Rozdział 2 "Klin"

167 25 31
                                    

***
- Kurwa, ja pierdole! Coś ty zrobiła! Lena, obudź się! Czego się nałykałaś! - mąż szarpał jej ramionami. Lena leżała w szlafroku, na łóżku w sypialni, wtulona w jego koszulkę. Pachniała nim, jego skórą, jego ciałem...
- Coś ty, do cholery, wzięła!?
Otworzyła oczy, spojrzała na męża. Obok stali ich synowie, nieświadomi tego, co się dzieje. Dla nich mama po prostu spała. Zamknęła oczy. Nie chciała się budzić.

***

W grudniu minął miesiąc od wyprowadzki męża. Wymusił na niej to, by sama złożyła pozew o rozwód. Za porozumieniem stron. Zastraszył ją, że jeśli tego nie zrobi, nie będzie jej płacił alimentów ani nie spłaci połowy kredytu. Lena strasznie się bała, że zostanie z niczym, że dupek będzie chciał jej odebrać dzieci przez to, co stało się we wrześniu. Nie raz w nerwach stwierdzał "Zobaczysz, zamkną cię w wariatkowie i ja o to zadbam!". Depresja nie odpuszczała. Zranione serce krwawiło każdego dnia coraz bardziej. Lena nie widziała w niczym sensu. Problemy ze snem miała od zawsze, jednak odkąd nie ma męża w jej życiu, śpi po 2 godziny na dobę. Schudła, zmarniała. Rodzice strasznie się o nią martwili. Chcieli pomóc swojemu jedynemu dziecku.
Był jednak pewien problem.
Lena nie chciała pomocy. Robiła to co musiała. Nawet nie przeszkadzało jej, że synowie chcą być z ojcem, chętnie do niego jeżdżą. Wstępnie dogadała się z mężem w sprawie opieki nad dziećmi, wysokości alimentów czy tego, co stanie się z mieszkaniem. Zrzekł się go, całkowicie. Przynajmniej jeden problem Lena miała z głowy. Miała gdzie mieszkać. 70m2, na każdym kroku przypominało jej o tym, że jeszcze 4 miesiące wcześniej , uprawiali ostry seks na podłodze w salonie. 

Jedyne co sprawiało, ze Lena podnosiła się z łóżka, było to, ze są chłopcy. Trzeba zadbać o dzieci, przyszykować ubrania do szkoły, zrobić śniadanie, obiad kolację. Marcel nie pogodził się z odejściem ojca. Kacprowi to w sumie było obojętne. Jest zbyt mały, żeby zrozumieć.

Mijały dni, zbliżały się święta Bożego Narodzenia, w których tak strasznie Lena pokładała nadzieję. W Wigilię, do samego końca wierzyła, że mąż się zjawi, że przeprosi i wszystko będzie dobrze. Że oboje potraktują tę przerwę jako lekcję, jako naukę życia. Czekała, do 3:00 w nocy... Dostała od niego sms, z życzeniami. Wtedy uświadomiła sobie, że to koniec.

Kiedy koleżanki Leny wybierały kreację na Sylwestra, ona siedziała zapłakana w domu. Trzymała się przy chłopcach.
- Mamo, myślisz, że tata może przyjść do nas na Sylwestra?- zapytał Marcel.
Lenie aż zabrakło powietrza. Przez chwilę miała w głowie szyderczy plan; wykorzysta dzieci do tego, żeby mąż wrócił.
- Pewnie, zaproś go. Jeśli będzie miał ochotę to przyjdzie.- odparła szybko.
- jeee, super! Tata do nas przyjedzie i się pogodzicie i tata wróci do domu!- skandował Kacper.
Mąż stawił się około 21:00, Lena nie chciała go oglądać. Wpuściła go do mieszkania i zaszyła się w sypialni. Raz na jakiś czas wychodziła do salonu, żeby sprawdzić czy niczego nie brakuje chłopakom. Bawili się z ojcem. Jak kiedyś. Jak za starych dobrych czasów. Grali w planszówki, trochę na x-boxie. Ten widok, bolał Lenę niemiłosiernie... Pomiędzy rozgrywkami, grzebał w telefonie. Już wtedy Lena miała jej numer i doskonale wiedziała, że są w kontakcie. Wtedy w Lenę wszedł jakiś obłęd.

Zamknęła się w pokoju, wyciągnęła zdjęcia ślubne. Obejrzała kilka, uroniła kilka łez i porwała je. Ułożyła je w szklanej misce i... podpaliła. Chyba zrobiła z tego rytuał, moment w którym żegna stary rok, żegna 15 letni związek, żegna się z ukochanym... Żegna się ze swoim dotychczasowym życiem... Myślała, że w ten sposób poradzi sobie z przeszłością.

Mąż wpadł do sypialni.
- Co ty wyprawiasz? Chcesz nas spalić? Pojebało cię?- wrzeszczał otwierając okno.
- Od kiedy cię to interesuje! Mój dom i mogę w nim robić co mi się podoba!- krzyknęła.
- Stwarzasz zagrożenie dla dzieci, idiotko! Zabieram chłopców do rodziców!- mąż trzasnął drzwiami.
Lena wybiegła z sypialni. On chyba oszalał. Nie chciała się zgodzić na to, by prawie o północy zabierał dzieciaki. Wyjęła klucze z drzwi, przekręcając dolny zamek.
- Halo? Dzień dobry, poproszę o patrol na ulicę Sienkiewicza. Tak, Sienkiewicza! Moja żona przetrzymuje w domu mnie i dzieci, dzieci się boją!
- Czy żona jest pod wpływem alkoholu?- zapytała dyspozytorka.
- Nie! Ale coś jej odbiło! Spaliła nasze zdjęcie ślubne. Chcemy wyjść! Proszę o pomoc!
Mąż miał 198 wzrostu, około 110 kg wagi. Lena była dużo niższa. Mniej pyskata i nie tak elokwentna jak on. Usiadła na kanapie, cała we łzach. Chłopcy, ubrani w zimowe kurtki, stali za ojcem, prosząc go, żeby nie zabierali mamusi do więzienia. Lena poczuła bezradność. Pierwszy raz w życiu była tak cholernie bezradna, że nie wiedziała co zrobić.
- Jeśli otworzysz drzwi, odwołam policję- rzucił mąż.
Lena wstała, otworzyła drzwi. Mąż wyszedł z dziećmi.
- Nie sądziłem, że jesteś aż tak naiwna, niczego nie będę odwoływał. Niech cię zabiorą, wariatko!
Młoda kobieta obsunęła się po ścianie. Z kim ona była tyle lat? Jak mogła kochać takiego tyrana? Dlaczego nikt nie widział, że ona po prostu umiera w tym związku i nikt nie zareagował?

Udowodnię ciOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz