12. Nic nie trwa wiecznie

414 51 51
                                    

Charlotte siedziała przed salą sądową w oczekiwaniu na proces. W dłoni ściskała teczkę, w której znajdowały się wszystkie potrzebne dokumenty. Cały dzień jednak nie potrafiła się skupić. W jej głowie na przemian pojawiały się myśli odnośnie Madelyn i Coltona. Nie umiała zrozumieć, dlaczego sprawa mężczyzny tak bardzo zawracała jej głowę. Był ostatnią osobą, o której powinna myśleć w tej chwili. Już dawno się od niego odcięła, zostawiając przeszłość za sobą.

Jednak jego wzrok, gdy w jej mieszkaniu pojawił się Aiden z Ambar, dziwnie ściskał jej serce. Wyglądał, jakby właśnie zabrano mu najcenniejszą rzecz na świecie. Ciężko było jej to zrozumieć, ponieważ stracił ją już przecież pół roku wcześniej. Musiała coś źle zinterpretować w szale tych wszystkich emocji, które przepełniały ją w tamtej chwili. Colton Trevino nie był przecież ofiarą. Colton Trevino był oprawcą, który nie wahał się poprzez piękne kłamstwa krzywdzić ją dalej.

Z wiru myśli wyrwał ją widok osoby, której nie spodziewała się dzisiaj tu widzieć. Przyglądała się kobiecie, która ze pokojem podeszła do niej i stanęła przed nią. Minęło dużo czasu, odkąd widziały się ostatnim razem. Nie zmieniła się, co lekko uspokoiło Charlotte. Jej twarz cały czas pozostawała łagodna, co świadczyło o braku nienawiści w jej kierunku.

     – Pani mecenas – przywitała się z Sheperd, zachowując jednak między nimi pewien dystans.

     – Dobrze cię widzieć, Charlotte. – Uśmiechnęła się delikatnie i westchnęła cicho. – Szkoda, że w takich okolicznościach.

Char pokiwałą głową, zgadzając się z byłą szefową. Żałowała swojego zachowania sprzed pół roku. Podczas szybkiej ucieczki z Prescott, zdążyła wysłać Penelope tylko wypowiedzenie. Odcięła się całkiem od tego środowiska, nie zaszczycając kobiety nawet najprostszymi wytłumaczeniami. A ta niewątpliwie na nie wtedy zasługiwała.

     – Gdzie Madelyn? – spytała w końcu, przerywając ciszę. Nieobecność przyjaciółki w tym momencie stała się dla niej naprawdę niepokojąca. Moment rozpoczęcia rozprawy zbliżał się nieubłaganie, a obrońca oskarżonego nadal się nie pojawił.

     – Jest zajęta – rzuciła Penelope, ucinając temat.

Charlotte zmarszczyła brwi, zaskoczona reakcją Penelope. Kobieta zachowywała się tak, jakby Char nie mogła o czymś bezwzględnie wiedzieć. Dopiero po chwili dotarł do niej fakt, co mogło to być.

     – Wiem o układzie – szepnęła w stronę starszej kobiety, aby nikt ich nie usłyszał. – Wiem od Madelyn. Torres nic mi nie powiedziała. Nie popieram tego, co zaraz ma się tu wydarzyć.

Sheperd spojrzała na nią lekko zaskoczona, jednak szybko uspokoiła się, widząc szczerość w twarzy osoby, którą zdążyła poznać już na wylot. Wzięła głęboki oddech i wypuściła głośno powietrze.

     – Madelyn nie przyjdzie.

Cisza, która nagle zapanowała na korytarzu, zdawała się być efektem wypowiedzianych chwilę wcześniej słów. I gdyby nie fakt, że kobieta niemal wyszeptała swoje zdanie, można by było pomyśleć, że usłyszeli je wszyscy zebrani. Charlotte miała naprawdę wiele pytań i chciała zadać pierwsze, jednak Penelope wyprzedziła ją o pół słowa.

     – Robi się tłoczno. Lepiej, aby nie widzieli nas razem – rzuciła i z lekkim uśmiechem oddaliła się, idąc przed siebie.

Charlotte stała w miejscu, nie mogąc się ruszyć. Wszystko, co ją spotykało, było dla niej szokujące. Sytuacja, w której się znajdowała, dezorientowała ją z sekundy na sekundę coraz bardziej. Skoro znajdowała się tu Sheperd, oznaczało to, że to ona zajmie się obroną Ambrosio. Nie rozumiała jednak, jak do tego doszło ani tym bardziej gdzie jest Madelyn, której w obecnej chwili groziło spore niebezpieczeństwo.

Nie możesz zapomniećOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz