prolog

36 5 8
                                    

- Impreza! Impreza! - Darł się Daryl, wychylając się przez okno pędzącej limuzyny. - Melanż! Cipki, nadchodzimy! - Krzyczał jak opętany, wywołując zamieszanie wśród przechodniów mających pecha usłyszeć tego idiotę. Jego kumple kulili się w mrocznym wnętrzu pojazdu, udając że nie mają nic wspólnego z tym krzykaczem. - Dawać tu laski, darmowy seks czeka! - To już przeważyło szalę i koledzy wciągnęli go do środka, zatykając mu usta jego własną brudną skarpetą. Cała grupa świętowała ukończenie liceum i tak się złożyło, że wszyscy w tym tygodniu skończyli osiemnaście lat i cała reszta tych, którzy jeszcze jako tako wytrzymywali z tym rozkapryszonym bachorem już zaczęli żałować tego. Bo Daryla dało się albo uwielbiać za jego całkowicie bezstresowe podejście do życia albo nienawidzić za to, że może na wszystko sobie pozwolić. Było to możliwe tylko dlatego, że Daryl Hofferson miał bajecznie bogatego ojca, chyba równie rozkapryszonego co syn. W sumie jego potomek po kimś musiał to odziedziczyć i wziął po ojcu wszystko co najgorsze, co chyba tłumaczy fakt, że matka chłopaka uciekła od nich obu gdy tylko okazało się, że żadna z jej cech charakteru nie przeszła na dziecko.

A przynajmniej Daryl jeszcze nie ujawnił ich.

- Jesteście niewdzięcznikami! – Krzyknął Hofferson, wyskakując z limuzyny tuż przed wejściem do klubu i pewnie krzyczałby dalej o tym jacy niedobrzy dla niego są ci których dotąd uważał za kumpli, ale widok goryla kłaniającego się w pasie natychmiast poprawił mu humor.

No, jest choć jeden znający swoje miejsce". – Pomyślał mijając ochroniarza, ale choć w umyśle zwrócił uwagę na niego to jednak z premedytacją odwrócił wzrok, by pokazać, że taki nikt tak naprawdę nic nie znaczy. To sprawiło, że nie dostrzegł grymasu obrzydzenia jaki na ułamek sekundy zagościł na twarzy mężczyzny. Ale jego, znów kumple, dostrzegli to i przechodząc obok pochylonego mężczyzny poklepali go po barku dając mu znak, że łączą się z nim w tym bólu.

- DUMMM, DUMMM, DUMMM

- BAMMM, BAMMM, BAMMM

- Taaaak! – Wydarł się szczęśliwy Daryl otoczony półnagimi hostessami. Nawet nie obejrzał się za kumplami, których sam tu zaprosił. Wydawało się, że już całkowicie o nich zapomniał, ale nagle szarpnął ręką w górę, rozsypując garść banknotów o wysokich nominałach. – Shoty dla mnie i moich kumpli! Cała bateria!

- ŁUBUDUBU, BAMMM, DUMMM, DUMMM!

- ŁUBUDUBU, BAMMM, DUMMM, DUMMM!

DJ słysząc krzyk głównego gościa, podkręcił potencjometr na maksa.

- ŁUBUDUBU, BAMMM, DUMMM, DUMMM!

Impreza rozkręciła się na całego, aż wszystkim powietrze w płucach wibrowało od siły basów. Szaleństwo ogarnęło każdego kto miał szczęście lub pecha przebywać w tym momencie w klubie. Ostatnie rytmy przebrzmiały dopiero jak już zaczęło świtać i grupa byłych już licealistów stając w progu miała okazję zobaczyć słońce wynurzające się zza horyzontu. Niestety nie docenili uroku tego widoku, bo blask gwiazdy dziennej boleśnie poraził ich przyzwyczajone do półmroku oczy. Zasłaniając się i krzywiąc, ruszyli do czekającej limuzyny, gdzie oczekiwał ich wyspany i odświeżony kierowca. Aż wzdrygnął się widząc jak grupa osiemnastolatków zeszmaciła się podczas świętowania jednoczesnej osiemnastki.

- Panowie. – Usłyszeli głos dochodzący z głośników, okazało się, że był to kamerdyner Daryla i właśnie przemawiał do nich przez system głośnomówiący wozu. – Nie wiem czy zdajecie sobie sprawę z tego, że już za trzy godziny macie ogłoszenie ilości zdobytych punktów. – Odpowiedział mu chóralny jęk, gdy młodzież zdała sobie sprawę z tego w jakim bagnie się znaleźli. – Kierowca zawiezie was w miejsce gdzie szybko dojdziecie do siebie. Macie szczęście, że ojciec panicza Daryla domyślił się w jakim stanie zakończycie tę imprezę.

- Dzięki Alfred. – Wyszeptał Daryl. Tylko na to mógł sobie pozwolić, bo po prostu jego gardło było popalone zbyt dużą ilością zbyt mocnego alkoholu.

Cała grupa pojawiła się w szkole ostatni raz jako licealiści i natychmiast zwrócili na siebie uwagę wszystkich. Opuszczając przybytek cudów, gdzie przywrócono im wygląd i samopoczucie godne normalnych ludzi, nawet nie zdawali sobie sprawy z kunsztu pracujących tam fachowców. Widząc innych, sponiewieranych i mocno wczorajszych, doszli do błędnego wniosku, że i sami tak się prezentują. A prawda była zgoła inna.

Wyglądali tak jakby nie uczestniczyli w jakiejkolwiek imprezie, unikając wszelkich mocnych trunków, i to od dobrych kilku dni.

- Khym! Khym! – Usłyszeli od strony podwyższenia, na które wszedł dyrektor, skąd przez chwilę obserwował hałastrę, jeszcze do wczoraj mieniącą się jego podopiecznymi. Szczególną uwagę poświęcił Darylowi Heffersonowi, który choć może i odgrywał rolę rozkapryszonego gówniarza na maksa wykorzystującego pieniądze i pozycję ojca, ale tak naprawdę mającego spory potencjał. Niestety równie rozkapryszony ojciec nie pomagał synowi rozwinął jego możliwości.

Rozdawanie dyplomów ukończenia liceum trwało ponad godzinę i ostatni odbierający był już totalnie znudzony, choć chyba nie tak jak ci, którzy zostali obsłużeni jako pierwsi. Niestety jednym z tych nieszczęśliwców był Daryl, który już chciał rozpakować kopertę dołączoną do dyplomu, gdzie zapisano listę uczelni, do których mógł aplikować ze swoimi punktami. Oczywiście nie była ona wiążąca, ale dawała niezłe pojęcie co do swoich ograniczeń przy wybieraniu studiów.

- Wreszcie. – Sapnął, rozrywając kopertę. Zajrzał do wnętrza i ze zdziwieniem dostrzegł tam kartkę z krótką listą nazw. Zbyt krótką jak na jego gust. Rozejrzał się naokoło czy aby nikt nie dostrzegł tego żenującego szczegółu i nie żegnając się z nikim, ruszył na do czekającej limuzyny. Siadł na kanapie i nie interesując się mijanymi kmiotkami, co zazwyczaj było jego rozrywką, skupił się na liście uczelni. Żadna nie wydawała się interesująca, prócz jednej – Akademia Multiświata – brzmiało to jak jakaś sekta, co w tym momencie wydało mu się o wiele ciekawsze niż jakakolwiek z pozostałych wymienionych nudziarskich nazw. Nie czekając na rozmowę z ojcem, sięgnął do schowka skąd wyjął kartkę i coś do pisania. Nim dojechali do domu zdążył napisać podanie o przyjęcie i gdy mijali skrzynkę na listy, kazał kierowcy zatrzymać się.

Prosty gest wrzucenia listu do skrzynki miał zmienić całe jego dotychczasowe życie.

Dosłownie wywrócić je do góry nogami.

Akademia MultiświataOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz