ASHTON IRWIN FANFICTION
Przyspieszyłam kroku kierując się na najbliższy przystanek autobusowy w okolicy , kawałkiem szarego swetra , który został mi jako ta rzecz cieplejsza z wszystkich które teraz posiadałam , starałam się ogrzać marznące dłonie. Nieprzyjemnie zimny deszcz miarowo uderzał o moje zaczerwienione policzki. Gdyby popatrzyć w górę , można byłoby dostrzec tylko kłąb nadzwyczajnie szarych chmur i czuć jak porwisty wiatr smaga ciało. Zaczynałam dostawać dreszczy. Powodem nie było zimno , a powstrzmywany atak paniki , kuło mnie w piersiach a wina leżała po stronie obrazu przyrody, która aż za bardzo przypominała mi przerażający dzień w którym po raz pierwszy straciłam tych których kocham.
Obserwując domy nie dało się nie zwrócić na to uwagi - Okolica opustoszała , nawet państwo Gian pochowali wszelkie narzędzia do grilla , który swoją drogą tutaj w Rayne stanie Luizjana można było urządzać codziennie. Konkurowaliśmy z Teksasem o najbardziej upalne dni w roku , ale dzisiaj wszyscy mieszkańcy mojego rodzinnego miasteczka ukryli się w schronie. O nadciągajacym zagrożeniu trąbiło już w całych Stanach a nasza okolica ponownie narażona była na fale uderzenia powtórki huraganu Katrina. Oczywistą sprawą była przesada w plotkowaniu ludzi. Zadaniem władz było kontrolowanie paniki, ja sama wiedziałam , że to co dzieje się w tej chwili to pryszcz w porównianiu do wypadków w 2005 roku , ale ludzie woleli dmuchać na zimne. Moja rodzina znalazła się w ogniu jednego z najgorszych uderzeń akurat w Rayne , straciłam tatę i siostrę , miałam 10 lat.
Po Katrinie zostały znikome ilości dowodów na jakąkolwiek jej obecność, sąsiedzi byli przygotowani , specjalne domy, schrony, pirunochrony , obciążniki to całe ich życie. Moja rodzina nie miała tyle szczęścia. Informacja dotarła za późno, podczas przewożenia rodzice przestali panować nad samochodem , wiatr był zbyt porwisty. Z samochodu udało się wyjść tylko mi i mojej mamie , Abigail i tato zginęli od za mocnej siły uderzenia a potem pochłonął ich cyklon. Potrząsnęłam panicznie głową pozbywając się okrutnych obrazów. Nie mogłam się rozpraszać , musiałam być silna. Już od dawna czułam , ze coś jest ze mną nie tak, potrzebowałam ochłonąć i zasmakować ucieczki. Ostatnie słowa mojej mamy kiedy odchodziła brzmiały "Spełnij marzenia Avril".
Prychnęłam w duchu , pomieszanie żalu , smutku i bezradności już od 2 miesięcy panował nad moim ciałem. Wczoraj sprzedałam dom i przez przelew spłaciłam wszystkie długi i koszty leczenia mojej mamy. Od dwóch miesięcy zostałam sama na świecie. To co mi zostało to stary zielony plecak w którym miałam trochę bielizny , mnóstwo bezrękawników , obcisłych dżinsów, 500 dolarów zarobionych w Waffle House przy 309 S Cunninham Street i broń.
Nie miałam telefonu ale potrafiłam postrzelić tak aby ofierze zostały dziurki w uszach.
Słowa mojej matki wydają się idiotycznie głupie z opisem mojego bogactwa. Przez te dwa miesiące nocowałam u mojego najlepszego przyjaciela Spencera , kiedy dowiedział się o moim planie stwierdził , że żartuje ale gdy termin tornada zaczął zbliżać się niebezpiecznie , przeraził się. Wyznał mi miłość i oferował małżenstwo. Był w stanie utrzymywać mnie do końca życia. Nie chciałam nawet przyjmować tego do wiadomości , uzależnienie od ludzi prowadziło tylko do ich utraty a ja przy kolejnym razie nie dałabym rady. Innym argumentem przeciw było to, że wiem jakim człowiekiem był Spencer , chodziliśmy w wieku 16 lat , często chciał żebym nosiła jego koszulki , twierdził , że tak zachowują się pary. Pod koniec 2012 roku moja mama zachorowała. Podczas kiedy ja pracowałam, uczyłam się do specjalnej matury bez konieczności szkoły dziennej i byłam ostoją mojej mamy, on zaczął posuwać nastolatki , które miały mniej bagażu emocjonalnego. Znalazłam go na tylnym siedzeniu Becci Gian gdy lizał jej piersi. Załamał się , błagał o ponowny związek. Wybaczyłam mu , wróciliśmy do przyjaźni. Rozumiałam go ale on nigdy nie rozumiał mnie.
Przeżycie tornada na zewnątrz w bezpośrednim kontakcie z taką siłą , miał mnie przywrócić do życia. To nie jest tak , że jestem nienormalną samobójczynią , postąpienie w ten sposób miało pokazać mi samej , że jestem w stanie pokonać strach dzeciństwa. Potrzebowałam tego jak rześkiego powietrza w płucach , a przystanek autobusowy miał być pierwszą stacją po wydarzeniu. Już od dawna obserwowałam informację nad ewentulanym wystąpieniem cyklonu , miałam wystarczającą wiedzę na temat pogody i tego czy jestem w stanie to przetrwać -spędzenie nocy na przystankowej ławce w wietrze do której swoją drogą zaczęłam dochodzić. Przysiadłszy na skraju jak najbliżej metalowo- drewnianych płyt chroniąc się przed zimnem westchnęłam. To ostatnia czynność idealnie zaplanowana w ciągu ostatnich dni , po tym zdaję się na przypadki. Siedziałam tępo wpatrujc się w plamy ciemniejszego granatu na moich trampkach. Po trzydziestu minutach zaczęło się ściemniać , wiatr i grzmoty przybierały na sile. Moja klatka piersiowa zafalowała z wysiłku jaki musiałam włożyc w to żeby nie uciec , gdyby Spencer mnie teraz zobaczył..Zabiłby mnie a potem zamknął w klatce. O tej części planu nie miał pojęcia, uznałby mnie już naprawdę za wariatkę. Miałam tu przespać noc a potem jak najwcześniej rano wsiąść w ratunkowe busy , które tak naprawdę będą przejazdem , huragan będzie wyglądał tak jak teraz , może się nasili ale nie powinno przerodzić się to w Katrinę. Wraz z każdym oddechem , hałasy docierały do mnie jakby z oddali , czułam , że zasypiam.
Gwałtowne szarpnięcie przywróciło mi świadomość ,machinalnie zerwałam się na nogi i spostrzegłam , że spadłam z drewnianej deseczki służącej mi za łóżko. Rozciągnęłam się wciągając wilgotne, świeże powietrze. Wychodząc poza metalowe płyty przystanku lepiej przyjrzałam się miasteczku Rayne. Po wszystkim można już stwierdzić zwyczajny huragan. Wszędzie walały się wywiane śmieci i drobne narzędzia użytku codzienngo. W ogromnych kałużach odbijały się pierwsze promienie słoneczne , zapowiadające kolejny parny dzień, jak gdyby tej nocy nic szczególnego się nie wydarzyło. Wyczułam czwartą nad ranem , żadna roślina nie postanowiła się jeszcze odsłonić w całej okazałości. Związując włosy w koński ogon gratulowałam sama sobie, idealna pora na pobudkę , busy ratunkowe powinny być lada chwila. Zaczęłam wytaczać butem kółka w betonie , była jeszcze zbyt wczesna pora aby myśleć o swoich odczuciach. Skupiłam się na grzebaniu trampkiem w kamieniach i rytmicznym zginaniu palców. Dziwactwo przerwał dźwięk rospryskującej się wody , uniosłam głowę. A oto przede mną wyrósł o wiele mniejszy bus niż się spodziewałam, tak jak myślałam - był objazdem po mniejszych miasteczkach. Pospiesznie zerknęłam za szyby , w środku kręciło się kilku starszych ludzi , zapewne pozbieranych losowo z wcześniejszych przystanków. Na szczęście nikt nie był z Rayne , zależało mi na tajemnicy , plotki w tym miejscu rozchodziły się bardzo szybko. Otwartą dłonią klepnęłam dwa razy drzwi , a kierowca przyjrzał mi się z konsternacją , nie zdziwiło mnie to. Miałam dziewiętnaście lat , brak pieniędzy powodował , że ubierałam się w second handach i nie malowałam się. Wyglądałam jak młoda i świeża szesnastolatka , dojrzałość jaka tliła się we mnie przez wypadki na mojej drodze można było dojrzeć tylko przy dłuższym przypatrywaniu. Kierowca wpuścił mnie , nie pytał o zapłatę , busy ratunkowe były za darmo, miały przewozić ludzi do Lake Charles stanową dziesiątką gdzie znajdował sie główny dworzec. Taki też miałam cel.
Pospiesznym krokiem dostałam się na siedzenia po środku i oparłam głowę o chłodną szybę. Nie byłam pewna co odczuwałam. Byłam zadowolna z samej siebie ale i tak ogarniało mnie przytłoczenie za każdym razem gdy pomyślałam o słowach mamy i troską w jej oczach. Wiedziała , że odmawiałam sobie wszystkiego , chciała mojego szczęścia i wierzyła we mnie. Ta wiara napełniała mnie nadzieją , liczyłam , że podróż w nieznane mnie zbawi a przede wszystkim wyprowadzi na jakąś drogę. To co pozostawiałam za sobą już dawno straciło swój kolor , bez mamy przestałam należeć do Rayne , Luizjany czy nawet Spencera. Musiałam po prostu ruszyć dalej.
HEJ , nie mam pojęcia ile was tu zostało po usunięciu New Generation INFO jest na moim profilu w innych pracach , bardzo mi tego wszytskiego żal ale to dało mi kopa do zrealizowania mojego marzenia o czymś poważniejszym , W końcu! :)
CZYTASZ
On The Road - W Drodze
Fanfic-I od razu zaczęłaś wymachiwać bronią? Do cholery, mała, skąd jesteś? Większość znanych mi dziewczyn zaczęłaby piszczeć albo coś w tym rodzaju. Większość dziewczyn , które znał , nie musiała dbać o siebie przez ostatnie trzy lata. Ja zajmowałam s...