--- 1 ---

341 68 21
                                    

MONIKA

Nie miałam nawet siły zastanawiać się, jakim cudem do tego dopuściłam. Odziedziczona po zmarłej babci willa na dwunastoakrowej działce, miała być miłą odskocznią od miejskiego życia, które notabene kochałam całym sercem. Tym gorzej, ponieważ zachwalany przez mecenasa Bogdańskiego spadek, okazał się piętrową ruderą sprzed co najmniej stu lat. Do tego mieścina, w której ponoć spędziłam pierwsze lata swojego życia, nie oferowała nawet tak podstawowych usług jak taksówka.

– Panienka pieszo w dwadzieścia minut tam zajdzie – stwierdził mężczyzna siedzący na przystanku autobusowym, kiedy pokazałam mu karteczkę z adresem – najpierw prosto, a jak dojdzie panienka do kościoła, to skręci w lewo. Później znów prosto. Cmentarz minie, stadion minie i Pomnik Szwedzki. To za tym pomnikiem jeszcze trochę prosto, aż pod sam las. Tam mieszkała świętej pamięci Eugenia.

Dwadzieścia minut marszu na dziesięciocentymetrowym obcasie, ciągnąc za sobą trzydziestokilogramową torbę, zamieniło się w ponad godzinną katorgę. I tak jak już wspomniałam, cel okazał się nie wart zachodu. Patrząc na odpadające okiennice i drewnianą elewację budynku, miałam ochotę walić głową o ścianę, wyklinając w niebogłosy jak bardzo nienawidzę Jarka. Do tej pory mojego szefa, przyjaciela i kochanka, a w tej chwili głównego winowajcę wszystkich problemów.

– Dzień dobry panienko – zachrypnięty głos wyrwał mnie z obłędu, przez który omal nie eksplodował mi umysł.

Odwróciłam się i prawie oślepłam. Po drugiej stronie furtki, stała otyła kobieta w rozciągniętej, białej koszulce z napisem „whisky", długich czarnych legginsach, neonowo – różowych japonkach i gumce do włosów w tak samo rażącym kolorze. Jej przetłuszczonym strąkom na głowie, nie chciałam poświęcać nawet chwili uwagi.

– Panienka to pewnie wnucka Eugenii, co?

Wprost cudownie. Jeśli czeka mnie miesiąc wśród ludzi tego pokroju, to na pewno zacznę pić. Whisky na dobry początek. Jarek i te jego pomysły. „Odziedziczyłaś dom na wsi?! Fantastyczna sprawa. Weź urlop, pojedź tam, pomyśl nad renowacją, zacznij w końcu robić coś dla siebie". Nie znosiłam tych jego absurdalnych pomysłów. Dlaczego niby każdy miał odpoczywać od pracy? Ja akurat swoją uwielbiałam i wcale nie potrzebowałam urlopu.

– Języka ni ma? Cuś taki mruk? – narzucała się kobieta w języku, którym władałam jedynie połowicznie. Bardziej na domysły.

– Tak, jestem wnuczką Eugenii – przyznałam, modląc się w myślach, by obca nie wysunęła w moim kierunku tych brudnych łapsk.

– Pikny kawał zieni sie panience trasiuł, a i dom niemały, bedzie gdzie dziecioki bazic, bo chyba menza to ma, co? – No jasne, nie minęła nawet minuta, a babsztyl już zaczął wścibiać nosa w nie swoje sprawy. Postanowiłam ignorować jej pytania i żyć nadzieją, że za chwilę odpuści i sobie pójdzie. Niestety, kobieta niezrażona brakiem odpowiedzi kontynuowała – Eugenia to skromna kobzita była, moze i grosa troche uciułała. We wsi gadali, ze konto w nieście załozyła, ale jo tam nie ziem, cy to prawda.

Myślałam, że wyjechałam na wieś. Do Kadzidła, ponoć najpiękniejszej gminy w województwie mazowieckim. Teraz natomiast, skłonna byłam uwierzyć, że znalazłam się na innej planecie. Zamiast windą do nieba, zajechałam autobusem do wariatkowa. W obcisłym, czarnym topie, kubełkowej spódnicy ze złotym obszyciem i niebotycznie wysokich, czarnych szpilkach, wyglądałam w tym miejscu bardziej groteskowo niż ten dziwny ufoludek naprzeciw mnie.

– Tak, dom jest zdecydowanie za duży. Po remoncie planuję wystawić go na sprzedaż.

Sama nie wiem, dlaczego postanowiłam się z nią tym faktem podzielić. Kobieta jakby się zakrztusiła. Nagle wybałuszyła oczy i cała poczerwieniała na twarzy, po czym bez skrępowania zaczęła mnie bluzgać.

Z Miłości [WYDANA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz