Ich podróż do domku Louisa trwała przynajmniej trzy razy dłużej, niż gdyby szatyn szedł tam sam. Harry miał problem z poprawnym wyprostowaniem się, ponieważ ból przeszywał całe jego ciało, więc o przyjemnym spacerze nie było mowy. Louis zarzucił sobie jego ramię na swoje barki, opierając część ciężaru chłopaka na sobie. Jednak mimo tej pomocy, wciąż musieli iść wolno i uważać, żeby nie stracić równowagi na stromym wzgórzu. Całe szczęście, że większość trasy mogli pokonać samochodem.
Kiedy tylko dotarli, Tomlinson polecił Harremu usiąść na kanapie i owinąć się w kocyk, ponieważ podczas swojej wędrówki zdążyli całkowicie przemoknąć. On sam poszedł zaparzyć im herbaty i odnaleźć składniki na najprostsze spaghetti. Nie był może najzdolniejszym kucharzem, ale z tym powinien sobie poradzić.
- Proszę. Mam nadzieję, że będzie zjadliwe - uśmiechnął się, podając Harremu talerz po brzegi wypełniony makaronem. Oczy chłopaka zabłysnęły i bez zawahania zaczął pochłaniać spaghetti. - Smacznego, żarłoku - parsknął, widząc, jak pomidorowy sos ozdobił już całą brodę chłopaka.
- Przepraszam - mruknął, przełykając ciężko duży widelec makaronu. - Jest wspaniałe, dziękuję - dodał po chwili, przez co Louis wybuchł śmiechem, próbując nie ubrudzić się sosem.
- Jesteś pierwszym, który jakkolwiek pochwalił moje danie. Ale dziękuję - odparł Louis, posyłając chłopakowi kolejny szeroki uśmiech. Dopiero po chwili doszło do niego, że Harry tak łapczywie pochłania obiad prawdopodobnie dlatego, że od dawna nie miał w ustach nic ciepłego. O ile miał cokolwiek. - Harry, kiedy ostatnio coś jadłeś? - zapytał nieśmiało. Nagle zrobiło mu się źle z tym, że nie weszli do najbliższej restauracji, a on nie kupił chłopakowi porządnego obiadu.
- Um... wczoraj rano, tak myślę - powiedział, a jego głos nie był głośniejszy od szeptu. Louis prawie zakrztusił się na te słowa. Jego spojrzenie wylądowało na zapadniętych policzkach i ciemnych sińcach pod oczami chłopaka. Faktycznie, Harry wyglądał na wyczerpanego i zabiedzonego, a te szczegóły Louis zauważył po tak cholernie długim czasie. Powinien strzelić sobie porządnego mentalnego liścia za jego spostrzegawczość.
- Może... może chciałbyś zjeść coś jeszcze? - pytanie Louisa było tak nieśmiałe i ciche, że Harry ledwo zrozumiał, o czym on mówi. Ułatwiło mu jedynie to, że Tomlinson był Anglikiem i nie kaleczył słów. - Przepraszam, jeśli to nieodpowiednie, ale...
- Nie przejmuj się tym - Harry machnął ręką, będąc przyzwyczajonym do tego, że ludzie nie poświęcają mu za wiele uwagi. A kiedy już tu robią, to nie jest to zbyt przyjemne doświadczenie. - Nie chciałbym się narzucać. Już i tak pomogłeś mi aż za bardzo - dodał, a jego umysłem zawładnęło poczucie winy. Wiedział, że Louis zaprosił go do siebie z własnej woli, ale wciąż było to dość dużym poświęceniem dla kogoś takiego, jak Harry.
- Nie wygłupiaj się - powiedział Louis ostrzejszym tonem. - Idź weź prysznic, bo cały przemokłeś. Ja za chwilę dam ci jakieś suche ubrania, a potem pomyślimy, co dalej - uśmiechnął się i nie czekając na odpowiedź Harrego, zabrał jego pusty talerz i poszedł pozmywać. Poczuł coś w stylu odpowiedzialności za tego chłopaka, więc dopóki nie będzie pewien, że niczego mu nie brakuje i że jego obrażenia nie są zbyt poważne, to będzie nalegał, aby ten został w jego wakacyjnym domku. Nie wiedział, skąd właściwie wzięła się u niego taka chęć pomocy innym, ale może to cud bożonarodzeniowy? Może Louis bał się spędzić święta w bolesnej samotności?
Harry już się do niego nie odezwał, ponieważ znów łzy zabłysły w jego oczach, a wzruszenie wzięło górę. Nie potrafił wyrazić swojej wdzięczności wobec Louisa - obcego faceta, który bez zastanowienia mu pomógł i wciąż to robi - dzięki któremu prawdopodobnie przez kilka godzin będzie mógł poczuć namiastkę normalności. Dotychczas włóczył się bez celu po ulicach, wypłakując swoje oczy i marząc, aby wydarzenia sprzed kilku dni stały się złym snem, a nie krzywdzącą i niosącą za sobą tragiczne skutki rzeczywistością.
CZYTASZ
My guilty angel || Larry Stylinson
FanficKtoś, kto całkowitym przypadkiem staje się jednym z głównych elementów zbrodni, nie może mówić o szczęśliwych wyborach. W takim przypadku nie można wspomnieć o romantycznej komedii jak z kina. Nie jest to scenariusz na perfekcyjny romans z nutą taje...