- Jak masz na imię? - powtórzył chyba po raz setny tego dnia Madara.
W odpowiedzi dostał jedynie wsadzenie dzioba pomiędzy kraty i rozwarcie go przez papugę. Wyglądało to trochę tak, jakby ptak się z niego w tamtym momencie nabijał.
- Nie ma smakołyka za nieudzielanie prawidłowej odpowiedzi – zwracał się dalej do swojego opierzonego pupila, jakby to miało pomóc mu w nauczeniu go mowy.
- Idiota! Idiota! - zaskrzeczała papuga na to.
- Tego słowa to się szybko nauczyłeś – stwierdził, powoli tracąc do tego cierpliwość.
Chociaż jak ptak reagował w taki sposób na Hashiramę, to było zabawne. Zresztą z myślą, aby mu tak dopiec nauczył swojego ptaka tego słowa. Biedny pożałował wtedy, że Uchiha już nie jest dzieckiem.
Zetsu prowadził ich jakimś cholernym lasem i jashinista już miał tego dosyć.
- Kakuzu! Przypomnij mi, dlaczego my tu jesteśmy – zamarudził siwowłosy, odczepiając nogawkę spodni od gałęzi przeklętego krzaka.
- Zamknij się – odparł jakże miło jego partner, nie kryjąc swojej irytacji. Najgorszym było to, że nie mógł tego zrzędzącego fanatyka religijnego zabić.
- Daleko jeszcze? - Hidan nie poddawał się w zadawaniu najgłupszych pytań świata.
Przewodniczący im szpieg organizacji, który uwielbiał gadać ze sobą i niekoniecznie mający miłe swoje ,,drugie ja'' dotychczas był ciągle milczący.
Skarbnika organizacji nawet to zaczęło niepokoić, bo mógł przysiąc, że to on miał największe pokłady cierpliwości do tego maniaka modlitw nad trupami. Na swój sposób nawet przywykł, jeśli chodziło o to dziecinne jęczenie. W końcu był zmuszony spędzać z nim stanowczo zbyt dużo czasu.
- No hej, powiedz mi ktoś w końcu ile jeszcze będziemy przez te krzaczory leźć?! - Hidan podniósł tym razem głos, mając dość bycia całkowicie ignorowanym.
Zetsu zatrzymał się tak nagle, że Kakuzu omal na niego nie wpadł z całym impetem.
- To misja infiltracyjna. Mógłbyś się łaskawie zamknąć, a nie drzeć się, żeby nam się wojsko na głowę zwaliło? - warknął zirytowany.
Hidan już miał ochotę otworzyć usta i odpyskować, ale został uciszony przez dłoń Kakuzu.
Dłuższy moment mamrotał coś niewyraźnie i szamotał się przy tym jak opętany.
- Zamknij się i uspokój. Stawiać czoła całej armii przez ciebie i twoją rozwrzeszczaną gębę nie zamierzam. To nieopłacalne – stwierdził, a chwilę później został w odpowiedzi ugryziony.
- Ty cholerny gnojku – wkurzony skarbnik już miał się odwdzięczyć, ale wybuchy dochodzące z poligonu skutecznie mu przypomniały, że nie mają czasu na takie zabawy.
- Skończyliście już, kombinacjo zombie? - Zetsu wydawał się ich zachowaniem znudzony.
Kakuzu wyrwał swoją dłoń spomiędzy zębów swojego towarzysza, który uznał to za swoje zwycięstwo.
- Szkoda, że byłeś na tyle ostrożny i nie dałeś mi się wgryźć dając posmakować twojej krwi.
- Zabiję cię, ty cholerna laleczko vodoo – obiecał, zaciskając przy tym dłonie w pięści.
- Oh, Kakuzu! Daj spokój! Dobrze wiesz, że nie możesz.
Po tych słowach ucichli i ruszyli dalej, nie odzywając do siebie.
CZYTASZ
Obiekt
FanfictionGenialny medyk i światowej sławy wynalazca oraz genetyk w sekrecie pracuje nad projektem, którego wyjście na jaw może wprowadzić rewolucje w armii, lecz także wpakować naukowca w kłopoty.