Rozdział 6

1 0 0
                                    

Pumpkin ubrany był w pstrokatej barwy, luźną koszulę zakrywającą jego tuszę. Siedział niezadowolony w swym biurze obłożony stertą papierów. Pracował od rana, znoił się ciężko, a i tak nie dostrzegał końca swej roboty. Wieże ustawione z dokumentów do przeczytania rosły, zamiast maleć. W zaledwie pół dnia zdążył zużyć jeden kałamarz, a drugi miał już na wyczerpaniu.

Westchnął głęboko. Pod oczyma nosił ogromne wory. Wczoraj nie spał za dobrze, nie znalazł też czasu na krótką drzemkę w pracy, a przez sprawę zabójstwa chodził zdenerwowany. Zgodnie z jego przewidywaniami pod ratuszem powoli zaczęły gromadzić się grupki niezadowolonej lub przerażonej hołoty. Domniemanych okoliczności morderstwa burmistrz słyszał setki – zewsząd dochodziły do niego komentarze z ulicy na temat śmierci młodocianych dziewcząt. Większość z nich stanowiły bujdy nie mające nic wspólnego z rzeczywistością, ale wkrótce Pumpkin będzie zmuszony wyjść na środek mównicy na placu, ażeby wygłosić uspokajające przemówienie. Ta myśl napawała go przerażeniem. Miał być na diecie, lecz przez zaistniałą sytuację ani o niej myślał. Do swojego worka na kalorie – zwanego potocznie brzuchem – wrzucił kolejne dwa kilogramy czystego tłuszczu.

– Beznadzieja – mruknął pod nosem. – Na domiar złego kolejne morderstwo o nadludzko zbliżonych okolicznościach...

Zaraz jak Pumpkina obiegła wieść o nowym morderstwie, prędko kazał posłać po szklanego detektywa. Ale że ten akurat był niedostępny, zatem do swego biura zaprosił wilkołaka Cane'a, który z nudów albo w nadziei, że nie będzie zmuszony wtóry raz wysłuchiwać zrzędzeń burmistrza, streścił mu przebieg kolejnego śledztwa. Nie spotkał się z przychylną opinią czy podziękowaniami. Pumpkin aż kipiał od negatywnych emocji, które nieudolnie próbował zamaskować pracą.

Oliwy do ognia dolewały jeszcze inne nieszczęścia. Zwłoki nowej ofiary zniknęły – dosłownie wyparowały na oczach wilkołaka, zaś miejsca zbrodni, gdzie uprzednio znaleziono oba ciała, rozpłynęły się w powietrzu. Naprawę! Milicjanci dwoili się i troili, lecz tajemnicze zaułki zniknęły z rzeczywistości, ba, nawet mapy miasta ich nie wskazywały. Zupełnie jakby nigdy nie istniały, ale przecież to niemożliwe. Niemożliwe, prawda?

Cane najpewniej uznałby, że jest pijany, zleciwszy zadanie kolegom z fachu. Niestety na sześć ekip poszukiwawczych żadna nie odnalazła śladów po przesmykach. Ludzie mieszkający w pobliżu twierdzili, że takowych nigdy nie było. Doprawdy podejrzana sytuacja. Niestety milicjanci mieli ręce pełne roboty, toteż nie było czasu, aby zabierać świadków na komendę gwoli skrupulatnego przesłuchania. Ograniczono się zaledwie do niezbędnych środków.

Rozbrzmiało delikatne pukanie do drzwi. W progu stanęła elegancko odziana kobieta – sekretarka pana Pumpkina. Ukłoniła się i upewniwszy, iż jej przełożony nie jest zajęty, zagadała do niego, informując o przybyciu gościa, detektywa Syriusza. Jak sam twierdził, posiadał wiedzę, którą musiał się niezwłocznie z burmistrzem podzielić, dlatego też Pumpkin, choć trochę nieuprzejmie, nakazał Syriuszowi wejść do środka.

Po chwili sekretarka zniknęła z progu, a na jej miejsce wstąpił szklany osobnik z dumnie wysuniętą piersią.

– Dzień dobry, burmistrzu – przywitał urzędnika, do kolegi Cane'a lekko skinął głowę.

– Nie takie dobry, ale niech będzie. – Burmistrz darował sobie uprzejmości. Spoglądał na stosy papierów, kartkował dokumenty, lecz jednym uchem przysłuchiwał się detektywowi. Co prawda, zależało mu na jak najszybszym zakończeniu sprawy, jednak już podjął pracę i niejako wkroczył w pewien trans, za sprawą którego nie był w stanie oderwać się od obowiązków. Nie żeby nie chciał, po prostu wiedział, że mu się to nie opłacało. – Ponoć masz dla mnie ważne informacje. Tuszę, iż dotyczą one śledztwa.

Nieprawdziwe morderstwoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz