potrafiłem wydusić się z siebie żadnych słów, ale mu uwierzyłem.

Tony Pov.

Dzień zaczął się jak zwykle. Obudziły mnie hałasy z salonu. Kiedy wszedłem do niego, zobaczyłem istny chaos. Bucky i Sam jak zwykle się kłócili. Steve pouczał Clinta i Scotta za bałagan jaki zrobili. Natasha, Wanda i Carol nie zwracały na to większej uwagi. A Stephen i Vision medytowali. Naprawdę chciałbym, żeby Peter wpadał częściej. Kiedy jest w wieży wszyscy się uspokajają i zajmują się nim jak ciotki i wujkowie, oprócz Wandy, bo są dla siebie rodzeństwem. Jak najszybciej opuściłem salon i poszedłem do mojego laboratorium. Pracowałem jakieś dwie godziny, kiedy hałasy ucichły. Postanowiłem sprawdzić czy się nie pozabijali. O dziwo wszędzie było czysto, a Avengers siedzieli na kanapach oglądając wiadomości. Mówiono o pożarze gdzieś w Queens i pojawieniu się na miejscu Spider-Mana. Mój dzieciak jest najlepszy. Jednak… gdy przyjrzałem się temu budynkowi… zmroziło mnie… to dom Petera ! Miałem szczęście, że drużyna mnie nie zauważyła, ponieważ mogłem od razu, bez zbędnych wyjaśnień polecieć na miejsce. Szybko ubrałem zbroję i wyszedłem z wieży. Zatrzymałem się w połowie drogi. Dotarło do mnie, że nikogo na miejscu już nie będzie, więc skierowałem się w stronę najbliższego szpitala. 

Recepcjonistka powiedziała mi, w której sali leży May, ale nie wiedziała nic na temat Petera. Chciała coś jeszcze dodać, ale to już nie było ważne. 

Wpadłem do pokoju i zobaczyłem leżącą na łóżku May. Zrozumiałem… była martwa. Dopiero wtedy usłyszałem płacz. Zajrzałem za łóżko i ujrzałem na ziemi Petera. Na szczęście był cały. Mocno go przytuliłem.

-Wszystko będzie dobrze mały, obiecuję.

Wtulił się we mnie nadal cicho szlochając. Biedny dzieciak. Dlaczego los go tak traktuje ? Najpierw jego rodzice, potem jego wujek Ben, a teraz May. Ale teraz to się skończy. Zajmę się nim.

Kiedy udało mi się go uspokoić, wyszliśmy na korytarz i zaczął mi wyjaśnić co się stało.

-Karen powiadomiła mnie o pożarze. Szybko po huśtałem się na miejsce. Zobaczyłem, że to był mój dom. Wskoczyłem i wyciągnąłem ciocię May. Zabrała ją karetka. Gdy dotarłem do szpitala, powiedzieli że… zmarła…- znów płakał.

To był dla mnie sygnał, żeby znów go przytulić.

-Dlaczego ci których kocham odchodzą ?- szepnął mi do ucha.

Te słowa mnie załamały. Czułem, że Peter obwinia się o śmierci swoich bliskich. Musiałem zrobić wszystko co w mojej mocy, aby przekonać go, że to nie jest prawda.

-To nie jest twoja wina. Nigdy tak nie myśl. Obiecuję ci, że nie będziesz sam. 

Zadzwoniłem do Happy'ego, żeby po nas przyjechał. Był na miejscu po jakiś 20 minutach. Wsiedliśmy do auta. Peter cały czas cicho płakał i nie puszczał mojej ręki.

Dojechaliśmy do wieży, wjechaliśmy na najwyższe piętro, gdzie już czekali Avengers. Gdy tylko zobaczyli, że Peter płacze byli bardzo zaniepokojeni. Powstrzymałem ich od zadawania zbędnych pytań i zaprowadziłem dzieciaka do jego pokoju.

-Odpocznij. Ja im wszystko wyjaśnię.

Peter tylko kiwnął głową i położył się na łóżku. Wróciłem do drużyny, która oczekiwała wyjaśnień.

-Powiesz nam o co chodzi ?- o dziwo głos Natashy nie był wzburzony lecz spokojny.

-To trochę długa historia…

Zacząłem im opowiadać co się dzisiaj wydarzyło. Gdy już skończyłem ich twarze były pełne współczucia, smutku i przerażenia.

-Co teraz będzie ?- zapytała zmieszana Wanda.

-Mam pewien pomysł- powiedziałem.

Wszyscy byli zaciekawieni co planuje.

Peter Pov.

Jak mam im to powiedzieć...

Marvel: Super RodzinaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz