Part 5

79 3 1
                                    

Siedziałam na dachu wyznaczonego przez Matthewa magazynu i patrzyłam jak coraz więcej osób wchodzi do środka. Oblizałam usta na myśl, że za chwilę ci wszyscy ludzie staną się moimi ofiarami. Wreszcie samochody przestały przyjeżdżać, a ludzie nie wychodzili z magazynu. Doczekałam się momentu. Zgrabnie zeskoczyłam  z dachu i rozejrzałam się dookoła. Żadnej widowni. Niestety   przyjemności z zabijania ich przed oczami niewinnych. Pewnym krokiem weszłam do środka magazynu i ukryłam się za jakimś pudłem. Muszę wiedzieć ile ich jest. Zaczęłam powoli liczyć. Na miejscu było ich więcej niż myślałam. Około trzydziestu gangsterów myślących, że są sami i nic im nie grozi. Wśród tych debili zauważyłam swoje dwa główne cele, których imion nie pamiętam. Zresztą po co pamiętać imiona nieżywych? Pamiętanie imion swoich ofiar jest bezsensowne. Nie interesuje mnie imię, tylko przyjemność. Zrobiłam krok do przodu i wystąpiłam na środek.

- Witajcie chłopaki.

Wszyscy zebrani odwrócili się w moją stronę z zaskoczony minami. Zaczęli się rozglądać, jakby szukali drogi ucieczki. Wyglądają w tym momencie jak małe szczeniaczki, które chcą się wydostać z kartonu. Oblizałam wargi na myśl jak będą wyglądać ich zwłoki.

- Kim ty jesteś?

Uśmiechnęłam się szeroko i założyłam ręce na piersi. Jakie to słodkie nie znać swojego przyszłego mordercy. Jak ja mogłam być takim nie ogarniętym człowiekiem. Przecież oni nawet nie mają świadomości tego z kim mówią. Szkoda słów.

- Kim ja jestem? Nie opłaca ci się zapamiętywanie tego jak mam na imię.

Wśród gangsterów rozległ się jeden, wspólny śmiech, a moja mina stała się poważna. Robią sobie ze mnie żarty? Gdyby wiedzieli z kim rozmawiają nigdy nie wydaliby z siebie oznaki rozśmieszenia. Te nic nie warte śmiecie właśnie mnie znieważyły. Mnie się nie znieważa! Gdy zrobiłam krok do przód śmiechy ucichły. Czyli jednak nie czują się bezpieczni. I bardzo dobrze, bo nie zamierzam wypuścić ani jednego z nich. Na środek wyszedł jeden z moich głównych ofiar. Na widok jego okropnego ryja uśmiechnęłam się sama do siebie. Moja ofiara prosi się o śmierć.

- Wynoś się stąd, albo nie będziemy gadać po dobroci.

Zaśmiałam się i zrobiłam kilka kolejnych kroków w jego stronę. Wszyscy zebrani chwycili w dłonie pistolety. Mój cel podniósł rękę i pokazał im, żeby nie strzelali do mnie. Jednak on ma trochę rozumu. Stanęłam przed moją najnowszą ofiarą.

- Pamiętasz mnie?

Mężczyzna przyjrzał mi się i otworzył szeroko oczy. Poznał mnie. Uśmiechnęłam się i oparłam dłonie na moich biodrach. Chłopak cofnął się ze strasznie przerażoną miną.

- Saya...

Wszystkich wzrok skierował się na zszokowanego... Jak mu tam? Zresztą nie ważne. On nie mógł oderwać ode mnie wzroku. Moje oczy robiły się czerwone, a on przyłożył mi pistolet parę centymetrów od głowy.

- Strzelać!

Wszyscy razem pociągnęli za spust. Pociski leciały w moją stronę w... zwolnionym tępię, prawie się nie ruszały. Wszystko ustało, jakby zamarzło. Czy to możliwe, że ktoś zatrzymał czas? Za sobą usłyszałam ciężkie kroki. Powoli się odwróciłam. Za mną stał wkurzony Connor.

- Zgłupiałaś do reszty?

Zrobiłam zdziwioną mnie. Ja zgłupiałam? Po czym on doszedł do takiego głupiego wniosku? Przecież robię najlepsze rzeczy jakie mogę robić. Dokonuję swojej zemsty.

- Nie rozumiem.

Oczy Connora zrobiły się strasznie czerwone. Wkurzył się taką głupotą? Niby dla czego? Przecież zemsta jest jednym z warunków paktu. Rozumiem, że on lubi zmieniać zasady, ale to chyba przesada. Chcę się zemścić i zrobię to czy mu się będzie podobało, czy nie.

Pakt z diabłemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz