- Dwa Pi Er oraz Pi Er kwadrat. – Usłyszeli jak tylko weszli do sali wyglądającej jak niemal wszystkie sale wykładowe we wszystkich światach. – Sądzę, że wszyscy wiedzą co to jest i nawet jeśli stosują wobec tego inne nazwy, to same wzory są im doskonale znane. Nie wiem natomiast, czy ktokolwiek z was zdaje sobie sprawę z tego, że to są chyba dwa najstarsze wzory, jedne z pierwszych opracowanych przez matematyków na początku dziejów. Zaraz pewnie zacznie się dyskusja o to gdzie zostały one pierwszy raz zastosowane i przerwę wam nim w ogóle ją rozpoczniecie. Nie wiem i sądzę, że nikt tego nie wie, ale prawda jest taka, że przez długie eony były one stosowane w sposób całkowicie bezrefleksyjny i tak naprawdę dopiero na Ziemi zdołano udowodnić, że da się wykonać rozkład tych wzorów, tym samym zaprzęgając je do nowych zastosowań. – Daryl zdziwił się, czując na sobie zaskoczone spojrzenia, co wydało mu się dziwne, bo nie wyobrażał sobie, że jakaś nacja czy to ludzka czy nie, może być aż tak zachowawcza, by nie odkryć tego co na samym początku cywilizacji, odkryła Ludzkość. – Nie patrzcie tak na pana Hoffersona, bo prawda jest taka, że gdy jego nacja odkryła tajemnice skrywane przez ten wzór, to już od dawna nie było łączności między światami. I niestety stało się kolejną tajemnicą, to który świat jako pierwszy tego dokonał i najprawdopodobniej nigdy nie zostanie rozwiązana.
Zajęcia z matematyki trwały w najlepsze i Daryl z radością nie widział w nich żadnych wyraźnych różnic względem tego co znał jeszcze z liceum. Pomocne było to, że jego ówczesny nauczyciel już od pierwszego roku wprowadzał ich w tematy ze studiów. Na początku każdy robił co tylko się dało, by przenieść się do innej klasy, ale po pierwszej szkolnej olimpiadzie matematycznej, zmienili zdanie. Teraz z niemal euforyczną łatwością rozwiązywał zadania stawiane przed nimi przez profesora. A trzeba przyznać, że była to niezwykła postać. Matematyk był po prostu krabem, a przynajmniej istotą krabopodobną.
- Na zakończenie daję państwu zadanie domowe, jeśli można tak się wyrazić w sytuacji gdy wszyscy mieszkacie w akademiku. – Mówiąc to, odwrócił się do tablicy i delikatnie w nią postukał, a za sprawą tego dotyku pokazała się skomplikowana formuła matematyczna. Wszyscy zgromadzeni studenci aż jęknęli widząc ją i niemal natychmiast pochylili się nad zeszytami, by zapisać wyświetlane równanie. Chyba jedynym, który nie okazał strachu był Daryl, bo okazało się, że jego nauczyciel matematyki z liceum torturował go czymś podobnym. No w sumie to nie tylko jego tylko całą klasę, ale tak się złożyło, że on odbierał to nadzwyczaj osobiście. Jego zepsuta natura nie pozwalał mu obiektywnie spojrzeć na sytuację i zawsze odbierał to jako atak na jego osobę.
- Hofferson! – Usłyszał krzyk, gdy powoli zmierzał do swojego pokoju. Odwrócił się i zobaczył Bulgur biegnącą w jego stronę. – Hofferson! – Dodał, będąc już dość blisko co mogło wyglądać tak jakby nie widziała chłopaka, którego wołała.
- O co chodzi?! – Odkrzyknął, niemal do jej wielkich, wyglądających jak płetwy uszu.
- Ała! – Jęknęła, zasłaniając czułe narządy. – Co ty robisz? – Zapytała już ciszej.
- Odpowiadam ci. – Odparł ze złośliwym uśmiechem. – Wet za wet. – Dodał, a ona spojrzała na niego bez zrozumienia. – O co chodzi?
- Nie rozumiem? – Zapytała zaskoczona nagłą zmianą tematu.
- Wołałaś za mną.
- Ale po co miałabym wołać za tobą, skoro byłeś tuż obok.
- No nie wiem, więc po co mnie wołałaś?
- Pff. – Żachnęła się. – Już nic. – Odwarknęła i mijając Daryla, ruszyła do swojego pokoju.
- Mogę wytłumaczyć ci o co chodzi w tym równaniu. – Powiedział do pleców trytonki, a ta natychmiast się zatrzymała.
- Dziękuję! – Krzyknęła, doskakując do chłopaka i objęła go. Hofferson spiął się, obawiając się, że będzie pokryta jakimś śluzem, ale okazało się, że w dotyku przypomina skórę węża, a nie łuski ryby.
- Proszę bardzo. – Burknął i nie wiedząc czemu poczuł ciepło wypływające mu na twarz.
- Coś taki czerwony? – Zapytała, dziwnie mu się przyglądając, na szczęście nie zrozumiała nic a nic z jego reakcji na co on westchnął z ulgą. Oczywiście spowodowało to kolejną serię pytań o to, czy aby wszystko z nim w porządku. – Bo wiesz, u nas nie ma ludzi, ale legendy wspominają, że są nadzwyczaj delikatną rasą, więc zapytam jeszcze raz. Na pewno wszystko w porządku?
- Ta-ak – Wybąkał i nie czekając na kolejne rewelacje o tym, jak legendarną rasą są ludzie, uciekł do pokoju. Nie dane mu jednak było cieszyć się spokojem, bo ledwie przekroczył próg, a zderzył się z czyimiś plecami. – Ajć. – Jęknął, rozmasowując obolały nos.
- Już wróciłeś, niedobrze. – Usłyszał głos Adrila.
- Coś się stało? – Zdziwił się reakcją elfa i wyminąwszy go stanął jak wryty na widok bohomazów pokrywających ściany ich pokoju. Wszystkie były wykonane w najróżniejszych językach i formach zapisu co tworzyło niezrozumiałą, wywołującą oczopląs mieszankę. – Co to? – Zapytał, przyglądając się dziwnym napisom.
- Możesz to odczytać? – Zaciekawił się Adril.
- Jakim niby cudem miałbym móc to odczytać? – Obruszył się Hofferson, słysząc dziwne pytanie. – Przecież ja nawet nie rozpoznaję tych form zapisu.
- Rozumiem. – Mruknął Elrondson i machnął ramieniem, a napisy rozbłysły i po chwili zniknęły.
- ? – Daryl spojrzał bez zrozumienia na kolegę.
- Nie przejmuj się.
- Skoro tak mówisz. – Zgodził się chłopak. – To była magia?
- Tak.
- Hm, więc jak w końcu nauczę się magii to będę mógł robić coś podobnego?
- Mniej więcej. – Odparł nadzwyczaj tajemniczy elf.
- No nic to, ja idę do łóżka.
- Ale jeszcze wcześnie. – Teraz to Adril się zdziwił.
- Może, ale czuję się wykończony. – Odparł Hofferson, rozbierając się do bielizny i zakopując w rozkosznie komfortowej pościeli. – Dobranoc. – Rzucił, nie zważając na to, że formalnie było wczesne popołudnie. Formalnie, bo za oknem niezmiennie trwała wieczna noc, delikatnie tylko rozświetlana przez widoczne w oddali gwiazdy.
CZYTASZ
Akademia Multiświata
Novela JuvenilDaryl jest lekkoduchem pewnym tylko jednego, cokolwiek zrobi i tak ojciec uchroni go od konsekwencji. Więc gdy dochodzi do wyboru studiów robi coś co jego zdaniem będzie mega zabawne. Nawet nie zdaje sobie sprawy z bagna w jakie sam siebie wepchnął.