#2.

82 13 12
                                    

Strefa Liberio

       Trące o szyny koła pociągu brutalnie wypiszczały powrót z frontu do domu.

       Stacja kolejowa znajdowała się na granicy mareńskiej części miasta i getta. Cała graniczna przecznica przypominała perfekcyjnie działającą machinę. Cywile szli zapewne do pracy i z pracy, przystając, by się rozejrzeć; wszędzie było pełno żołnierzy o najróżniejszych profesjach — od medyków, po zaopatrzeniowców. Między gęsto rozsianymi ludzkimi punkcikami przemykały dzieciaki w mundurach i roznosiły najświeższe wydanie gazety.

— Slava zdobyta! Kurier! Powrót bohaterów w blasku chwały! Kurier! Jeśli nie kupisz, nie jesteś Mareńczykiem!

       Reiner słyszał pełne werwy okrzyki, będąc jeszcze w pociągu. „Synowie Helosa" oraz jego „Córki" — bo tak nazywały się mareńskie młodzieżówki dla chłopców i dziewcząt w wieku od siedmiu do dwunastu lat — przejęli role frontowych gońców, a przy każdym wciśnięciu gazety do rąk mareńskiego cywila salutowali i trzaskali obcasami butów z cholewą. Żaden z dzieciaków noszących zaszczyt zostania kandydatem na Wojownika nie dostąpił zaszczytu przyjęcia do mareńskiej organizacji. I choć minął już czas, w którym Gabi spoglądała na mareńskie dzieci z zazdrością, Reiner nadal o tym pamiętał. Zaśmiał się do siebie na samą myśl o tym, że jego kuzynka, mimo braku ukoronowania kariery wojskowej tytułem „Córki Helosa", była wyszkolona o wiele lepiej niż niejeden dorosły żołnierz, a roznoszony przez te szczeniaki dzisiejszy kurier rozpisywał się o pociągu wysadzonym jej własnymi rękami, w których miała tylko siedem ręcznych granatów.

       Potarł czoło, i choć pociąg już stał, przykleił nos do szyby. Czuł się potwornie zmęczony, a panujący wszędzie alkoholowo-potowy zaduch przypominał mu, że przez całą noc nie zmrużył właściwie oka, słysząc okrzyki świętowania i pijacki bełkot żołnierzy pomieszany ze srebrnym dźwiękiem tłuczonego szkła.

— Widziałeś gdzieś Colta? — poczucie kontaktu z rzeczywistością przywrócił mu głos Porco. Nawet w tak prostym pytaniu Reiner słyszał wymierzoną w siebie pogardę, bo Galliard zawsze zwracał się do niego jakby... bezosobowo. W dodatku on jedyny, mimo miesięcy na froncie, nie wyglądał jak wrak człowieka. Jego obsesja na punkcie „świeżego wyglądu" przypominała Reinerowi może nie tyle sztywność Leviego, co fantazje odzieżowe Jeana. — Nieważne — w tonie Porco było czuć irytację, a Reiner nie wiedział nawet, w którym momencie zamyślił się tak, że wypadł z tu i teraz.

       Trzasnęły drzwi przedziału, a sylwetka Galliarda zniknęła w labiryncie pociągowego holu.

— Pomogłabym mu, ale... — Pieck wskazała na oparte o siedzenie kule.

Reiner dopiero teraz przypomniał sobie, co właściwie miał powiedzieć:

— Colt nie powinien tyle pić. Nie powinien w ogóle pić. Mieliście go pilnować.

       Pieck tylko ciężko westchnęła. Wszyscy wiedzieli, że starszy Grice staje się po alkoholu nieobliczalny, a jak już raz dorwie się do butelki, nie ma umiaru i z każdym kolejnym łykiem poczyna sobie coraz śmielej w wygłaszaniu fatalnych, defetystycznych, a czasem nawet antyrządowych tez, które kończą się dopiero w chwili kompletnego odpłynięcia zamieniającego Colta w nieprzytomną, bezwładną kukłę oblepioną własnymi wymiocinami.

— To nie jest takie proste, Reiner. — Finger odchyliła głowę do tyłu, mocniej wciskając się w oparcie i przymknęła oczy. Ona również często odpływała, ale w zupełnie inny sposób niż Colt; po prostu brała głęboki, dłuższy oddech i opuszczała powieki. I zawsze w takich chwilach bił od niej dziwny, kojący spokój. — O mało nie zginął w ataku na Slavę. Wyniósł spod ostrzału nieprzytomnego Falco. On się nie regeneruje tak jak my. Chciałam, żeby odreagował. Pilnowałam, żeby mówił pewne rzeczy tylko w obecności mojej i Porco. Położyliśmy go spać. Musiał zniknąć dopiero nad ranem. — Ostrożnie przygładziła spódnicę i poprawiła zagiętą opaskę na ramieniu.

acte gratuit | 854 apophradesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz