Dzień trzydziesty pierwszy

387 27 4
                                    

Obudził mnie całus w policzek.

-Witaj piękna. - Wyszeptał.

- Hej. O co chodzi? - Otworzyłam oczy. W całej Strefie panował mrok. Chuck leżał posłanie koło mnie i lekko pochrapywał.

- Pamiętasz twój pierwszy dzień w strefie? Co ci wtedy pokazałem? - Tak, oczywiście pamiętałam. Bóldożercy. Jedyny powód dla którego za nic nie chciałam wychodzić ze strefy.

- Mhm, niestety. Czemu pytasz?

- Pokazujemy je każdemu Świeżuchowi. Teraz nadeszła kolej tego Klumpa. Jak on miał? Chuck?

- Tak, Chuck. Nie mów o nim w ten sposób. - Nietolerancja ze strony Newta zdenerwowała mnie. Odeszły ode mnie wszelkie oznaki zmęczenia. Podniosłam się i rzuciłam mu gniewne spojrzenie. Nachylił się i objął mnie.

- Nie wiedziałem, że go tak polubiłaś. Wracając do tematu, musimy mu to pokazać.

- My?

- Boję się jego reakcji. Lepiej żebyś tam była. Jest o wiele za młody na to wszystko... - Zwiesił głowę. - Może się przestraszyć.

- Dobrze, pójdę z wami. Obudzić go?

- Przydałoby się. - Uniósł głowę i zeskoczył z mojego łóżka.

Podeszłam do Chucka i lekko go szturchając szeptałam jego imię. Po chwili jego oczy się otworzyły.

- C-Co jest? - Zapytał zaspanym głosem.

- Dzisiaj musimy pokazać ci strefę. Na początku zobaczysz niestety coś niemiłego. No! Wstawaj! - Odpowiedziałam najciszej jak umiałam.

Przechodzenie pomiędzy Streferami nie sprawiało mi najmniejszych trudności. Newtowi wychodziło to równie dobrze jak mi, ale lekko kuśtykał - jak zawsze. Jednak Chuck nie był już taki delikatny. Co chwilę dało się słyszeć pomruki niezadowolenia Streferów. Niektórzy wykrzykiwali obelgi do Chucka. Chciałam im wtedy odpowiedzieć tym samym jednak wiedziałam, że to nic nie da. Gdy w końcu doszliśmy do celu, czyli oszklonej ściany osłoniętej bluszczem Newt spoglądał to na mnie to na Chucka. Skinęłam głową. Nie odwracając głowy w jego stronę zapytałam;

-Jesteś gotowy, Chuck?

- Chyba tak.

Powtórnie skinęłam głową, teraz jednak mój ruch był bardziej zdecydowany. Newt rozchylił bluszcze, a ja wskazałam Chuckowi ręką, aby tam podszedł. Niepewnie to zrobił. Stanęłam z nim.

- Jakby co pamiętaj, że jestem za tobą, nie bój się.

Staliśmy chwilę w zupełnej ciemności. Cisza była tak mocno odczuwalna, że słyszałam przyspieszony oddech Chucka. Newt stał tak jak wtedy kiedy pokazywał mi Bóldożerców - nieruchomo. Gdy jego ciało zaczęły oblepiać światełka, odwróciłam wzrok. Nie chciałam znowu na nich patrzeć. Zbyt mocno się ich bałam. Skupiłam całą swoją uwagę na kępce trawy, która rosła koło mojej stopy. Nagle blask stał się straszny, poczułam jak mięśnie Chucka zesztywniały. Nie odwracając wzroku wyszukałam jego ramię i złapałam je.

Po kilku minutach podbiegł do nas Newt. Najpierw spojrzał na mnie.

- Mar, co jest?

- Ja. Ja nie chciałam na nich znowu patrzeć Newt. Przepraszam. - Pocałował mnie. Skierował wzrok na Chucka.

-Wszystko w porządku, Chuck?

-Chyba, chyba, chyba dzisiaj nie zasnę. - Odpowiedział po czym nerwowo się roześmiał.

***

Po kilku godzinach spędzonych na zarządzaniu dostawami zdecydowałam, że pójdę zobaczyć co tam u Chucka. W końcu dzisiaj Alby pokazywał mu wszystkie prace. Od razu pominął Winstona i jego pracę, bo powiedział, że "Chuck na sam widok rzeźni w najlepszym wypadku zemdleje". Nie lubię go. Niestety to co powiedział było niemiłe, ale prawdziwe. Chuck był bardzo delikatny. Alby od razu posłał go do Zarta. Gdy byłam niecałe kilkadziesiąt metrów od ogrodu usłyszałam śmiechy jakiś chłopaków. Na pewno był wśród nich Gally. Nie wróżyło to nic dobrego. Przyspieszyłam tempo, a już po chwili zaczęłam biec. Nie myliłam się. Chuck zrobił sobie coś w rękę. Krwawił. Gally i jego banda zamiast mu pomóc nabijała się z niego. Nagle moim całym ciałem zawładnęła furia. Moje oczy zasłoniły czarne plamki. Nie przeszkadzało mi to. Gally chciał podejść do Chucka i -sądząc po jego ruchach - kopnąć go. Tego było już za wiele. Ruszyłam w jego stronę.

-EJ GALLY! - Krzyknęłam gdy byłam zaledwie kilka kroków od niego. Gdy tylko odwrócił głowę w moją stronę uraczyłam go moją pięścią prosto w twarz. Osunął się na kolana. Kopnęłam go. Jego koledzy byli tak sparaliżowani ze zdziwienia, że nawet się nie ruszyli z miejsca. Gally kopniakiem osunął mnie na ziemię. Nie wybiło mnie to z bojowniczego humoru, a nawet bardziej rozwścieczyło. Weszłam na niego i zaczęłam okładać go bez opamiętania pięściami. - MIŁO CI?! MIŁO CI?! - Powtarzałam w przypływie wściekłości. Pewnie okładałabym go jeszcze dobre kilka minut gdyby ktoś nie oderwał mnie od niego. To był Zart. Jego stalowe palce zacisnęły się na moich ramionach.

-Co się tutaj dzieje?! Na chwilę wyszedłem do schowka a wy co robicie ?!

- CO SIĘ DZIEJE?! GALLY CHCIAŁ POBIĆ CHUCKA ZAMIAST MU POMÓC. OBRAŻAŁ GO. - Chciałam się wyszarpać. Nie wiedziałam co się ze mną działo. Chciałam go bić, okładać. Chciałam żeby Gally wyszedł ze Strefy i już nigdy nie wrócił. Jednak w końcu odpuściłam. Złość wyparowała ze mnie i moje ciało zdawało się być niczym. Zart mnie puścił, opadłam na kolana. Gally właśnie wstał. Krwawił z nosa. Ucieszyło mnie to.

- Ja, ja nie wiem czemu ci pomogłam. Jesteś potworem. Mogłam cię zabić. - Spojrzałam się na niego oczami pełnymi od łez. - Mogłam cię zabić. - Powtórzyłam. Teraz już po moich policzkach spływał strumień łez. Widziałam jak Gally podchodzi do mnie i przewraca mnie na plecy. Kopnął mnie. Po czym jeszcze raz.

-Trzeba było to zrobić! - Wrzasnął nachylając się nade mną. Ktoś go odepchnął, podał mi rękę i pomógł wstać. To był Newt. Kipiał ze wściekłości. Stanęłam przed nim torując mu drogę do Gally'ego. Spojrzał na mnie zdziwiony. Otarł krew, która kapała z mojego nosa.

- Już mu dałam za swoje. Teraz musimy pomóc Chuckowi. - Skinął głową.

Spojrzałam ostatni raz w stronę Gally'ego. To co zobaczyłam sprawiło, że zesztywniałam. On płakał.

Love is stronger than memory...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz