8

392 17 2
                                    

Nim Jacob odpowiedział (był wyjątkowo opanowany i spokojny) spuściłam wzrok ku ziemi (do tej pory utrzymywaliśmy kontakt wzrokowy który złamał mi serce i przeszył dusze na wylot), w oczach chłopaka widziałam, że mnie nie poznaje, że jestem mu obca. Nie patrzył na mnie z obrzydzeniem, przeciwnie, bardziej z litością i przerażeniem kto mnie tak skrzywdził, ale mimo braku jego niechęci poczułam się odrzucona i upokorzona, że się mnie brzydzi. Ludzie w emocjach różnie takie rzeczy interpretują. Ruszyłam więc w strone domu, byłam pewna, że Edward nie odważy się podejść ani nic, że odjedzie załamany. Nie była to dobra decyzja, widząc moja sylwetkę, moje wyczerpanie, skatowanie, postawe, powłuczającego nogi, nieprzytomny wzrok (na dodatek obecność Edwarda dobiła mnie tak bardzo, że po policzkach płynęły łzy, każdy mięsien i oddech sprawiał mi ból, szlochałam załamana, wszystko zamazał mi deszcz i łzy) Edward ledwo trzymał się na nogach, w pewnym momencie moje wyczerpanie sięgnęło takiego zenitu, że kolana sie podemną ugieły i upadłam. Nie chciałam się podnosić, schowałam twarz w dłonie i zaczęłam szlochać. Edward momentalnie w wampirzym tempie chciał do mnie podbieć ale Jake go uprzedził i powstrzymał, przemieniając się sprawnie w wilka i torując mu droge do mnie. Edward wyczytał mu w myślach, że to ich teren, nie może przychodzić i żądzić się, że ma odejść.

Edward walczył z sobą, zacząć wojne czy trzymać nerwy na wodzy? Spojrzałam w jego kierunku, tak bardzo chciał do mnie podbiec, pomóc mi i sie mną zaopiekować, ale nie mógł...

Nagle z lasu wybiegł Seth, który pewnie został wezwany przez Jacoba, przemienił się w biegu wyskakując z lasu i skoczył ku mnie. Edward zacisnął pięść, Seth ujął mnie w swoje umięśnione ramiona szepcząc:

- Spokonie Vaiana, spokojnie już jestem. Wiem, że nie dajesz rady, ale musisz to przetrwać. - Spojrzał na Edwarda, wiedział, że ujrzenie go i jego załamany wzrok na mój widok i to w jakim jestem stanie przytłoczyły mnie jeszcze bardziej.

- Seth, ja... - Wyszeptałam - nie daje rady już....

- Wiem, ale musisz to przetrwać. Obiecuję, że przy tobie będę, nie zostawię Cię samej, będe cię chronił rozumiesz... - następnie uniósł mnie z taką lekkością jakbym była małą laleczką, nie miałam siły, nie patrzyłam w strone Edwarda, wtuliłam się w tors chłopaka, cała dygotałam i ciężko oddychałam, musiałam pogodzić się z tym, że Edward musi mnie znienawidzieć, aby odejść raz na zawsze. Byłam wyczerpana, wtuliłam się w niego mocniej byle by nie wiedzieć bólu w oczach wampira i zemdlałam....

Pare tygodni później wracałam w nocy z Forks, nie byłam tam od przemiany i bałam się spotkać kogokolwiek z rodziny Cullenów. Naszczęście przeżyłam, był zmierzch, znów padało tak bardzo, że ściana deszczu dosłwonie była nieprzerwana. Szłam sobie spacerkiem już w lasku skąd kiedyś porwali mnie Cullenowie, eh od tego się zaczęło...

I nagle, wyczułam zapach wampira. Nie jakiegoś, lecz tego konkretnego. Zapach moich marzeń i koszmaru. Zatrzymałam się i obróciłam, za mną stał on. Dziś wyglądałam dobrze (poza byciem mokrą) to była ta zdrowsza wersja mnie bo miałam dwa dni przerwy od treningów, widać było mój glow up.

Edward patrzył na mnie skrzywdzony, ale spokojnieszy przez mój zdrowy wygląd i wigor. Czekał aż usłyszy mój głos lub myśli. Ale wlaczyłam ze sobą.

- Dlaczego to robisz? - Zaczął. - Nie myślisz tego co mówiłaś, znam cię, wiem co do mnie czułaś...

- Znałeś - szepnęłam a dźwięk mojego głosu go widocznie uszczęśliwił, słowa jednak nie koniecznie. - Już nie znasz, musisz zostawić mnie w spokoju i żyć dalej jakbym nigdy nie istniała, pogódź się z tym. Już nie jestem tą samą Vaiana... - Odwróciłam się i chciałam odejść, ale nie pozwolił mnie. Błyskawicznie był przy mnie, ale zamiast chwycić za rękę i zatrzymać, on wziął mnie w ramiona i przytulił. Zastygłam niczym posąd. Jego dotyk, skóra, zapach, oddech. Kolana się podemną ugieły więc bez jakiegokolwiek wysiłku wziął mnie na ręce łapiąc za pośladki i podrzucając, nasze twarze były wyjątkowo blisko siebie, wydałam z siebie ciche jęknięcie z zaskoczenia, co widocznie go podnieciło. Nie mogliśmy oderwać od siebie wzroku. Oddychałam pośpiesznie, moje serce waliło jak opętane. Jego usta które tak pragnęłam były takie kuszące, odpływałam. A ściana deszczu robiła niesamowity klimat.

- Gdybyś był mądry wiedział byś już mimo braku możliwośći czytania w myślach jaki jest powód.

- A więc nie przestałaś mnie kochać - w jego oczach ujrzałam błysk - jest inny powód...

- Dobrze to wiesz - westchnęłam - zawsze będę cię kochać i nie będe mogła ci sie oprzeć, ale... - po moich policzkach popłynęły łzy, ale zmieszały się z deszczem.

- Nigdy w to nie wątpiłem... - Przerwał mi szczęśliwy, zacisnęłam powieki i zaszlochałam probując wziąść się w garść, a dłońmi jeździłam po jego cudownej skórze.

- Powienieś już wiedzieć, gorąca skóra, inny wygląd, śmierdzę jak mokry pies... Nie możemy być razem choćby nie wiadomo co, to się nie ma prawa udać, to jest niemożliwe, będziemy bardziej cierpieć.

- Miłość wygrywa z prawem i pokonuje niemożliwe - szepnął jeżdżąc mi dłońmi po plecach, głaskając po głowie i odgarniając mokre kosmyki włosów z twarzy, nie wiedział co mnie dotykać gdzie sie patrzeć, aby móc nacieszyć się mną, po takim czasie. Był mega szczęśliwy i podjarany, a zarazem mega zaniepokojony.

- Nie, to zbyt silne od nas, nie da się! - Wrzasnęłam czując nagły przypływ gniewu. Był zdezorietnowany, naprawdę wciąż nie ogarnął, że jestem wilkiem. Niby taki mądry a niby debil który po prostu odrzuca to od siebie na siłe, zmaiast się pogodzić. Może to prawdziwa miłość, a może jego głupota i mój pech...

- Jesteś taka seksowna - szepnął próbując mnie chyba uwieść i muskając moje usta, wtedy już w ogóle odpłynęłam. Rzuciłam się na niego z pocałunkiem, upragnionym, wymarzonym. Tyle na niego czekałam. Edward również puścił swoje wodze fantazji, mocniej mnie do siebie przyciągnął wyczytując moje myśli i uczucia, ścisnął moje pośladki, złapał mnie za kark pogłębiając pocałunek. Przeczesłam palcami jego włosy, a drugą ręką wbiłam mu paznkocie w plecy, nagle uświadomiłam sobie co ja wyprawiam, mój plan, moja wersja, że go nie kocham legła w gruzach, spieprzyłam wszystko. On usłyszał te myśli i tylko moniej mnie do siebie przyciągnął abym nie spróbowała mu teraz uciec, ale nie spodziewał się, że jestem silniejsza niż mnie zapamiętał. Momentalnie oderwałam się od niego i odepchnęłam go z całej siły sama lądując z gracją na ziemie. Zaczęłam krzyczeć na niego, że jest bezczelnym dupkiem i go nienawidze, że rani mnie i siebie, zwyzywałam go na wszelkie sposoby, zniechęcałam go do siebie na wszelkie sposoby ale to na nic... Stał spokojny czując radość z pocałunku i miał gdzieś moje słowa bo znał prawde o moich uczuciach z moich myśli które były szczere, wtedy już nie wytrzymałam mój gniew i rozpacz oraz bezradność sięgnęła zenitu. Zaczęłam panikować, szlochać, chłopak chciał do mnie podejść, przytulić mnie, widziałam, że chce o mnie walczyć i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze. Wrzasnęłam wyciągając rękę, aby nie podchodził, gdy zatrzymał się i gestem pokazał, żebym była spokojna, kucnęłam chowając twarz w dłonie i nie wiedząc co robić, jak to zakończyć. Nagle poczułam przypływ siły, już wiedziałam co nadchodzi, po raz pierwszy czułam, że mogę to zrobić właściwie, a że było to jedyne wyjście aby uświadomić Edwardowi sytuacje i go zniechęcić.... Zrobiłam to.

Wstałam, jakby trochę większa i potężniejsza. Patrzyłam mu w oczy. Chłopak był zdezorietntowany, moje zachowanie było bardzo zmienne.

- Edward... Kocham Cię, masz racje, będe szczera. Naprawdę chciałambym być z Tobą i może w innym życiu by się to udało, ale nie w tym... Nie był to mój wybór, ale to mój przywilej, a nie kara... Jestem dziedzicem. Musisz to zrozumieć, nie utrudniaj mi tego... - Brunet zrobił krok w moją stronę aby mnie przytulić i wtedy po prostu sie przemieniłam. Gdy Edward mnie ujrzał był w szoku, zrobił krok do tyłu z przerażenia aż mu szczęka opadła i nie wiedział co zrobić. Przemiana była szybka automatyczna, idealna.... Opadłam na ziemię w potężną siłą, spojrzałam na Edwarda, myślałam, że będę dumna, zawzięta, silna, pełna władzy i gniewu, ale nie byłam... Moje serce przeszył ból. Starałam się jednak zachować odwage i siłę w postawie.

- Masz racje, wszystko zmyśliłam, bo zawsze będziesz dla mnie wszystkim. Miłość cię zaślepiła, zapach, sylwetka, ciepłota i inne symptomy. Ale teraz już wiesz. Mam gen. Teraz już wiesz.... Gen przekrąśla wszystko, ale to moje dziedzictwo. Musisz odejść. Wiążąc się ze mną powinieneś znać ryzyko, znałeś je. Wiedziałem skąd pochodzę. Teraz nie rań siebie i mnie. To koniec. Musisz odejść... Tak będzie lepiej. - Pomyślałam co z pewnością usłyszał, szok w jakim był sprawił, że nic nie powiedział, ani nie zmienił pozy, ani wyrazu. Zastygnął. Nie mogłam wytrzymać tej chwili niepewności i więc otrzepałam futerko z deszczu i odbiegłam w wilczej postaci. Wiedziałam, że już się nie zobaczymy i nigdy nie dowiem się co czuł i myślał...

Siostra Jacoba Blacka ~ ZmierzchOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz