Mały człowiek spał spokojnie, gdy drzwi do jego pokoju się otworzył, w porównaniu z wielkości łóżka był maleńki.
Garnitur miał pokrył krwią, białą twarz też ubrudził litrami krwi, długo będzie się mył po tym a garnitur jest do wyrzucenia.-Mmyyhh...Kochanie?
~Śpij kochanie-Pogłaskał go po włosach i rozebrał się i położył obok niego szczelne zasłaniając delikatne ludzkie ciało.
Jego człowiek schował głowę w jego szyi i zasnął kamiennym snem. Bezpiecznie niczym dziecko spał i mruczał w ramionach starszego.
Operator zasnął w końcu bezpiecznie i spokojnie od paru dni.Obudził go bardzo przyjemny zapach, mianowicie ktoś zawitał mu do pokoju z tacką z jedzeniem.
Tyler był perfekcyjny, takiego męża potrzebował, takiej pobudki pragnął.
-Dzień dobry, mam nadzieje, że spałeś dobrze...
~Hejj, tęskniłem
-Ja bardzo, a teraz zjedz i czeka cię wielkie witanie -Pocałował go w czoło i wyszedł z pokoju na moment do łazienki gdzie znalazł uwalony w krwi garnitur.
-Widzę, że miałeś dużo roboty
~To tylko garnitur, mam ich pełno
-Wiem! Jednak, coś ty robił, że taki brudny?
~Dużo...
-Chętnie posłucham
~Psychopata
-Odezwał się normalny, jedzzzz- Tyler zmusi go do normalnego posiłku, nakarmił go z uśmiechem i pocałował w policzek.
-Smakowało?
~W końcu coś normalnego do zjedzenia, było cudowne~ Tyler jeszcze raz go pocałował i wyskoczył z łóżka, odłożył naczynia na stoliczek i wyciągnął partnera z łóżka.
Będąc tylko w zwykłych ,,cywilnych'' ubraniach zszedł do salonu.
Przywitała ich bardzo dziwna zmieszana rodzina, bo mogą się nie trawić, mówić, że się nienawidzą, ale każdy wie, że drugi by wskoczył za każdym w ogień.
Nie, moment, Jeff i Jana są nie do naprawienia, zrozumiałe w końcu.
-Paczcie kto postanowił wrócić?
~Za godzinę bądź gotowy, trzeba zrobić patrol w lesie- Masky syknął wściekle, nawet odezwać mu się nie wolno, bo ma przekichane, ale i tak się cieszył z widoku swojego szefa.
Wszyscy byli znów w jednym miejscu, czy to bezpieczne, aby w razie namierzenia ich przez policje byli wszyscy razem? Nie, oczywiście, ale upewnili się, że ich nie znajdą.Że ich rodzina jest bezpieczna.
Tyler pociągnął gdzieś Operatora, do ogródka, gdzie ich ogród znów był zadbany a parę dołów w których zbierali ciała w końcu były zakryte ziemią i otoczone płotkiem, aby nikt tam nie kopał.
~Nie było nas tydzień tylko, co tu się stało?
-Twoje Proxy mieli za dużo czasu wolnego, a dziewczyny za dużo kwiatków w pokojach w doniczkach i o to tutaj jesteśmy
~Ładnie tutaj, w końcu...
-Wiem, postarali się co nie?~Blondyn patrzył przed siebie, w las, ze spokojnym i rozczulonym wyrazem twarzy.
~Coś cię trapi?
-Nie, po prostu jestem szczęśliwy wiesz? Dziękuje ci...-Przytulił się do niego, oparł głowę o jego rękę i zamknął swoje niebieskie oczka.Dla Slendera był to znak, Tyler naprawę go kochał... Naprawdę miał rodzinę.
W końcu.End.