Następny dzień grudnia minął Louisowi na siedzeniu przed kominkiem i wpatrywaniu się w skwierczące płomienie. Cały smutek przerodził się w gniew i tylko jakaś nadludzka siła trzymała go przed tym, aby nie zamienić domku i okolicy w istną ruinę.
Wypalił całą paczkę papierosów i wypił kilka kubków gorzkiej herbaty. Postanowił nie robić zupełnie nic, co mogłoby go zdenerwować. Dodatkowo pogoda idealnie oddawała jego stan, ponieważ do południa padał deszcz i wiał silny wiatr, przez co odechciało mu się nawet przebrać z piżamy.
Jednak przed wieczorem pokazało się słońce, a Louis zapragnął zaczerpnąć trochę świeżego powietrza. Ubrał się w grubą bluzę i narzuciwszy kaptur na głowę, wyszedł z domku. Wciąż pamiętał, gdzie znajdował się jego ulubiony park, w którym jako dziecko często bawił się w chowanego z siostrami albo dziadkiem, z którym udwali piratów lub stróżów prawa. Był to spory kawał drogi, ponieważ jazda samochodem zajmowała około pół godziny, jednak Preixana – bo tak nazywała się prowincja, do której wybierał się Louis – była warta tego czasu. Mógłby się też przejść, zażyć trochę ruchu, ale zanim by tam dotarł, zastałby go mrok, więc nie mógłby się cieszyć z widoków, jakie oferowało miasteczko.
Uśmiech zagościł na jego ponurej twarzy, kiedy dotarł na miejsce, a stare wspomnienia błysnęły w jego pamięci. Wszystko wyglądało tu tak samo, jak wtedy, gdy był tu cztery lata temu, zanim nie udał się na studia. Jedynie drzewa trochę urosły, a ławki wyglądały na nieco podstarzałe. Przechodniów nie było wiele, jedynie kilkoro dzieci skakało po świeżych kałużach, a właściciele psów kroczyli wolno za swoimi czworonogami. Idealnie – czyli tak, jak to zapamiętał.
Kiedy tak spacerował, zapuszczając się w rzadziej odwiedzane części parku, usłyszał odgłosy kłótni, jakby ktoś komuś groził. Początkowo nie rozumiał dokładnie wszystkich słów, bo krzyczący mężczyzna mówił bardzo szybko i niewyraźne, jednak im bardziej się zbliżał do stłumionego głosu, tym więcej do niego docierało.
- Oddasz nam wszystko, co masz, jasne? - warknął po hiszpańsku jakiś niski głos, wzbudzając u Louisa nieprzyjemne uczucie leku. - Zabrakło ci języka w gębie?!
- Dajcie mi spokój - tym razem szatyn mógł usłyszeć swój ojczysty język. Głos chłopaka strasznie drżał i był jedynie głośniejszym szeptem. Jeśli ten dzieciak nie mówił po hiszpańsku, to wpadł w naprawdę niezłe tarapaty. - Proszę - dodał jeszcze ciszej, po czym do Louisa doszedł huk.
Tomlinson zdrętwiał, stojąc za krzakiem, który dzielił go od awanturujących się ludzi. Obstawiał, że to miejscowi chuligani albo bezdomni, którzy zastraszą chłopaka z innego kraju i wyłudzą od niego pieniądze. Było mu go żal, bo na jego miejscu prawdopodobnie wpadłby w panikę.
Gdyby ktoś zapytał Louisa, czemu nagle ruszył w kierunku niepokojących odgłosów, nie miałby pojęcia, co odpowiedzieć. Poczuł, że musi zainterweniować. Nie myślał nad tym, że jemu samemu może się oberwać i że prawdopodobnie nie ma szans z ludźmi, którzy w takie akcje wplątują się niemal hobbistycznie.
- Co się dzieje? - zapytał po hiszpańsku, zastając dwóch rosłych mężczyzn i młodego chłopaka, który kulił się na ławce, próbując uniknąć lecącej w jego kierunku pięści. Miał mocno zaciśnięte oczy, a jedną z dłoni chciał zakryć swój policzek.
- Nie twój interes - warknął facet, który na oko miał koło czterdziestki. Śmierdziało od niego alkoholem, a stare ubranie nosiło pełno plam od jedzenia czy innego brudu. Miał nieogoloną twarz, która układała się w grymasie niezadowolenia i gniewu. - Wypieprzaj, jeśli też nie chcesz oberwać - dodał, robiąc krok w stronę Louisa, który nawet nie drgnął.
- Zostawcie tego chłopaka. Wygląda, jak siedem nieszczęść - powiedział zrezygnowany, przyglądając się przerażonemu chłopakowi na ławce. Cóż, nie wyglądał zbyt zachęcająco w znoszonych ubraniach, na których były plamy krwi, oraz z burzą skołtunionych loków na głowie. Jednak Louis mógł szczerze przyznać, że miał w sobie to coś. Właściwie, to zawiesiłby na nim oko, gdyby nie sytuacja, w jakiej się znaleźli.
CZYTASZ
My guilty angel || Larry Stylinson
FanficKtoś, kto całkowitym przypadkiem staje się jednym z głównych elementów zbrodni, nie może mówić o szczęśliwych wyborach. W takim przypadku nie można wspomnieć o romantycznej komedii jak z kina. Nie jest to scenariusz na perfekcyjny romans z nutą taje...