Rozdział 1

4.8K 91 35
                                    

Przewróciłam oczami, gdy moja babka po raz kolejny poruszyła temat mojego przyszłego męża. Od kilku tygodni męczyła mnie informacjami na temat nijakiego Nicholasa Andersa – syna jej bogatej koleżanki z dzieciństwa.

– Michaela! Słuchasz mnie?

Odwróciłam się w stronę kobiety, posyłając jej lekki uśmiech.

– Tak.

– Dlaczego nie Nicholas? Powiedz mi! Ma pieniądze, jest z dobrej rodziny. Czego chcieć więcej? – burknęła, po czym poprawiła się na fotelu.

– Pieniądze nie są najważniejsze, babciu – skinęłam, a następnie upiłam łyk herbaty. – Mam osiemnaście lat. Myślę, że męża powinnam szukać sobie sama.

Kobieta przewróciłam oczami, wstając z miejsca. Zlustrowałam ją spojrzeniem. Moja babcia była naprawdę piękna. Posiadała naturalne czarne włosy do ramion, które wraz z mamą po niej odziedziczyłyśmy. O dziwo pomimo jej wieku nie farbowała ich, dalej były czarne jak smoła. Miała na sobie czarną przylegającą sukienkę do połowy łydek, która była na długi rękaw. Całość dopełniała czerwona pomadka na jej ustach, którą tak bardzo kochała.

– Przemyśl to – przytaknęła, po czym sięgnęła po swoją laskę. – Idę do dziadka, aby pomęczyć go o ten nowy projekt, o którym ci mówiłam.

Zaśmiałam się cicho, współczując w duchu dziadkowi. Kobieta ruszyła z podniesioną głową w kierunku gabinetu swego męża. Pokręciłam głową, a następnie upiłam kolejny łyk herbaty.

Naprawdę, czasami nie mogłam za tą kobietą nadążyć.

– Michaela, twój dziadek kazał przekazać, że pan Adams odwołał dzisiejsze zajęcia. – do salonu wszedł Andrew.

Andrew był prawą ręką mojego dziadka od kiedy pamiętam. Przyjaźnili się od małego i teraz robią razem interesy.

– Dziękuję, Andrew – uśmiechnęłam się. – Pozdrów Marię, kiedy już wrócisz do domu.

Starszy mężczyzna wyszczerzył się, a następnie zniknął za rogiem.

– Cóż, nici z dzisiejszej lekcji gry na pianinie – westchnęłam ironicznie. – Jaka szkoda.

Parsknęłam krótkim śmiechem, po czym wstałam i rozejrzałam się dookoła siebie. Od małego mieszkam w willi, należącej do rodziny od strony dziadka. Tu się wychowałam.

Mój dziadek był burmistrzem małego miasteczka – Brookhaven. Pradziadek oraz prapradziadek także pełnili tę funkcję, dlatego było to u nas rodzinne. Przejął także rodzinną firmę, która zajmuje się wydobywaniem ropy naftowej w Rosji.

Przez to, że moja rodzina pochodzi z tych bogatszych, miałam inne dzieciństwo niż moi rówieśnicy. Kiedy inni bawili się na podwórku, ja musiałam uczyć się z moją guwernantką. Mama chciała dla mnie "normalnego" dzieciństwa, dlatego uważała, że powinnam pójść do przedszkola, lecz babcia się z nią nie zgadzała. Mówiła, że jej jedyna wnuczka ma być idealna. Mama po kilku latach poddała się, i przystała na guwernantkę.

Ja natomiast od zawsze nie miałam nic do gadania. Moje zdanie się nie liczyło, nawet nie było brane pod uwagę. O całym moim życiu decydowała w większości babcia, a w mniejszości mama. Nigdy nie posiadałam prawdziwych przyjaciół, nie licząc tych dzieciaków, z którymi babka pozwalała mi się zadawać, bo pochodzili z „bogatych domów". Ja jednak zbytnio za nimi nie przepadałam, bo byli niezmiernie tępi i jedynym ich tematem rozmów były pieniądze. Nie mieli nic więcej do zaoferowania niż majątek swoich rodziców.

Tak strasznie nienawidziłam mojego dotychczasowego życia.

Przez to, że nie przepadałam rozmawiać o najnowszych Iphone oraz ilości obserwacji na Instagramie, nie byłam zbytnio lubiana w towarzystwie. Zawsze siedziałam na uboczu lub po prostu nie przychodziłam na spotkania. Byłabym im niezmiernie wdzięczna, gdyby mnie na nie nie zapraszali, jednak nie było to możliwe przez wzgląd na reputację mojej rodziny. Ku mojemu szczęściu, babcia też nigdy szczerze za nimi nie przepadała. Uważała ich wszystkich za głupich dzieciaków, co nigdy w życiu niczego nie osiągną, dlatego często nie musiałam się po prostu z nimi widzieć.

Curse [ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz