Z jej gardła wydobył się okropny krzyk. Wierzgała się, szarpała, ale to na nic. Była za słaba, by użyć jakiegokolwiek kontrataku, a ból zakłócał jej rozsądne myślenie. Do tego jej przeciwnik był większy i silniejszy. Leżała na podłodze przygnieciona przez ciężar rywala. Gdy wreszcie poczuła okazję, przeciągnęła nogę z impetem po ziemi, próbując powalić tym mężczyznę. Ten jednak od razu zareagował i wykrzywił jej rękę za plecami. Dziewczyna zaczęła uderzać w materac.
— Dobra, poddaje się! — krzyknęła.
Wei puścił ją i położył dumnie ręce na swoich biodrach.
— Jeszcze raz? — zapytał z nadzieją.
Lily spojrzała na niego wrogo, ale widząc jego ucieszoną minę, westchnęła i wstała. Chłopak rozweselił się jeszcze bardziej i chwycił krótki kij, który swoją długością miał przypominać sztylet. Podał go brunetce.
— Trzymaj, spróbuj mnie zaatakować — powiedział.
Dziewczyna chwilę wpatrywała się w tą niepozorną, a jak groźną w rzeczywistości broń. Spojrzała na Weia niepewnie, wzięła głęboki oddech i stanęła przed nim z pałką w ręce. Nie zastanawiała się długo, celowała w okolice głowy. Jednak gdy tylko rzuciła się na niego, Wei zrobił szybki krok w przód i zablokował jej ruch, przechwytując rękę z prowizorycznym nożem. Lewą ręką chwycił jej przedramię i powalił przodem na materac. Lily złapała łapczywie powietrze i rozłożyła się na skórzanym materiale.
— Wystarczy na dzisiaj, proszę — odparła zmęczonym głosem.
— Obyś nie musiała walczyć z prawdziwym przeciwnikiem, bo idzie ci to kiepsko — odparł Eliott, schodząc po schodach.
— W razie czego ją obronisz, prawda? — zapytał idący za nim Yao.
— Mam nadzieję, że nie będę musiał.
Lily nadal leżała na materacu. Jedynie obróciła się na plecy i spojrzała na stojących nad nią mężczyzn. Cała trójka patrzyła na dziewczynę z politowaniem. Westchnęła głośniej, niż miała w zamiarze.
— Dlaczego ja — powiedziała, zakrywając twarz dłońmi.
— Jeszcze możesz zrezygnować — odezwał się Wei.
Dziewczyna podniosła się do siadu.
— Mogę?
— Jasne — odpowiedział Eliott. — Sami poradzimy sobie z tym całym syfem, który odwaliła twoja rodzinka.
Yao szturchnął bruneta, choć najchętniej dałby mu w twarz za ten nieodpowiedni przytyk.
— Roy miał dobry pomysł — westchnął Azjata.
— Graham go nie powstrzymał. Gdyby wtedy coś zrobił, może nigdy by nie doszło do pandemii. Zaślepiła go-
— Stało się — przerwał mu. — Skończmy ten temat. — Odwrócił się do Lily. — Potrzebujemy cię. Nie dlatego, że twoja rodzina ma coś z tym wspólnego. Jesteś wytrzymała, odważna. No i widziałem, jak unieruchomiłaś Eliotta taśmą.
Brunet wywrócił oczami, nie komentując ostatnich słów swojego przyjaciela. Gdyby nie Olivia, ciemnowłosa nie pokonałaby go tak łatwo.
Dziewczyna oparła się na rękach.
— I tak nie planowałam rezygnować. Eliott ma rację, to moja rodzina namieszała. Czułabym się winna, gdybym was z tym zostawiła.
— Nie pożałujesz tej decyzji. Wracajmy do pokojów. Niedługo ruszamy — odparł Wei.
***
W pokoju nie było ani jednego okna. Nawet gdyby znajdowałyby się w nim kraty, i tak byłaby szczęśliwa, że może zobaczyć niebo. Wiedziała, że na dworze jest ciemno, bo na ścianie wisiał cyfrowy zegar. Nie było lustra, nie mogła się przyszykować, by wyglądać jak gość klubu. Nie miała też grzebienia. Jedynym pocieszeniem była spinka we włosach, która cudem utrzymała się na jej głowie, gdy wpadła do wody. Spróbowała przeczesać sianowate kudły dłonią, po czym spięła je żabką. Nie wiedziała, jak wygląda. Mogła tylko z własnej perspektywy określić, że czarna bluzka była za duża, a granatowe spodnie miały wygodny materiał opinający jej nogi. No i buty - zwykłe trampki, które na szczęście były w jej rozmiarze. Nie wiedziała, co się stało z poprzednimi ubraniami. Może trafiły na śmietnik, a może kiedyś je odzyska.
CZYTASZ
Śmierć Motyla 3
Science FictionPanoszące się po świecie mieszańce są problemem, który należy rozwiązać. Nieważne jak - byle skutecznie. Piąte stopnie mają się tym zająć, ale najpierw trzeba je stworzyć. Lily i jej towarzysze niedoli nie mogą na to pozwolić. Muszą powstrzymać Inst...