Rozdział 2

456 55 11
                                    

       Eliott otworzył drzwi do swojego pokoju. Nie zmienił się, zastał go takim, jakim go zostawił. Rozejrzał się i westchnął, a jego westchnienie mówiło „wróciłem na stare śmieci". Od razu wszedł do łazienki, by wziąć prysznic. Tego właśnie teraz potrzebował. Zmyć z siebie wszystkie dni spędzone w klatce.

       Pomieszczenie różniło się od tego w jego domu. Nie było takich luksusów. Tylko szare kafelki, kolumna prysznicowa w rogu i kratka ściekowa pod nią. Trochę dalej muszla klozetowa i umywalka obok. Nad nią niewielkie lustro, które kiedyś udało mu się wyprosić, a tuż przy niej ręczniki zawieszone na grzejniku. Mężczyzna zdjął ubrania i rzucił je na deskę sedesową. Jedynym udogodnieniem okazała się ciepła woda, która przyjemnie spływała po jego nagim ciele.

       Przetarł zaparowane lustro i przyjrzał się swojemu odbiciu. Przeczesał mokre włosy do tyłu i owinął wokół bioder biały ręcznik. Pamiętał, że kiedy wszedł do pokoju, na łóżku leżały świeże ubrania. Mógł je wziąć ze sobą, ale w tamtym momencie naprawdę musiał wziąć prysznic. Przełożył przez kark drugi ręcznik i wyszedł z łazienki, kierując się w stronę łóżka.
       — Odświeżyłeś się? — usłyszał za sobą.
       Eliott obrócił się i spojrzał na stojącego przy zamkniętych drzwiach Yao. Rozpoznał go po włosach, które ułożone miał tak jak wtedy, gdy pierwszy raz zobaczył go w Instytucie.
       — A co, chcesz mnie przelecieć?
       — Nawet kijem ze szmatą bym cię nie tknął — odpowiedział Azjata i podszedł do bruneta.
       — To wyjdź i mi nie przeszkadzaj albo sklepie cię drugi raz za ukrywanie przede mną prawdy.
       — Nie miałem wyjścia.
       Eliott westchnął, zdjął ręcznik ze swojego karku i szybko przełożył go przez kark Yao, przyciągając do siebie. Gdyby nieco mocniej zacisnął materiał, skręcając go w przeciwne strony, mężczyzna zacząłby się dusić.
       — Skończ pierdolić — warknął brunet. — Oboje wiemy, że zawsze jest wyjście, a ty poszedłeś na łatwiznę, robiąc ze mnie marionetkę.
       Yao delikatnie uśmiechnął się, podnosząc lewy kącik ust i chwycił za ręcznik. Pociągnął za niego i wyrwał z rąk Eliotta. Z niezwykłą szybkością wykręcił go i uderzył w żebra ciemnowłosego. Na skórze pojawił się czerwony ślad, mężczyzna zatoczył się do tyłu i padł na łóżko. Spojrzał wrogo na Azjatę, ale po chwili jego wyraz twarzy całkowicie się zmienił. Uśmiechnął się, przechylając głowę.
       — Ostrożnie, prawie spadł mi ręcznik.
       Azjata wywrócił oczami i uderzył w lewy bok mężczyzny. Tym razem syknął z bólu i przyłożył rękę do miejsca, gdzie właśnie tworzyła się ciemniejsza smuga. Zmarszczył czoło, po czym spojrzał na Yao z miną, jakby wiedział, dlaczego ten się nad nim wyżywa. Podniósł ręce w poddańczym geście.
       — Dobra, przyznaje, wtedy mocno ode mnie dostałeś po gębie, ale myślałem, że jesteś po wrogiej stronie. To był taki ruch bezwarunkowy. Instynkt.
       — Instynkt? — powtórzył czarnowłosy, wykręcając ręcznik mocniej.
       Eliott widocznie się przestraszył, rozumiejąc, że żarty się skończyły. Cofnął się i spróbował znaleźć dłonią koszulkę, która mogłaby posłużyć za obronę.
       — Pogadajmy, co? — odparł, starając się załagodzić sytuację. — Jesteśmy braćmi, Corvus, bracia sobie wybaczają. Wybaczysz mi prawda? Ja ci wybaczyłem. To jak, zgoda?
       — Nie — odpowiedział z uśmiechem Yao, przygotowując się do kolejnego uderzenia.


***

       Eliott obudził się cały obolały. Wpatrywał się w sufit, zastanawiając się, jak wstać. Czuł siniaki na plecach i żebrach. Bolała go warga, szczęka, łuk brwiowy. Przełknął ślinę i spróbował się podnieść. Zaparł się prawą ręką i syknął, gdy poczuł piekącą ranę na przedramieniu. Dziury po głęboko wbitych zębach potrzebowały więcej czasu, by się zregenerować. Kiedy już udało mu się usiąść, chwilę tak posiedział. Potem wstał, stękając przy tym. Dopiero w łazience mógł przyjrzeć się dziełu Yao. Rany i siniaki na twarzy goiły się na jego szarych oczach. Czarne źrenice zwężyły się i przybrały fioletowy kolor, kły wydłużyły, a reszta zębów zmieniła swój kształt na bardziej ostry. Kręgi uwydatniły się, a każdy mięsień spiął. W tym samym czasie wszystkie obrażenia zagoiły się w mgnieniu oka. Po chwili ciało mężczyzny wróciło do normy. Prawie do normy. Ugryzienie jedynie delikatnie zbladło. W tym momencie zaczął żałować, że przydusił tą ręką Azjatę.

Śmierć Motyla 3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz