--- 3 ---

277 65 13
                                    

Po śniadaniu Łukasz dał mi godzinkę na poranną toaletę, a sam poszedł sprawdzić czego brakuje w jego lodówce. Nie byłam pewna, czy tak szybko powinnam ufać obcemu facetowi. Możliwe, że tylko udawał miłego. Na całe szczęście zabrałam ze sobą gaz pieprzowy. Jakby zaczął się do mnie przystawiać, to szybko pokazałaby mu, gdzie jego miejsce. Ponoć nie jest gwałcicielem, ale ja tam wolę mieć pewność. Ojciec lubił powtarzać, że przezorny zawsze ubezpieczony. I ja mu wierzę.

Wzięłam szybki prysznic w łazience na piętrze. Ta na dole była częściej używana i zbyt klaustrofobiczna jak na moją strefę komfortu, którą już i tak mocno nadwyrężyłam w ciągu ostatnich godzin. Koniecznie muszę ją doszorować i do poniedziałku jakoś tutaj przetrzymam. Wyjęłam z torby kilka ulubionych sukienek i szybko zrobiłam delikatny makijaż. Połowa rzeczy, które ze sobą przywiozłam i tak byłaby bezużyteczna. Szpilki Jimmy Choo, granatowa miniówka obszyta cekinami, najnowszy model lokówki od Dyson i miesięczny zapas kapsułek do automatu Nespresso. Nie wiem, dlaczego tak sobie mądrze założyłam, że każdy, w tym moja świętej pamięci babcia, ma w swoim domu przynajmniej podstawowy model automatu do kawy tej marki. Dobrze, że chociaż w ostatniej chwili spakowałam do torby płaskie sandałki. "Na wieczorne spacery po lesie," pomyślałam. Miałam ochotę przybić sobie piątkę, ale prosto w czoło. Kiedy ustalona godzina dobiegała końca, sięgnęłam po prostą, kobaltową sukienkę. Jako jedyna nie wyglądała jakby przebiegło po niej stado koni. Dobrałam do niej cienki, srebrny pasek, idealnie pasujący do butów.

Nie musiałam długo czekać i punkt jedenasta usłyszałam dźwięk klaksonu pod bramką. Sięgnęłam za torebkę i po dokładnym zamknięciu drzwi, tak dla pewności, żeby otwarte nie skusiły prawdziwego włamywacza, osłupiałam. Łukasz, mój sąsiad, ten sam, który jak się domyślam, wywijał mopem, w którejś z londyńskich restauracji, machał mi ręką z wypolerowanego na błysk srebrnego Mercedesa.

– Widzę, że wcale się co do ciebie nie myliłam. Wręcz pomniejszyłam twoje osiągnięcia. Za dnia jesteś włamywaczem, a nocami zapewne okradasz banki. Ewentualnie handlujesz dragami. Najpewniej jedno i drugie.

Łuskasz zaśmiał się, choć wcale nie opowiedziałam mu żartu. Koleś na bank robił coś nielegalnego i dlatego ukrywał się w tej mieścinie.

– Mamy dzisiaj randkę? – zapytał, ignorując mój przytyk, czytaj: milczenie oznacza zgodę.

– Randkę? Z tobą? Raczej sobie odpuszczę – wiedziałam, że pije do mojego wyglądu. Podczas mojego wczorajszego runmagedonu zdążyłam dostrzec panujące tutaj trendy modowe. Powiedzmy tak, nawet w najprostszej sukience jaką posiadałam, byłam tutaj mocno wystrojona.

– Jak uważasz amazonko, twoja strata – jeśli myślał, że po nazwaniu mnie amazonką poczuję wyrzuty sumienia, za to jak rano go potraktowałam to bardzo się mylił. Wszedł nieproszony do mojego domu. I tak miał szczęście, że nie byłam w posiadaniu paralizatora.

– Nie sądzę, żebym wiele traciła odmawiając sobie randki z lokalnym podrywaczem.

Oczywiście, że to zauważyłam. Ledwie wyjechaliśmy na główną drogę, a ten zdążył już oczarować swoim uśmiechem dwie dziewczyny. Każda z nich dosłownie prostowała się na widok zbliżającego się samochodu. On oczywiście znów zignorował moje słowa i kontynuował rzucanie uśmiechów na prawo i lewo.

Kiedy weszliśmy do marketu, mój sąsiad przeszedł samego siebie.

– Witam drogie panie, na wasz widok dzień staje się piękniejszy – co za żenada. Ten facet nie miał za grosz wyczucia. Pragnęłam zapaść się pod ziemię, ale że nie byłam w stanie tego uczynić, odsunęłam się od niego na kilka metrów. Jakby co, to ja go nie znam.

Z Miłości [WYDANA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz