Po siedmiu latach spędzonych w manhattańskim Instytucie, powiedzieli mu, że przenoszą go do Chin. Miał wtedy dziewiętnaście lat, a jego jedyną rodziną było trzech chłopców mieszkających z nim w jednym pokoju. Nie chciał się z nimi rozstawać. Prosił, błagał, by mógł zostać, ale oni byli nieugięci. Nalegał, klęczał, żeby chociaż pozwolili mu się z nimi pożegnać. Wszystko na nic. Zabrali go jeszcze tego samego dnia, a braciom powiedzieli, że nie żyje, by na dobre o nim zapomnieli. Minęło wiele lat, zadomowił się w Chinach i był przekonany, że zostanie tam już na dobre. Później został wyznaczony do łapania pałętających się po świecie mieszańców.
Dzielili się z nim każdą informacją, ufali mu i byli pewni, że ten jest po ich stronie. Wiedział, że pracują nad kolejną mutacją, udoskonaleniem czwartego stopnia. Gdy test powiódł się, ale każde następne okazywały się porażką, zdecydowali się sprawdzić nowy mutagen na nim. Już wtedy zaczął podejrzewać, co kwalifikuje mieszańców do modyfikacji, dlatego bez problemów zgodził się na przeprowadzenie eksperymentu. Tak stał się drugim na świecie piątym stopniem i otrzymał za zadanie złapać obiekt zero, który uciekł z manhattańskiego Instytutu. Jego przystankiem były Włochy. Miał zbadać sytuację, jednocześnie ukrywając, że był piątym. Liczne ćwiczenia pozwoliły mu ukrywać swój zapach.
Słyszał ich rozmowę. Stał w drzwiach, przysłuchując się każdemu słowu. Poczuł, jak jego żołądek ściska się na tak dobrze znany mu głos. Wiedział, że piątym był jego przyjaciel, ale nie sądził, że zobaczenie go po tylu latach tak na niego wpłynie. Nie był gotowy na te spotkanie i obawiał się go. A jeszcze bardziej przerażał go fakt, że za chwilę mężczyzna miał się obrócić i zobaczyć Azjatę. Zachował zimną krew, choć w środku trząsł się ze strachu i zachwytu jednocześnie. Gdy Eliott obrócił się w jego stronę, miał wrażenie, że nie wytrzyma długo w swojej niewzruszonej pozycji.
— Corvus.
Jego głowa mimowolnie przechyliła się w bok na głos mężczyzny. Wypowiedział tak dawno nie słyszane imię. Pseudonim, który stał się jego częścią na siedem lat. Później wołano na niego tylko Xia Yao.Całkowicie się wyłączył i nie słuchał dalszej rozmowy kobiety z Eliottem. Dotarło do niego jedynie to, że pojadą do Nowego Jorku razem. Starał się nie patrzeć na mijającego go mężczyznę, który tylko rzucił na niego jedno spojrzenie. Będąc w pokoju, wspominał te krótkie spotkanie. Zdał sobie sprawę, że naprawdę za nim tęsknił. Tęsknił za wszystkimi, za Victorem, za Weizhi, którego musiał nazywać obiektem zero. Robił to dla pozorów. W przeciwnym razie ktoś mógłby pomyśleć, że łączy go z nim jakaś więź i straciliby do niego zaufanie. Nie chciał ryzykować. Nie mógł.
Jak zwykle nie potrafił zasnąć. Obracał się na łóżku, które było potwornie niewygodne, a cała sala przypominała więzienie. W końcu położył się na plecach i westchnął, wiedząc, że dzisiaj raczej nie zaśnie. Planował rozmowę z dawnym przyjacielem, gdy będą sam na sam. Nagle usłyszał kroki zbliżające się do jego pokoju. Wstał niemal od razu i podszedł do drzwi. Otworzył je i zastał Eliotta z podniesioną ręką, jakby właśnie miał zapukać.
— Mogę wejść? — zapytał Eliott. Yao bez słowa odsunął się i pozwolił mu przejść. Spojrzał w stronę kamery, która ich nagrywała. Musiał być ostrożny, by nie sprowadzić na siebie jakiekolwiek podejrzenia. — Więc Chiny. Zniknąłeś bez słowa. Powiedzieli nam, że nie żyjesz.
Dopiero teraz dowiedział się, jak wyjaśniono jego wyjazd. Nie spodziewał się, że zrobią to w tak okrutny sposób. Czuł się winny, że nigdy nie próbował skontaktował się z braćmi. Nie miał pojęcia, co się z nimi działo, gdzie byli, czy w ogóle żyli. Tylko jedno przychodziło mu na myśl, choć miał świadomość, że to za mało. Odezwał się cicho, mówiąc:
— Przepraszam.
Z trudem powstrzymał się od cofnięcia, gdy Eliott obrócił się w jego stronę. Przyglądał się brunetowi uważnie. Pamiętał go jako dziewiętnastolatka o wątłej budowie i zadziornym charakterze. Mimo że byli w tym samym wieku, zawsze myślał o nim jak o swoim młodszym bracie.
— Co? — odezwał się Eliott.
Yao miał wrażenie, że mężczyzna mówił coś wcześniej, ale nie potrafił sobie przypomnieć, co to było. Na szybko wymyślił cokolwiek, uważając na swoje słowa. Jednocześnie musiał zbadać grunt, na którym stał. Chciał wiedzieć, jaki stał się Eliott. Czy może na nim polegać, czy stał się jego wrogiem.
— Mówili, że jeden się udał. Że został piątym stopniem.
Czarnowłosy chciał podejść do niego, ale ten się cofnął.
— Tak, to ja. I co z tego?
— Mówili, że jesteś silniejszy, że widzisz to, czego żaden inny stopień nie jest w stanie dostrzec, że widzisz w ciemnościach, wyczuwasz mieszańce. Jak się czułeś podczas przemiany?
Gdy mężczyzna podrapał się po nosie, Yao przełknął ślinę, starając się nie uśmiechnąć. Zawsze tak robił, gdy o czymś myślał, zastanawiał się lub coś go dziwiło.
— Rozgadałeś się — powiedział Eliott. Azjata dostrzegł delikatny uśmiech na jego twarzy, ale jak szybko się pojawił, tak zniknął. — Jak się czułem? Bolało. Bolało jak cholera. Pieprzone pasy powstrzymywały mnie przed wydłubaniem sobie oczu. Całe ciało mnie paliło, to było piekło.
Czarnowłosy przypadkowo spojrzał znów na kamerę i ugryzł policzek od wewnętrznej strony. Nie miał pewności, jak daleko może zabrnąć. Gdzie była granica. Bał się, że Eliott naprawdę będzie po stronie wroga i straci najlepszego przyjaciela. Jednocześnie mógł niechcący pogrążyć mężczyznę, gdyby ten jednak miał te same zamiary, co on.
— Jeśli teoria się potwierdzi, sam taki zostanę. Stworzymy armię i-
— Armię? — przerwał. — Więc to jest ich plan. Świetnie! A więc ruszamy rano. Wyśpij się.To nie była satysfakcjonująca odpowiedź. Praktycznie nic z niej nie mógł wywnioskować. Musiał zmienić taktykę. Dowiedzieć się, ile wie. Chwycił go za ramię, by zatrzymać, bo najwidoczniej ten już chciał odejść. Gdy rozmowa zeszła na temat nieistniejącego wirusa, Yao już wiedział, po której jest stronie. Tym samym Eliott wykopał sobie grób, mówiąc, że to on zdobył lek. Jednak Yao nie mógł się zdradzić, nie przy tej cholernej kamerze, która nagrywała każde ich słowo. Przysiągł sobie, że jak już znajdą się tylko we dwóch, strzeli go w ten durny łeb za zniszczenie jego planu. Teraz musiał wymyślić inny i tym samym udowodnić, że jest po stronie Instytutu.
— Jesteś zdrajcą — powiedział krótko. Nie miał pojęcia, co Eliott zrobi po tych słowach. Mógł spodziewać się wszystkiego. Wstrzymał oddech, gdy ten zaczął do niego podchodzić.
— Wolisz, jak się do ciebie zwraca Xia Yao czy wrócimy do starych czasów i znów będę do ciebie mówić Corvus? — zapytał brunet.
Azjata musiał udawać, że jego stary pseudonim nie zrobił na niego żadnego wrażenia. Zamiast tego skupił się na jego „zdradzieckich" słowach, udając, że jest nim zawiedziony.
— Dlatego chciałeś ze mną pojechać, chcesz pozbyć się obiektu zero.
— Obiektu zero? — oburzył się brunet. — Od kiedy on jest obiektem? Już nie jest przyjacielem? Bratem? Byliśmy nierozłączni, pamiętasz? Obiecaliśmy sobie, że już zawsze będziemy razem. Że nic nas nie rozdzieli. Byliśmy rodziną. Co oni ci zrobili, Corvus.Ciemnowłosy poczuł, jak znów zaczyna ściskać go w żołądku. Eliott miał rację. Weizhi był członkiem rodziny, nie żadnym obiektem. Już nie potrafił utrzymać swojego nijakiego wyrazu twarzy. Widocznie posmutniał i nie mógł na to poradzić. Właściwie nawet nie chciał. Eliott powinien wiedzieć, że czuje się naprawdę winny. Wpatrywał się w niego, gdy ten położył mu rękę na ramieniu. Spojrzał w jego czarne oczy, w fioletową źrenicę, w tą jedną łzę, która spłynęła po bladym policzku. Brunet wyszedł, zostawiając go samego, będąc pewnym, że perswazja zadziałała.
Już nie zważał na kamerę. Padł na kolana i schował głowę w dłoniach. Był zły na Eliotta, że przyszedł do jego pokoju. Zdradził swoje zamiary, tracąc zaufanie Francesci. Był zły na siebie, że nie dał mu żadnego sygnału o kamerze. Może gdyby potoczyłoby się to inaczej... może gdyby rozegrał to w inny sposób. Jednak Yao miał coś, o czym Eliott nie miał pojęcia - wspomnienia. Mógł stworzyć nowy plan i grać swoją rolę jak w spektaklu teatralnym. Teraz dla Instytutu stali się wrogami, będąc tak naprawdę niewypowiedzianymi sojusznikami.
CZYTASZ
Śmierć Motyla 3
Science FictionPanoszące się po świecie mieszańce są problemem, który należy rozwiązać. Nieważne jak - byle skutecznie. Piąte stopnie mają się tym zająć, ale najpierw trzeba je stworzyć. Lily i jej towarzysze niedoli nie mogą na to pozwolić. Muszą powstrzymać Inst...