Trójka mężczyzn usiadła na kanapach w kącie. Impreza rozkręcałą się w najlepsze. Eliott spróbował wyszukać wzrokiem Lily i Alex, ale nie udało mu się je dostrzec. Jedynie wyczuwał ich obecność, ale mieszały się z innymi zapachami. Skupił się więc na miejscu V.I.P., gdzie grupa mieszańców znęcała się nad pierwszym stopniem. Odwrócił głowę, nie chcąc widzieć, jak jego głowa staje się plackiem. Niestety usłyszał te charakterystyczne łupnięcie. Wei rozglądał się bardzo gwałtownie, Yao szturchnął go łokciem, na co ten spojrzał na niego zdziwiony.
— Dyskretniej — upomniał go Azjata.
— Wybacz — odpowiedział. — Widzicie coś?
— Prócz żałosnych mieszańców wokół nas, nie widze nic — odezwał się Eliott. — Nie czuje żadnych czwartych, tylko nasze. Nie mamy tu czego szukać.
— Nawet gdyby były, spaliłyby się z resztą, po co w ogóle szukać — powiedział Yao. Tekst o wyciąganiu czwartych był tylko zmyłką dla Francesci, na wypadek, gdyby podsłuchiwała ich rozmowy. — Skupmy się lepiej na informacjach. Potem Wei da znać Alex, żeby ewakuowała się z Lily.
— Dobra — mruknął brunet. — Zróbmy to szybko, bo już mam dość tego miejsca. Kolejnego przynieśli.
Wei i Yao jednocześnie spojrzeli w kierunku, który głową wskazał Eliott. Rosły mężczyzna ciągnął na łańcuchu mieszańca. Tym razem to była kobieta, miała około czterdziestki, łysa, jednak ślady na jej głowie wskazywały na to, że sama wyrwała sobie włosy. Policzki zalane były zaschniętą krwią, która wypłynęła z pustych oczodołów. Musiała wydłubać sobie gałki oczne. Trzymała metalową obrożę zapiętą wokół jej szyi i próbowała uciec, ale każde jej szarpnięcie równało się z jeszcze mocniejszym pociągnięciem. Za chwilę przypięto ją do podwyższenia, a ludzie siedzący na kanapach ucieszyli się na jej widok.
— Nie no, nie zdzierże — odezwał się Eliott i wstał. — Spalmy tych skurwy-
Nagle niedaleko nich zaczął wydobywać się dym. Brunet zmarszczył czoło, a gdy zobaczył upadające mieszańce, odsunął się o krok, niemal wpadając na Weia.
— Co jest grane? — odezwał się Yao.
Wei szerzej otworzył oczy w przerażeniu.
— Musimy uciekać!Cała trójka wybiegła na środek pomieszczenia i zaczęła się rozglądać. Yao zachował zimną krew, Wei tak samo, ale Eliott panicznie szukał wyjścia. Jego serce gwałtownie biło, ciężko łapał oddech, do tego słyszał krzyki uciekających ludzi. Obraz rozmazywał mu się przed oczami, nie widział wyjścia, nie było drogi ucieczki. W jego głowie panował chaos, którego nie potrafił ogarnąć. Nagle coś pociągnęło go za rękę, to Wei, który chciał wyciągnąć mężczyznę na zewnątrz. Weszli schodami na górę, gdzie był niewielki pokój. Udało im się uciec przez okno. Wysokość nie była duża, więc bez problemu mogli przez nie wyskoczyć. Zatrzymali się kilka metrów od budynku, którego pożerał szybko rozprzestrzeniający się ogień. Wtedy też Wei zauważył, że brakuje jednego z nich.
— Gdzie Eliott?
— Eliott? Przecież był z tobą.
— Był.
— Nie mów mi, że został w środku — warknął Yao i zaczął biec w kierunku klubu.
— Yao stój! — krzyknął Wei. — Tam jest! — Wskazał palcem.
Azjata obrócił się i spojrzał na skulonego przy latarni mężczyznę. Trzymał się za głowę i bujał się na boki. Czarnowłosy podbiegł do niego i kucnął przy nim, kładąc rękę na jego plecach.
— Eliott, uspokój się.
Brunet zachowywał się, jakby nie słyszał swojego brata. Yao był w stanie usłyszeć łomot jego serca, miał duszności, a z czoła spływały krople potu. Mocniej ściskał głowę, jakby próbował zmiażdżyć swoją czaszkę. Azjata nie mógł na to pozwolić, dlatego chwycił jego ręce i powstrzymał jego bujanie. Brunet rozglądał się, ale wyglądało na to, że nie szukał niczego konkretnego.
— Eliott, spójrz na mnie. — Szarpał nim, aż ten nie spojrzał na niego. Jego źrenice były wąskie i fioletowe, białka i tęczówki czarne. Nie panował nad sobą. Jednak teraz skupił się na jednym punkcie - na Yao. — Już dobrze. Oddychaj spokojnie. — Zbliżył ich czoła do siebie i wziął głęboki oddech.
Brunet zamknął oczy. Nabrał powietrza do płuc i wypuścił je powoli. Po chwili wyraźnie się uspokoił i odsunął się od niego, spuszczając głowę.
— Gdzie Lily? — zapytał, nie chcąc zaczynać tematu o jego zachowaniu.
— Nie wiemy. Zniknęły nam z oczu.
— Ktoś podłożył za nas gaz, a dziewczyny zniknęły?
— Chyba nie myślisz, że to one.
— Sam nie wiem — westchnął i wstał na równe nogi. — Wracajmy do Instytutu.
— Nie wiemy, gdzie jest Lily, nie możemy stąd odejść — odezwał się podchodzący do nich Wei. Od dłuższego czasu przyglądał się tej dwójce, dopiero teraz zdecydował się do nich pójść. — Jak chcecie, możecie iść, ale ja zostanę.
— Skończyłbyś zachowywać się jak pieprzony pies — warknął Eliott. — Jak wrócą, to super. Jak nie, to mamy dwa czwarte z głowy.
— Jak możesz tak mówić? — oburzył się Wei.
— Wracajmy. Jestem pewny, że wrócą — odparł Yao. — Dobrze?
Wei przytaknął smutno, odwrócił się i zaczął iść w kierunku Instytutu. Cała trójka szła w całkowitej ciszy. Eliott i Yao byli z tyłu.
— Ostatni raz tak się do niego odzywasz — powiedział cicho Azjata.
— A nie mam racji? Od kiedy zamieszkał z Lily, nie odstępuje jej na krok, a jak już musi, to z ciężkim sercem.
— Uratowała go, kiedy udało mu się uciec. Jest jej po prostu wdzięczny.
— A ile razy my mu ratowaliśmy dupę? Gdzie wdzięczność dla nas?
— Myślisz, że nie jest nam wdzięczny? Ogarnij się lepiej, bo stracisz przyjaciela. Idź go przeproś.
— Ale-
— Nie masz pięciu lat. Idź.
— Dobra, idę.
CZYTASZ
Śmierć Motyla 3
Fiksi IlmiahPanoszące się po świecie mieszańce są problemem, który należy rozwiązać. Nieważne jak - byle skutecznie. Piąte stopnie mają się tym zająć, ale najpierw trzeba je stworzyć. Lily i jej towarzysze niedoli nie mogą na to pozwolić. Muszą powstrzymać Inst...