Proces ten zajął całą noc. Hashirama bezustannie czuwał nad jego bezpieczeństwem. Nie miał pewności, że to się powiedzie i wiele ryzykował. Nie mógł jednak tego nie uczynić, skoro chciał mu dać szansę na normalne, ludzkie życie w społeczeństwie. Czuł pewną nerwowość, gdy usłyszał, że proces został ukończony. Drzwi od komory otworzyły się, ukazując dwudziestoletnią wersję Madary.
Zerknął na odczyty, które wskazywały, że był ewidentnie żywy. To go najbardziej cieszyło. Nie mógł stwierdzić jak przyjął całą operację, zwłaszcza słysząc krzyki w niektórych chwilach. Był jednak bez wyjścia, musiał to zrobić dla jego przyszłego dobra. Teraz pozostało mu czekać, aż się obudzi. W tym celu przeniósł go do łóżka i siedział przy nim, zastanawiając się jak to wszystko dalej się potoczy. Nie musiał w końcu niczego akceptować. Mógł tylko wierzyć, że będzie chciał to zrobić.
Impulsy, które przeszły przez jego ciało w ciągu nocy, sprawiły, że nawet teraz miał wrażenie, że krążą po jego ciele, niczym intruz z wrogimi zamiarami. Finalnie i tak docierał do celu, podstawowego rdzenia każdej rozumnej istoty – mózgu. Wbijał łapczywie swe szpony w niewiedzący za wiele dziecięcy umysł, siłą zmuszając do rozwoju. On nie miał wyboru, musiał poddać się sile informacji, lecz jednocześnie nie zatracić się w tym wszystkim, aby nie doprowadzić siebie do obłędu. Pojęcie tego gwarantowało mu zwycięstwo. Odniósł je po tej ciężkiej walce.
W końcu uchylił powieki, choć wydawały mu się wręcz mosiężne. Zmrużył oczy, które zaraz zasłonił ręką. Światło w pomieszczeniu niesamowicie raziło go w oczy.
- Jak się czujesz?
- Całkiem znośnie, ale jestem zdezorientowany – przyznał, wzdychając ciężko. - Co właściwie mi zrobiłeś? - spytał, widząc oczywiście znacząca zmianę w swoim wyglądzie. Nie był już dzieckiem.
- Musiałem przyśpieszyć twoją fazę wzrostu. Do tego sprawić, aby w twoim umyśle były wszystkie najważniejsze informacje oraz umiejętności potrzebne do przetrwania w tych czasach – wyjaśnił.
Zmarszczył brwi na te słowa. Nie podobało mu się to, bo czuł instynktownie, że kryje się za tym zdecydowanie coś więcej. Wyczuwał niebezpieczeństwo.
- Dlaczego to wszystko zrobiłeś?
Hashirama westchnął, przymykając na moment oczy. Doskonale wiedział, że ten moment finalnie nadejdzie. Zastanawiał się wiele razy, jak ma mu to wszystko wyjaśnić tak, aby go nie znienawidził. W końcu jego stworzenie było powiązane z piętnem.
- To jest dla twojego dobra – zaczął, mając naprawdę duże opory przed tym tematem.
Jego obowiązkiem jednak było przekazanie mu tego, aby wiedział. - Zostałeś sztucznie stworzony od podstaw. Jest to przełomowe dla nauki, lecz także może być wykorzystane w złym celu. Gdyby wojsko o tobie wiedziało, mogłoby wymagać ode mnie, żeby zrobić z ciebie broń lub wytworzyć w ten sposób całą armię bezwzględnych zabójców. Jak zauważyłeś, jestem w stanie cię modyfikować – oznajmił, obserwując reakcję na te wieści, zanim przejdzie do najważniejszego.
Madara wysłuchał go uważnie i z każdym kolejnym słowem w jego głowie panował coraz silniejszy huragan myśli. Naprawdę nie rozumiał tego wszystkiego. Sprowadzało się to jednak do jednego, zasadniczego pytania, dzięki któremu powinien wiedzieć wszystko.
- W takim razie, dlaczego mnie stworzyłeś?
- Bo czułem się samotny. Nie dlatego, że nie otaczam się ludźmi, bo spędzam z nimi czas. Nie miałem zrozumienia do moich poglądów. Pragnąłem stworzyć dla siebie kompana – przyznał mu się do swojego egoizmu. - Gdy spędzałem z tobą czas pojąłem, że mój pierwotny cel był głupotą – dodał po chwili.
- Dlaczego tak uważasz? Nie znam twoich ideałów.
- To nie jest już ich kwestia – pokręcił głową. - Zrozumiałem, że stworzyłem żywą istotę, której nie chce kontrolować. Przeciwnie, chcę obserwować twoje wybory. Ocenę tego świata, ale przede wszystkim chciałbym, abyś mógł spokojnie żyć. Zrozumieć czym jest szczęście, Madaro – stwierdził, mając nadzieję, że nie narzuca mu swojej woli. Chciał po prostu jego dobra. Zasługiwał na nie, bo obecnie mógł na jego przyszłość sprowadzić kłopoty, na które chciał go przygotować.
Po wysłuchaniu tego co jego opiekun miał do przekazania, nie był pewien czy nie czuje się jeszcze bardziej zagubiony. Nie wiedział co powinien o tym wszystkim myśleć. Z jednej strony dowiedział się o zatajonym wcześniej niebezpieczeństwie. Rozumiał po części jego powód – nie chciał go o tym informować przedwcześnie. Zresztą był wtedy dzieckiem, więc może uważał, że nie pojąłby powagi sytuacji.
Podniósł się z niewielkim trudem do siadu, czując od razu lekkie zawroty głowy. Senju chciał mu w tej czynności pomóc, lecz odrzucił te próbę, zerkając przy tym na niego i widząc w tych ciemnych tęczówkach ból. Z jakiegoś powodu poczuł się z tym źle i w obowiązku do wyjaśnienia mu swojego stanowiska.
- Nie patrz tak. Chcę być samodzielny – stwierdził, lekko naburmuszonym tonem, słysząc jego śmiech w odpowiedzi, który przyniósł mu ulgę. Nie lubił, gdy był nieszczęśliwy. Właśnie. Szczęście. Wyglądało na to, że mylił się sądząc, że jego istnienie będzie dążyć do narzuconego celu. Faktycznie doktor podzielił się z nim swoją wolą, ale ostateczna decyzja należała do niego.
- A co jeśli moja droga nie będzie wiodła do szczęścia? - spojrzał na niego uważnie.
Nie mógł mieć przecież pewności, że obierze prawidłową ścieżkę. Jak wtedy go będzie postrzegać? Będzie go piętnować, a może po prostu w takim przypadku znajdzie zabezpieczenie, aby nie sprawił żadnych kłopotów. Posiadanie prawdziwej woli, mimo tych przeciwnych ścieżek wydawało mu się zakłamaniem. Szukał podstępu, bo to inaczej wydawało się skrajną głupotą.
- Jeśli tak się stanie, to trudno. Raczej winien będę ja – przyznał otwarcie, po chwili palcem stukając go w pierś. W miejscu, gdzie powinno znajdować się jego serce.
- Wierzę jednak, że w środku jesteś dobry – dodał z delikatnym uśmiechem, wstając.
- Połóż się i odpocznij. Ja teraz się prześpię, a potem do ciebie wrócę – oznajmił, ziewając przeciągle i zaraz potem opuścił pomieszczenie.
Spoglądał na drzwi, które zamknęły się moment wcześniej. Spuścił głowę w dół, przykrywając twarz włosami. Nie zauważył nawet jak jego ręka sama powędrowała bezwiednie do miejsca, w którym go dotknął. Zastanawiał się nad tym co usłyszał.
Czy naprawdę był dobry? Skąd u jego stwórcy taka wiara i siła przekonań?
Uśmiechnął się lekko, czując bicie własnego serca pod palcami. Takie spokojne i rytmiczne. Ludzie są naprawdę fascynujący i zadziwiający. Będzie musiał nauczyć się o nich więcej. Stać się jak oni. Z tą myślą położył się z powrotem na materac i pozwolił sobie na odpoczynek.
CZYTASZ
Obiekt
FanfictionGenialny medyk i światowej sławy wynalazca oraz genetyk w sekrecie pracuje nad projektem, którego wyjście na jaw może wprowadzić rewolucje w armii, lecz także wpakować naukowca w kłopoty.