--- 4 ---

244 62 8
                                    

Nareszcie byłam sama, a przestrzeń wokół mnie niezakłócona uroczym, acz głupkowatym uśmiechem tego wiejskiego Casanovy. Bez wątpienia pan Bóg był dla niego zbyt łaskawy, zanadto obdarowując urodą. Miał śniadą cerę, kruczoczarne włosy i nieprzyzwoicie wyrzeźbioną sylwetkę. A jego zielone, kocie tęczówki były niczym wisienka na torcie. Podobał mi się, nie ukrywam. To typ urody, która przyciąga spojrzenie praktycznie każdej kobiety. Jednak głupi uśmieszek, pomimo iż seksowny i obrzydliwa arogancja, choć pewnie uzasadniona, z miejsca przekreślały go grubą, czarną krechą. Łukasz był świadomy, jak działa na kobiety i bezwstydnie to wykorzystywał. A ja nie znosiłam takich typków. Na szczęście istniało ryzyko, do tego bardzo wysokie, że od rozglądania się na boki za dziewczynami, odpadnie mu kiedyś głowa.

Wystarczy marnowania myśli na tego przygłupka, czas wziąć się za pracę.

Nie kupiłam nic mrożonego, więc torby z zakupami rzuciłam na stół i udałam się na piętro do łazienki. Musiałam zrobić wszystko co w mojej mocy, żeby ten weekend jak najszybciej mi minął. Uznałam więc, iż gorąca kąpiel będzie jak lekarstwo i pomoże w rozluźnieniu skurczonych mięśni. Powinna też oczyścić nie tylko ciało, ale też naładowany negatywnymi myślami umysł. Wcześniej, w jednej z kuchennych szafek znalazłam zestaw mega sprzątacza. Osiem różnych detergentów, płyn do mycia okien, podłóg, drewna, ceramiki, toalet, uniwersalny w dwóch zapachach i mleczko do czyszczenia. Ściereczki, zmywaki, szczotki różnej wielkości, mop oraz miotła. Zamiłowanie do czystości miałam już od dziecka i w końcu znalazłam jakieś spoiwo łączące mnie z babcią. Musiałam przyznać, że dom był wyjątkowo czysty. Wczoraj tego nie dostrzegłam, przytłoczona Ilością boazerii. Łazienka na piętrze nie była często używana. Zarówno armatura jak i mięciutki dywanik, wyglądały jak nowe. Życie babci bez wątpienia skupiało się na parterze. Bardziej dla zasady niż z konieczności wyszorowałam wannę i rozpuściłam w niej waniliową kulę do kąpieli. Przywiozłam ją ze sobą, jak również zapachowe świeczki w ramach weekendowych zabiegów spa. Dzisiaj wyjątkowo było mi to potrzebne. Kula tak mocno się pieniła, że kiedy weszłam do wody, biały puch wypłynął poza krawędzie wanny. Wygodnie oparłam głowę próbując nie myśleć o spadku, pragnieniu powrotu do Warszawy ani już tym bardziej o moim narcystycznym sąsiedzie. Cisza i spokój. Wdech i wydech. Odpoczynek. Dzisiaj będę miała wspaniały dzień. Jestem piękną kobietą. Jestem mądrą kobietą. Jestem silna i wartościowa. Zawsze byłam. Już od dziecka ze wszystkim dawałam sobie radę sama. Mama chirurg dentysta, po długich godzinach pracy oddawała się w ręce przystojnego Latynosa, trenując sambę. Ojciec kardiolog, kochał pływanie. Nie chcieli mieć dzieci. Żyli pracą i własnymi pasjami. Planowali aborcję, czemu stanowczo sprzeciwiła się moja babcia. Tylko dzięki niej przyszłam na świat i to ona zajmowała się mną w pierwszych latach życia. Zupełnie tego nie pamiętałam. Po moich narodzinach, ojciec poddał się zabiegowi wazektomii. Nie bardzo wiem, dlaczego opuściliśmy Kadzidło. Moi rodzice otwarcie odpowiadali, nawet na bolesne dla mnie pytania, jednak nigdy nie wytłumaczyli tej decyzji. Założyłam więc, że to przez wzgląd na pracę rodziców. Obydwoje chcieli się rozwijać, a mieszkając w małej miejscowość powiatu ostrołęckiego, nie mieli ku temu warunków. Rodzice szybko osiągnęli sukces i spełnienie finansowe. Ja, plątałam im się jedynie pod nogami, przez co najczęściej zostawałam odsyłana do swojego pokoju. Przez długi czas byłam zamknięta w sobie. Nie miałam nic z obecnej przebojowości.

***

W piątej klasie szkoły podstawowej wygrałam konkurs na najlepszy wierszyk o tematyce: „Za co kocham swoich rodziców".

„Moi rodzice są wzorem do naśladowania,
Ciężko pracują, by podarować mi skarby świata.
Pocieszają, kiedy jest mi smutno,
Przytulają, gdy mam zły dzień.
Uczą mnie, jak być dobrym człowiekiem.

Moi rodzice są bardzo mądrzy,
Zostali lekarzami, by pomagać cierpiącym.
Rozumieją ich problemy,
Mama wie, jak naprawić zepsuty ząb,
Tata skrzywdzone serduszko.

Moi rodzice są wspaniali i troskliwi,
Dbają o mnie każdego dnia.
Razem czytamy książki,
Razem słuchamy muzyki,
Razem chodzimy na spacery.

Oni i ja, my.
Trzej Muszkieterowie."

Pomimo upływu lat, doskonale pamiętałam ten wierszyk. Zdobyłam wtedy pierwszą nagrodę i od tamtego momentu, zaczęła się moja przygoda z poezją. Zamknięta w czterech ścianach pokoju, przelewałam swoje uczucia na papier. Nie te prawdziwe, tylko te, którymi chciałam żyć. Nasz dom nie był szczęśliwym miejscem. Był cichym grobowcem. Rodzice zawsze mieli ważniejsze sprawy na głowie. Sympozja, pacjenci, ich własny rozwój zawodowy. Napisałam tamten wierszyk z nadzieją, że wygrana przykuje ich uwagę. Dostrzegą mnie i w końcu wpuszczą do swojego życia.

– Oczywiście, że postaramy się tam być – zapewniła mama, nawet nie wysuwając nosa znad książki naukowej, kiedy zapytałam, czy pojawią się z tatą na apelu.

Miałam wtedy zaledwie jedenaście lat, ale rozumiałam, że moje życie nigdy nie będzie takie samo jak rówieśników. Nie mogłam radośnie skakać przed blokiem, marnować czasu na zabawę, czy dziecięce przyjemności. Musiałam być najlepsza. We wszystkim. Najlepsza uczennica, zwyciężczyni wszystkich konkursów, najgrzeczniejszy dziecko w klasie, najsympatyczniejsza koleżanka. Tylko tak mogłam wyżebrać choć odrobinę uwagi rodziców.

– Brawo, brawo, brawo, wspaniały wierszyk Monisiu. Rodzice muszą być z ciebie bardzo dumni – pochwaliła nauczycielka, prosząc, by mama i tata dołączyli do mnie na scenie. – Halo – kobieta przyłożyła rękę do czoła, zapewniając sobie lepszą widoczność, ograniczoną przez oświetlenie – zapraszamy rodziców naszej laureatki, niech do nas dołączą. – Początkowo głośne oklaski powoli traciły na intensywności, aż zamieniła je grobowa cisza. Krępująca, ciągnąca się w nieskończoność cisza. Nagle usłyszałam szmery ludzkich ciał, rozglądających się dookoła i znowu cisza. Stałam i wyobrażałam sobie twarze wszystkich zgromadzonych. Najpierw lekkie zakłopotanie, później współczucie, a na koniec złość, że ta mała, zdolna dziewczynka, jest tutaj zupełnie sama. Byłam sama.

Całą sytuację uratowała nauczycielka śmiesznym komentarzem, a ja w końcu mogłam zejść za sceny, z daleka od współczujących spojrzeń zgromadzonych.

Z Miłości [WYDANA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz